Historia pisana wierszem
Gdziekolwiek jesteś
Tysiące nazwisk zda się zapomnianych
dawno nad Słuczą zamilkły wystrzały
nieśmiertelniki gruzem przysypane
wredny czas wiatrem pozacierał ślady.
Gdyby Spartiaci z martwych znów powstali,
wśród nich Leonidas co wrogów wojował
przed żołnierzami poleskiej brygady
pełni pokory schyliliby czoła.
Strop żelbetowy ich niebem ostatnim,
pogranicznicy nie dali się złamać,
chociaż zginęli wszakże nie umarli,
pośród nas żywych przecież są tu nadal.
Żołnierzom Korpusu Ochrony Pogranicza i ppor. Janowi Bołbottowi z Lublina obrońcy rejonu Tynne na Wołyniu przed sowietami we wrześniu 1939 roku.
Bogumił Liszewski
17.04.2022
Reduta Tynne
Przez czterdzieści pięć powojennych lat nie wolno było głosić publicznie prawdy o dramatycznych wydarzeniach, jakie rozegrały się w drugiej połowie września 1939 roku na wschodnich Kresach Rzeczypospolitej. Obowiązywała oficjalna wersja mówiąca, że wojska sowieckie wkroczyły w celu ochrony mniejszości narodowych przed agresją niemiecką.
Wydarzenia te oznaczały w rzeczywistości czwarty rozbiór naszego kraju, uzgodniony wcześniej między Hitlerem i Stalinem w układzie zwanym potocznie paktem Ribbentrop – Mołotow. Wkroczenie wojsk bolszewickich na Kresy było wbiciem noża w plecy walczącemu jeszcze z Niemcami w wielu miejscach polskiemu wojsku. Tajne porozumienie rozbiorowe zawarte w Moskwie na kilka dni przed wybuchem drugiej wojny światowej nie było znane naszej dyplomacji, więc atak sowiecki dokonany w dwa tygodnie po agresji niemieckiej był dla większości Polaków ogromnym zaskoczeniem.
Przez cały okres dwudziestolecia międzywojennego polscy politycy i wojskowi liczyli się z coraz szybciej rosnącym zagrożeniem ze wschodu. Klęski zadane Armii Czerwonej w 1920 roku w bitwach Warszawskiej i Nadniemeńskiej zapewniły Polsce co prawda kilka lat spokoju, jednakże wiadomo było że bolszewicy będą dążyli do jak najszybszego odbudowania swoich sił zbrojnych i ponowienia ataku. Już po kilkunastu latach sowiecka Rosja dysponowała ponownie największą armią na świecie.
Liczącą niemal półtora tysiąca kilometrów polską granicę ze Związkiem Radzieckim zaczęto zabezpieczać dużo wcześniej niż granicę z Rzeszą Niemiecką. Mimo agresywnej polityki Hitlera wiadomo było, że w połowie lat trzydziestych ubiegłego wieku zagrożenie ze strony Niemiec nie było jeszcze tak wielkie, jak ze strony Rosji.
Aby skuteczniej zabezpieczyć granicę wschodnią powołano specjalną formację o charakterze wojskowym nazwaną Korpusem Ochrony Pogranicza (KOP). Dobierano do tej formacji oficerów i żołnierzy narodowości polskiej o nieposzlakowanej opinii. Pogranicznicy oprócz wypełniania zwykłych obowiązków służbowych uczestniczyli także w odbudowie Kresów ze zniszczeń wojennych, a także prowadzili akcje społeczne i charytatywne na rzecz mieszkańców, wśród których szczególnie na wsiach dominowała ludność pochodzenia białoruskiego lub ukraińskiego. Po wybuchu drugiej wojny oddziały pograniczne w wielu miejscach kraju stawiły bohaterski opór agresorom.
Plany fortyfikacyjne tworzono już od 1926 roku, jednak ich realizację rozpoczęto dopiero dziesięć lat później. Szczególnie umacniano obszary leżące na północ i na południe od błot Polesia, a więc Wileńszczyznę, Wołyń i Podole. Stworzono tak zwaną Linię Sosnkowskiego, czyli system fortyfikacji rozciągających się od miejscowości Hancewicze na północy do rzeki Horyń na południu.
