DUSZPASTERSTWO POLSKIE W AUSTRALII
Już kilka wieków temu marynarze o polskich nazwiskach docierali do Australii biorąc udział w odkrywczych wyprawach portugalskich i angielskich. 200 lat temu na liście skazańców figuruje nazwisko Polaka zesłanego z Anglii na antypody. Pierwsze zorganizowane grupy polskich osiedleńców pojawiły się w Australii w połowie dziewiętnastego wieku. Pozostał po nich pomnik, skromny kościółek pod wezwaniem świętego Stanisława Kostki w „Polish Hill River”, niedaleko Sevenhill w Południowej Australii. Wznieśli go Polacy przybyli z Ziemi Lubuskiej, z zaboru pruskiego. Dzięki ich staraniom w marcu 1870 roku przybył z Krakowa do Sevenhill Ksiądz Leon Rogalski, jezuita, i już 30 listopada 1871 roku uroczyście poświęcano skromny kościółek i przyległą doń szkołę, jako centrum życia religijnego, społecznego i kulturalnego dla osiedlających się w okolicy Polaków. W skromnej szkole kształcono polskie dzieci w obydwu językach, polskim i angielskim. Winniśmy tu odnotować, że w połowie dziewiętnastego wieku jeszcze nie wiele australijskich dzieci miało dostęp do szkoły. Ksiądz Leon Rogalski SJ zmarł w Sevenhill w 1906 roku, po przeszło 30 latach wytężonej pracy. Miał 76 lat. Pochowano go w krypcie kościoła św. Alojzego w Sevenhill, wybudowanego przez austriackich jezuitów. W jego krypcie spoczywa także, Brat Ignacy Danielewicz SJ, człowiek wielkich zasług dla pierwszych polskich emigrantów w Australii.
Masowa polska emigracja do Australii rozpoczęła się na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych ubiegłego stulecia, a więc po II Wojnie Światowej. Przesunięte granice RP, utrata niepodległości, chęć ucieczki od wojennych przeżyć, a także niemożliwość bezpiecznego powrotu do Kraju – to zasadnicze powody powojennej emigracji. Statystyki australijskie nie oddają jej prawdziwej cyfry, bo o narodowej przynależności statystycznej decydowało miejsce urodzenia. I tak, dla przykładu, polskie dzieci urodzone po wojnie w Niemczech, podnosiły liczbę niemieckiej grupie etnicznej. Przyjmuje się powszechnie, że w latach powojennych osiedliło się w Australii blisko 100 tysięcy Polaków. Wraz z nimi przybyli polscy księża.
Ich listę otwierają: ks. Józef Kącki i ks. Bolesław Godlewski – kapelani wojskowi – przybyli na Tasmanię już w 1948 roku wraz z pokaźną grupą zdemobilizowanych żołnierzy osławionej Brygady Karpackiej.
Rok później, w 1949, zaczynają przybywać do Sydney i Brisbane polscy misjonarze wydalani z Chin. Między innymi byli to księża: Konrad Trzeciak C.M, Franciszek Arciszewski C.M, Wojciech Sojka C.M. Władysław Czapla C.M., i Marcin Cymbrowski C.M. (wszyscy ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy) – oraz O. dr Wacław Maćkowiak, dominikanin, ks. Karol Warzecha, werbista, O. Gracjan Kołodziejczyk, franciszkanin i ks. Aleksander Eysymont, diecezjalny…
Od l949 roku pojawiają się w Australii również byli więźniowie obozów koncentracyjnych, tacy jak ks. prał. Witold Dzięcioł, ks. kan. Józef Kuczmański, ks. prał. Lucjan Jaroszka, ks. Władysław Ziółkoś, ks. Feliks Woźniczak, ks. Jan Gajkowski (diecezjalni), oraz ks. Józef Krasocki, salezjanin i ojcowie: Zygmunt Klimowicz i Kasjan Wolak, kapucyni. Niektórzy z nich musieli podpisać kontrakt zgadzając się na dwuletnią przymusową pracę w Australii, jako zwyczajni robotnicy.
