We wtorek od samego rana podskakiwałam z radości i wrzucałam na fb zdjęcie Igi Świątek, prosto z oficjalnej strony Światowej Federacji Kobiecego Tenisa – WTA, z napisem: Champion oraz komentarzem: „Simply. Unstoppable. Iga Świątek is your 2023 WTA Finals CHAMPION”.

WTA Finals jest tenisowym turniejem kobiet rozgrywanym corocznie od 1972 roku, na zakończenie sezonu tenisowego. Awans do niego uzyskuje 8 najlepszych zawodniczek świata według klasyfikacji WTA Race, podsumowującej występy tenisistek w danym sezonie oraz 8 par najlepszych deblistek w danym roku. Turniej jest piątym co do prestiżu wydarzeniem w ciągu roku, zaraz po turniejach Wielkiego Szlema: Australian Open, French Open, Wimbledonie, US Open. Jest też uważany za nieoficjalne mistrzostwa świata.

Jest on rozgrywany nietypowo jeśli chodzi o zawody tenisowe, bo zamiast tradycyjnej drabinki, tenisistki rywalizują w dwóch grupach po cztery osoby. Dwie najlepsze zawodniczki z każdej grupy awansują do półfinałów, a zwyciężczynie półfinałowych meczy grają o trofeum. Taki sam systemem mają też zawody deblowe oraz rozgrywane męskie ATP Finals, które jeszcze przed nami.

W tym roku dość długo nie wiedzieliśmy gdzie będzie rozgrywany finałowy turniej. Ostatecznie gospodarzem WTA Finals został meksykański Cancún. Przepięknie położony nad morzem Karaiskim Cancún jest jedną z najbardziej luksusowych miejscowości wypoczynkowych w Meksyku. Ale poza pięknem przyrody i luksusem wszystko pozostałe jest tam typowo meksykańskie, czyli od strony organizacyjnej towarzyszył finałom WTA, jak to się mówi po naszemu: „niezły Meksyk”.

Najpierw organizatorzy musieli wybudować na szybko kort na polu golfowym, bo okazało się, że pierwotny obiekt, hala Plaza de Toros, został już wcześniej zarezerwowany na koncerty. Kort oddano do użytku dopiero na dzień przed rozpoczęciem turnieju, a jego nawierzchnia budziła sporo kontrowersji. Potem swoje zrobiła fatalna pogoda. Z powodu deszczowej i wietrznej aury, niektóre mecze były przerywane i przekładane, przez co zmagania w Cancún przeciągnęły się do poniedziałku (a naszego wtorku) i trwały aż dziewięć dni.

Jeszcze przed pierwszymi piłkami turnieju odbyła się sesja fotograficzna tenisistek grających  w turnieju. I tu wyskoczył mały zgrzyt. Wszystkie zawodniczki ubrane były na biało. Jedynie nasza Iga Światek miała na sobie długą czerwoną suknie, w której wyglądała przepięknie.

Jak to się stało, że Świątek jako jedyna wystąpiła nie w bieli, a w czerwieni? – Za tą sytuacją nie stoi żadna wielka historia. Wybrałam tę sukienkę kilka miesięcy temu. Dopiero później WTA przysłało nam maila, że powinnyśmy ubrać się na biało. Pomyślałam: „Serio? Przecież nie wychodzę za mąż” – wyjaśniała mediom Iga Świątek.

– Spytałyśmy, czy nie możemy obejść tego wymogu. Kilka godzin później otrzymałyśmy maila, że nie ma problemu i możemy ubrać się w to, co tylko chcemy. Nie wiem, czy wszystkie zawodniczki to zauważyły, nie rozmawiałam z nimi na ten temat. (…) Nie chciałam robić wielkiego zamieszania wokół siebie. Jestem jednak szczęśliwa, że wybrałam akurat tę sukienkę, bo wykonała ją polska projektantka mody. Pokochałam ją od pierwszego wejrzenia. To był dobry wybór – zakończyła sukienkowy temat Iga.

Okazało się, że jak czerwona sukienka, kontrastowała zdecydowanie z białymi kreacjami pozostałych zawodniczek, tak gra Igi Świątek wyróżniała ją w tym turnieju od grona przecież najlepszych tenisistek na świecie AD2023.

Iga Świątek miała w swojej grupie: Coco Gauff, Ons Jabeur i Markétę Vondroušovą. W drugie grupie rywalizowały z sobą:  Aryna Sabalenka, Jessica Pegula, Jelena Rybakina i Maria Sakari.

Nasza mistrzyni na drodze do zwycięstwa wygrała wszystkie swoje 3 pojedynki grupowe, nie oddając przeciwniczkom ani jednego seta. Następnie przyszło jej się zmierzyć Aryną Sabalenką, z którą przegrała w półfinale zeszłorocznego Finals i na rzecz której utraciła 1 pozycję w światowych tabelach. Tym razem mecz z Sabalenką zakończył się wygraną Igi w 2 setach (6:3, 6:2). Ta porażka kosztowała Białorusinkę bardzo drogo, bo nie tylko pozbawiła ją możliwości gry w finale turnieju, ale też numeru 1 światowego rankingu WTA.

Ostatecznie swoją moc pokazała Iga Świątek w finale tenisowych finałów, w którym dosłownie rozgromiła Amerykankę, Jessicę Pegulą 6:1, 6:0 i z meksykańskim sombrero na głowie podniosła w górę zwycięski puchar.

W całym turnieju Iga Świątek zdobyła aż 62 gemy oddając tylko 20. W półfinale i finale oddała tylko 6 gemów, zdobywając jednocześnie 24!!! Powiem krótko, trudno to nawet sobie wyobrazić, żeby grać na tak kosmicznym poziomie i to z najlepszymi rakietami świata.

Dzięki wygranej WTA Finals Iga Świątek odzyskała prowadzenie w światowych rankingach i drugi rok z rzędu, kończy tenisowy sezon będąc numerem 1. Jej przewaga nad drugą w rankingu Aryną Sabalenką jest jednak bardzo niewielka, co na pewno dodaje emocji przed nowym sezonem, który już za półtorej miesiąca rozpocznie się między innymi na australijskich kortach. Jednego jesteśmy wszyscy pewni, niezależnie od dalszych tenisowych sukcesów Igi Świątek lub ich braku, ta przesympatyczna dziewczyna z Raszyna już na zawsze wpisała się na karty historii tenisa, a my możemy być z niej prze-dumni.

JAZDA IGA!

Mój blog: w drodze na Alderaan

Facebook: www.facebook.com/gosia.pomersbach

Tekst ukazał się w Radiu 3ZZZ w Melbourne w dniu 11.11.2023 roku:

 

(fot. Peter Menzel / flickr.com / CC BY-SA 2.0 DEED)