W obliczu niemieckiej agresji wielu zawodowych oficerów i żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza stacjonujących dotąd na wschodzie przerzucono nad granicę niemiecką, szczególnie na Śląsk, Hel i nad Narew. Obrona granicy z Rosją bolszewicką została więc znacznie uszczuplona. W miejsce przeniesionych żołnierzy powoływano rezerwistów, nawet wywodzących się spośród miejscowej ludności, którym częstokroć brakowało doświadczenia i niezbędnego wyszkolenia. Braki kadrowe i opóźniona mobilizacja spowodowały, że wiele umocnień nie pozostało w ogóle obsadzonych. Wyjątkiem był kilkudziesięciokilometrowy odcinek w rejonie miejscowości Sarny, na którym od 1936 do 1939 roku wzniesiono około dwieście schronów bojowych różnej wielkości i przeznaczenia.
Obsługiwały je bataliony forteczne „Sarny” i „Małyńsk”. Bohater spod Wizny kapitan Władysław Raginis służył do sierpnia 1939 roku w jednym z pododdziałów nadgranicznych. Tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej został przeniesiony na północ i oddany do dyspozycji dowództwa nadnarwiańskiej twierdzy Osowiec. Zginął walcząc bohatersko z wielokrotnie liczniejszą armią pancerną gen. Heinza Guderiana.
Dużo zamętu spowodował wydany 17 września 1939 roku przez Naczelnego Wodza rozkaz o ewakuacji wszystkich pododdziałów chroniących granice na przedmoście rumuńskie, zmieniony już dnia następnego rozkazem nakazującym powrót do wcześniej opuszczonych fortyfikacji i ich obronę. Ewakuację taką uniemożliwiły zbombardowane linie kolejowe przez niemieckie i sowieckie lotnictwo.
Jednym z żołnierzy batalionu fortecznego „Sarny” był dwudziesto ośmioletni wilnianin podporucznik rezerwy Jan Bołbott, zmobilizowany pod koniec sierpnia 1939 roku. Do niedawna jego postać była wśród Polaków mało znana. Swoją bohaterską postawą przy obronie wschodniej granicy wykazał się prawdziwym męstwem. Doceniając jego dzielną postawę na polu walki w 2004 roku nadano jego imię placówce Straży Granicznej w Dołhobrodach (gm. Hanna, pow. Włodawa).
Sylwetkę tego do niedawna wymazanego przez komunistów z pamięci Polaków podporucznika przypomnieli światu i na nowo spopularyzowali swoimi publikacjami tacy dociekliwi historycy i badacze, jak: Adam Sikorski, Tomasz Rodziewicz, czy Dariusz Szymanowski.
Jan Bołbott urodził się 28 kwietnia 1911 roku w inteligenckiej rodzinie Jana i Bronisławy z Wilczyńskich, którzy pracowali jako urzędnicy w wileńskich kolejach państwowych. Gimnazjum im. Króla Zygmunta Augusta, szkołę słynącą z wysokiego poziomu nauczania i wychowania patriotycznego, Jan Bołbott ukończył w czerwcu 1930 roku. Do szkoły tej uczęszczał przyszły noblista Czesław Miłosz, który w zbiorze notek i szkiców literackich wydanych w 1999 roku pt. „Abecadło Miłosza” poświęcił swojemu rówieśnikowi kilkanaście zdań pisząc m.in.: „Mnóstwo lat później czytałem gdzieś o zbrojnym oporze stawianym sowieckiej inwazji 1939 roku przez oddziały Korpusu Ochrony Pogranicza i o bohaterskim poruczniku Janie Bołbocie, który wtedy poległ … (pisownia oryginalna)”.