Wkrótce dołączyli do nich jezuici, ks. Stanisław Skudrzyk SJ w 1950 i ks. Józef Janus SJ w 1951, a po nich ks. Jan Rutkowski, salezjanin w 1952, ojciec Stefan Myszkowski, kapucyn, Ojciec Łukasz Huzarski, dominikanin oraz księża N. Kaspruś i Zygmunt Lewandowski (diecezjalni)…
Byli to pionierzy polskiego duszpasterstwa w powojennej Australii. Duchową opiekę nad swymi rodakami rozpoczynali już w przejściowych obozach, do których kierowano uchodźców, a potem, w zależności od miejsc osiedlania się Polaków, inicjowali odprawianie Mszy świętych dla swoich rodaków w lokalnych, australijskich kościołach parafialnych. Mieszkając często w niełatwych warunkach, utrzymywani ze skromnych składek rodaków, przemierzali setki kilometrów, by śpieszyć z duchową posługą i sakramentami wszędzie tam, gdzie byli Polacy. Ucząc się języka i obcych obyczajów, powoli nawiązywali kontakty z lokalnym duchowieństwem. Kościół Australijski, choć jeszcze wówczas „misyjny”, był już doskonale zorganizowany. Walczył od lat o swoje prawa z dominującym wyznaniem anglikańskim, budował i utrzymywał swoje szkoły, szpitale, przedszkola, wyższe uczelnie, przytułki i przeróżne agendy rozbudowanej pomocy społecznej. Miał silne irlandzkie tradycje a jego „etosem” stała się katolicka szkoła, stojąca na bardzo wysokim poziomie i obejmująca niemal jedną trzecią całego australijskiego szkolnictwa. Gwałtowny napływ emigrantów po II Wojnie Światowej, a wśród nich dużej ilości katolików, wywodzących się z innych od irlandzkiej tradycji i mających inne oczekiwania, był dla Australijskiego Kościoła nie lada wyzwaniem. Nie łatwo było mu się zgodzić na obce – a emigrantom drogie sercu – obyczaje, tradycje i formy kultu. Bał się utracić swoją irlandzką odrębność. Przybywający księża musieli łamać lody nieufności i torować drogę dla polskich form katolicyzmu na antypodach. Status duszpasterzy emigracyjnych przyznano im dopiero po wielu trudnych latach oczekiwań, nieufności i podejrzeń.
Odszukując się na wielkich przestrzeniach nawiązywali wzajemne kontakty i wspierali się w duszpasterskich wysiłkach. Żywili też nieustanną troskę o losy odległej, zniewolonej Ojczyzny. Kilku z nich, decyzją Komunistycznego Rządu w Warszawie, pozbawiono obywatelstwa polskiego.
Byli nie tylko kapłanami, ale i opiekunami społecznymi, tłumaczami, organizatorami życia społecznego i kulturalnego, redaktorami, wydawcami, wychowawcami… Dzieląc codzienność ze swymi rodakami współtworzyli zręby zorganizowanej Australijskiej Polonii.
Wielu z nich zmarło na antypodach. Niektórzy na starość wrócili do Polski, albo opuścili Australię z innych powodów. Misjonarze św. Wincentego, na przykład, po kilku latach pracy w Nowej Południowej Walii i Kwinslandii musieli wyjechać, ponieważ władze zakonne nie zgodziły się na ich pracę wśród napływających do Australii emigrantów.
Po „pionierach” przybywali nowi kapłani z różnych zgromadzeń zakonnych: dominikanie, jezuici, werbiści, zmartwychwstańcy, franciszkanie, orioniści, pasjoniści, a także nieliczni księża diecezjalni.
Już w roku 1959 przybyli do Sydney pierwsi chrystusowcy. Przejmowali kolejno placówki od starzejących się pionierów i dziś stanowią największą grupę zakonną pośród polskich duszpasterzy w Australii. Od 25 lat istnieje w Australii i NZ odrębna prowincja Towarzystwa Chrystusowego, licząca obecnie 28 księży. 26 z nich pracuje dla Polonii, a 2 przejęło australijskie parafie.
Od roku 1956 otworzyły się możliwości łączenia rodzin i rozpoczął się stały, choć niewielki dopływ polskich emigrantów.