Jesienią Jan Bołbott rozpoczął studia na Wydziale Prawa wileńskiego Uniwersytetu im. Króla Stefana Batorego. Zapisał się też do korporacji studenckiej założonej w Dorpacie (obecne Tartu) o nazwie „Konwent Polonia”. 11 listopada 1939 roku pośmiertnie uzyskał status filistra tej organizacji. Trudna sytuacja materialna rodziny spowodowana ciężką chorobą ojca, który zmarł w 1937 roku, zmusiła go do podjęcia pracy zarobkowej. Do czasu powołania do służby wojskowej pracował jako urzędnik w urzędach skarbowych Wilna. Warto wspomnieć, że odnosił w tym czasie sukcesy sportowe, zdobywając mistrzostwo Wilna w jeździe figurowej w parach mieszanych.
Służbę wojskową odbywał od września 1934 roku do czerwca 1935 roku w 6. Pułku Piechoty Legionów w Wilnie, a w latach późniejszych jeszcze dwukrotnie (w 1936 i 1938 roku) był wzywany na kilkutygodniowe szkolenia, po których otrzymał stopień sierżanta podchorążego rezerwy. Dowódcy oceniali go bardzo pozytywnie zwracając uwagę na wysokie walory i umiejętności dowódcze, jak i na znakomitą sprawność fizyczną.
Studiów w Wilnie nie ukończył, a od października 1936 roku podjął je na nowo wstępując na Wydział Prawa i Nauk Społeczno – Ekonomicznych na Katolickim Uniwersytecie w Lublinie. Pracy magisterskiej, której obronę wyznaczono mu na jesień 1939 roku, nie zdołał obronić ze względu na wybuch wojny. W sierpniu 1938 roku ożenił się z Marią Wojciechowską, również absolwentką lubelskiej uczelni, która pracowała jako nauczycielka. Ślub odbył się katedrze lubelskiej.
W obliczu nadchodzącej wojny Jan Bołbott otrzymał przydział do Batalionu Fortecznego „Sarny” gdzie stawił się pod koniec sierpnia 1939 roku. Dowódcą pułku, który wchodził w skład zgrupowania dowodzonego przez gen. Wilhelma Orlik – Rückermanna, był płk Nikodem Sulik. Linia umocnień podzielona była na odcinki, a te na sektory. Sektory były obsadzane przez kompanie liczące po kilkuset żołnierzy. Sektory składały się z kilku rejonów, które były bronione przez plutony. Dowódcą kompanii obsadzającej sektor „Tynne”, w której jednym z plutonów dowodził Jan Bołbott, był kpt. Emil Edward Markiewicz. To jemu zawdzięczamy relację na temat przebiegu służby i ostatnich chwil ppor. Bołbotta. Markiewiczowi udało się przeżyć sowiecki atak i wycofać z niewielką grupą żołnierzy. Swoje wspomnienia spisał na emigracji w Londynie. To on po raz pierwszy wystąpił do przełożonych o odznaczenie ppor. Bołbotta krzyżem Virtuti Militari, ale w ogniu walki usłyszał wówczas odpowiedź, że teraz nie jest na to najlepszy czas. Jako dowódca całego sektora nic więcej dla tego dzielnego podkomendnego wówczas nie mógł zrobić, mimo że ten kilkukrotnie prosił go telefonicznie o wsparcie. Jan Bołbott otrzymał Srebrny Krzyż Orderu Virtuti Militari wiele lat później z rąk polskiego prezydenta urzędującego w Londynie.
Tynne w okresie międzywojennym było niczym się nie wyróżniającą typową wołyńską wioską leżącą nad rzeką Słucz, dopływem Horynia. Znajdujący się tutaj pałac wraz z okolicznymi ziemiami należał wówczas do rodziny Małyńskich. Przed wojną mieścił się w nim urząd zajmujący się rozbudową fortyfikacji. We wsi istniała w tym czasie także cerkiew prawosławna.
Ppor. Jan Bołbott otrzymał zadanie obrony rejonu „Tynne – wieś”, który obok rejonów „Berducha”, „Łącznikowy” i „Kamienne” wchodził w skład sektora „Tynne”. Na odcinku kilkunastu kilometrów znajdowało się dwadzieścia kilka schronów bojowych i innych umocnień terenowych. Poza wysuniętym rejonem „Berducha” liczącym kilka bunkrów, pozostałe leżały na lewym, zachodnim brzegu Słuczy. Żołnierze dysponowali lekkimi i ciężkimi karabinami maszynowymi, bronią przeciwpancerną oraz czterema działami kalibru 75 mm. Pod bezpośrednimi rozkazami ppor. Jana Bołbotta znajdowało się dziewięć schronów, w tym bunkier dowodzenia.
Do szesnastego września 1939 roku w jego rejonie panował względny spokój. Prowadzone były szkolenia strzeleckie i prace gospodarcze, bowiem stan techniczny bunkrów, ich wykończenie i wyposażenie pozostawiały wiele do życzenia. Następnego dnia przyszła wiadomość o agresji sowieckiej, jednak w pobliżu Tynnego nadal nic się nie działo.
Obrona stacjonarna w obsadzonych przez polskich żołnierzy umocnieniach miałaby sens, gdyby zaplecze frontu stanowiły liczniejsze pododdziały zdolne do kontruderzenia i natychmiastowego przybycia pogranicznikom z odsieczą. Jednakże wszystkie lepiej uzbrojone jednostki zostały na początku września skierowane do walki z Niemcami. Formowane na wschodzie pododdziały zapasowe składały się z rezerwistów, którym brakowało broni i nie mieli łączności z innymi pododdziałami. Nie były więc zdolne do udzielenia pogranicznikom jakiejkolwiek pomocy. W tej sytuacji kilkanaście tysięcy nawet najbardziej zdeterminowanych obrońców nie miało szans utrzymania punktów oporu, gdyż przeciwko nim stanęła kilkudziesięciotysięczna armia wyposażona w czołgi i samoloty.
Pierwszy kontakt z wrogiem nastąpił z 18/19 września w nocy. Rosjanie zaatakowali rejon „Berducha”, umocnienia zdobyli już do południa, kiedy zginął dowódca tego rejonu. Później czołgi i działa skierowali w kierunku rejonu bronionego przez ppor. Bołbotta. Niestety, z braku odpowiedniego sprzętu saperskiego nie udało się wysadzić żelbetowego mostu łączącego obydwa brzegi rzeki Słucz.
Zadaniem kompanii obsadzającej sektor „Tynne” była obrona przeprawy i jak najdłuższe powstrzymywanie ofensywy Rosjan w głąb kraju. Ppor. Bołbott nie wiedział o najnowszym rozkazie dowódcy pułku, który nakazał wycofanie jednostki w głąb kraju. Dla uniknięcia paniki kpt. Markiewicz nie poinformował o tym rozkazie podległych sobie dowódców plutonów. Ppor. Jan Bołbott otrzymał rozkaz „bronić swoich pozycji aż do odwołania”, który wykonał sumiennie.
Kpt. Markiewicz w swoich londyńskich wspomnieniach opisał kilka telefonicznych kontaktów z Bołbottem. Bunkier dowodzenia znajdował się w Tynnem. Podporucznik meldował mu o postępach Rosjan i działaniach obronnych. W bezpośrednim sąsiedztwie własnego bunkra widział około stu zabitych nieprzyjaciół. Własną sytuację oceniał jako beznadziejną. Artyleria i czołgi wroga powodowały poważne straty u obrońców. Poszczególne bunkry wysadzane były w powietrze za pomocą materiałów pirotechnicznych i niszczone miotaczami ognia. Maski przeciwgazowe używane przez żołnierzy okazywały się nieprzydatne, bowiem nie pochłaniały gryzącego dymu. Żołnierza na pochłaniacze zakładali zwilżone szmaty i bawełniane chusteczki do nosa, co przynosiło chwile ulgi.

Tynne, Bunkier Bolbotta
Około południa 19 września schrony rejonu „Tynne wieś” znalazły się już w całkowitym okrążeniu. W jednym z ostatnich meldunków telefonicznych ppor. Bołbott raportował, że wieczora nie doczeka, bowiem amunicji wystarczy jeszcze tylko na cztery godziny walki. Prosił przełożonego, że jeśli przeżyje by zawiadomił jego żonę Helenę, że w ostatnich chwilach życia myśląc o ojczyźnie myślał również o niej. Po raz kolejny prosił też o kontruderzenie, które mimo zapewnień nigdy nie nadeszło.