Postsolidarnościowa fala emigracji w latach 80-tych przekroczyła 30 tysięcy uchodźców z Polski, różniących się jednak od powojennego pokolenia ideałami i postrzeganiem Ojczyzny. Zastali oni na antypodach już dobrze zorganizowane centra polskiego duszpasterstwa i dostateczną liczbę polskich kapłanów. Nie musieli ich szukać. Już w obozach przejściowych, odprawiali Msze święte, nabożeństwa i urządzali spotkania. Nowi emigranci pierwsze swe kroki kierowali do polskich ośrodków duszpasterskich, szukając w nich informacji, porady, pomocy, zrozumienia i poczucia przynależności.
W trudnych powojennych czasach, gdy w Australii panowała polityka asymilacji, a emigranci wydawali się być dla rodowitych Australijczyków zagrożeniem oraz, gdy młodym jeszcze wówczas rodakom, wyrzuconym z rodzinnego gniazda i okaleczonym przez wojnę, wydawało się, że znaleźli się na końcu obcego świata, jedynie Katolicki Kościół okazywał się być czymś „swojskim” i „znanym”. Prezentował, bowiem tę samą, znaną także w Polsce, łacińską liturgią, udzielał tych samych sakramentów, głosił tę samą Ewangelię i kierował się tymi samymi przepisami Prawa Kościelnego. Dla tych to racji na morzach „inności” Kościół Katolicki stawał się dla powojennej emigracji naturalną „kotwicą”. A tam, gdzie pojawili się polscy księża i mogli swobodnie wyśpiewać swe serca i po polsku świętować niedziele i uroczystości, Kościół stawał się „domem”.
Żadna polonijna impreza ani klub, ani też żadne wydarzenie kulturalne, polityczne czy sportowe nie jest w stanie gromadzić każdej niedzieli takiej ilości Polaków, jaka przybywa z odległych dzielnic na Polskie Msze święte do licznych ośrodków polskiego duszpasterstwa. Jest to rzesza licząca około 20 tysięcy Polaków w skali ogólno-australijskiej w każdą niedzielę. Organizacje polonijne, kombatanci, szkoły, harcerstwo i młodzież, a także polski biznes oraz organizatorzy koncertów i wydarzeń kulturalnych szukają wsparcia przy ośrodkach duszpasterskich. Przy nich, bowiem najłatwiej dotrzeć z informacją do większości czujących po polsku rodaków. Prasa oraz liczne programy radiowe nie docierają tak szeroko.
Niezmiernie ważnym było dla nas Centralne Duszpasterstwo Emigracji przy Hospicjum Świętego Stanisława w Rzymie, prowadzone kolejno przez byłego ordynariusza Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, arcybiskupa Józefa Gawlinę, a później kardynała Władysław Rubina i arcybiskupa Szczepana Wesołego. Byli oni dla polskiej emigracji symbolem jedności z Kościołem w Ojczyźnie i jednoczyli nas z polską diasporą w świecie. Rezydując w Rzymie, bez przeszkód odwiedzali polskie skupiska, bierzmowali polską młodzież, podtrzymywali na duchu rodaków, informowali i jednoczyli. Odwiedzali antypody regularnie, co kilka lat, docierając do najbardziej odległych polskich skupisk. Lokalni Ordynariusze przyjmowali ich jako opiekunów światowej emigracji, rezydujących w Rzymie.
Biskup Józef Gawlina już w 1953 roku wyznaczył księdza Witolda Dzięcioła z Perth Rektorem Polskiej Misji Katolickiej w Australii. Powołani też zostali dziekani w poszczególnych stanach. Konferencja Episkopatu Australii nie zgodziła się jednak na udzielenie jakiejkolwiek władzy rektorowi, czy dziekanom. Przyjęła jedynie do wiadomości istnienie tej funkcji, tolerując ją jako nieformalną reprezentację polskich duszpasterzy. Nie zmieniła tego stanowiska Australijskiej Hierarchii oficjalna wizyta biskupa Gawliny w roku l958. Ksiądz Prałat Dzięcioł pełnił funkcję rektora przez 22 lata. Po nim przejął ją ówczesny prowincjał chrystusowców, ksiądz Zbigniew Pajdak SCh, a po upływie kadencji jego następcy, księża prowincjałowie Stanisław Wrona SCh i Stanisław Lipski SCh. W roku 2000 Prymas J. Glemp mianował rektorem księdza Wiesława Słowika SJ.
Ks. W. Słowik SJ
Kwiecień 2011