We wspomnieniach Markiewicz napisał, „co mnie może najbardziej dzisiaj boli, w tej sytuacji, prócz dobrego słowa, otuchy, niczego zrobić nie byłem w stanie”. Sowieci przełamali ostatecznie opór obrońców rejonu wysadzając poszczególne bunkry w powietrze. Dowódca rejonu meldował, że całe Tynne roi się od nieprzyjaciół, którzy podpalili materiały, którymi obłożyli uprzednio obiekt, a gryzący dym wdzierał się do wewnątrz. Wkrótce nastąpiła utrata łączności z odcinkiem. Według relacji Markiewicza schron dowodzenia mógł zostać zdobyty 20 września 1939 roku kilka godzin po północy na skutek detonacji ładunku saperskiego.
Kapitanowi Markiewiczowi wraz z częścią pułku fortecznego dowodzonego przez płk. Nikodema Sulika udało się wycofać z pola walki. Straty 4. kompanii broniącej rejonu „Tynne” której stan etatowy wynosił około 720 żołnierzy, oceniono na 569 osób w tym dziesięciu oficerów poległych w walce lub rozstrzelanych bezpośrednio po wzięciu do niewoli. Ciała obrońców sowieci pochowali w nieznanych miejscach. Istniało także domniemanie, że część z nich wrzucono do pobliskiej rzeki.
Do 1989 roku w komunistycznej Polsce o tym i podobnych wydarzeniach nie wolno było pisać, jednak historia odżyła na nowo bowiem żyli jeszcze weterani tamtych walk. Nazwisko broniącego aż do utraty życia straconych pozycji granicznych podporucznika Jan Bołbotta zostało przypomniane. Powstało wiele opracowań historycznych i popularnonaukowych, dużo wiedzy na ten temat można znaleźć w Internecie.
We wrześniu 2017 roku odsłonięto tablicę na symbolicznej mogile Jana Bołbotta na cmentarzu rzymsko – katolickim przy ul. Lipowej w Lublinie. Została ona umieszczona na już istniejącym grobie zmarłej w 1951 roku w wieku czterdziestu lat jego żony Heleny.
17 września 2008 roku w Collegium Iuridicum Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego przy ul. Spokojnej odsłonięto tablicę autorstwa Zbigniewa Kotyłły upamiętniającą Jana Bołbotta. Jego imię nadano także jednej z lubelskich ulic.
Do 2015 roku, w którym to Ukraina zakazała wszelkich poszukiwań historycznych na swoim terytorium, członkowie Stowarzyszenia Weteranów Polskich Formacji Granicznych, funkcjonariusze obecnej Straży Granicznej, w towarzystwie archeologów i historyków poszukiwali śladów i grobów po żołnierzach, którzy polegli w obronie polskiej granicy na wschodzie. Szukano również miejsca pochówki ppor. Jana Bołbotta, jednak do tej pory nie udało się go odnaleźć.
Ewa i Bogumił Liszewscy
Bibliografia:
- Grzelak Czesław, Sytuacja polityczno – militarna Polski i jej Kresy Wschodnie w przededniu sowieckiej agresji, Niepodległość i Pamięć nr 6/2 (15) z 1999 r.
- Nowakowski Sebastian, Tadeusz Klempert, Okruchy pamięci. Wspomnienia i relacje byłych żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza, UWM, Olsztyn 2015.
- Rodziewicz Tomasz, Podporucznik Jan Bołbott bohaterski dowódca obrony fortyfikacji w Tynnem we wrześniu 1939 roku, Kwarta. Pismo historyczno – społeczne nr 3{4) z 2012 r.
Tekst ukazał się w Radiu 3ZZZ w dniu 10.09.2022 roku i 10.09.2022 roku:
(fot. Tynne, Bunkier Bolbotta – Wikipedia)