Chleb w tytule jest symbolem biologicznego trwania, a filozofia – wnikliwym dociekaniem jego ostatecznej przyczyny, sensu i celu. Można to wyrazić jeszcze inaczej: życie i myśl.

I wtedy łatwiej nasuwa się pytanie, któremu z tych dwóch pojęć należy przyznać pierwszeństwo w hierarchii ważności. Nie miał żadnych wątpliwości autor łacińskiego powiedzenia: ,,Primum vivere, deinde philosophari – najpierw żyć, a dopiero później filozofować”. Nie miał wątpliwości, ale też i zbyt głęboko nie myślał o problemie życia i o filozofii. Zubożył te słowa. Pierwsze zacieśnił do zabezpieczenia sobie przez przez człowieka koniecznych środków materialnych zapewniających normalne bytowanie na ziemi. A drugiemu wyznaczył rolę prawie luksusowego dodatku do tej „normalności”. Filozofia więc – według niego – musiałaby cierpliwie czekać na wezwanie, aż znajdzie się dla niej miejsce w zainteresowaniach ludzkich, zajęte dotąd troską o chleb codzienny. Trochę inaczej na ten sam problem spojrzał mędrzec chiński, zastanawiając się nad tajemnicą własnego istnienia i nad złączonymi z nią obowiązkami. I wyznał swoją bezradność słowami: ,,Moje życie, gdy o nim nie myślę, jest chyba lylko złudzeniem; ale jak mogę myśleć o czymś, co przedtem nie istniało?”. Przebija przez to wyznanie jakaś wiara, jeżeli nie w przemienność to przynajmniej w prawie organiczną współzależność myśli i życia. Nie wiadomo jednak, czy zgodziłby się z twierdzeniem Kartezjusza: ,,Myślę, więc jestem”. Może w jego oczach nie miałoby blasku takiej jasności, którą zachwycają się myśliciele europejscy. Podobne jest ono bowiem do ostrza noża krającego gwałtownie problem, gdy wymagana jest cierpliwość w rozplątywaniu i hierarchizowaniu wszystkich jego elementów.

Wiedział o tym cytowany wyżej mędrzec i dlatego przestrzegał swoich uczniów: ,,Zanim powiesz: ,,Róża”, pomyśl o kolorze, zapachu i kształcie, o cieniu rzucanym przez nią na biel ściany, o jej roztapianiu się w mrokach nocy i powrocie w towarzystwie poranka. Zrozumiesz wtedy, jak bogate jest to jedno słowo i godne twojego pokłonu”.

Chleb i filozofia są bogatymi słowami. Ale żeby je w pełni ocenić, należy im znaleźć najpiękniejsze miejsce spotkania. A jest nim istota rozumna: żywy człowiek, myślący człowiek. Dla Pascala było to tak jasne, że twierdził: ,,Myśl stanowi wielkość człowieka”. I dalej: ,,Człowiek jest tylko trzciną, najwątlejszą w przyrodzie, ale trzciną myślącą. Nie potrzeba, by cały wszechświat uzbroił się, aby go zmiażdżyć: mgła, kropla wody wystarczą, aby go zabić. Ale gdyby nawet wszechświat go zmiażdżył, człowiek byłby i tak czymś szlachetniejszym niż to, co go zabija, ponieważ wie, że umiera , i zna przewagę, którą wszechświat ma nad nim. Wszechświat nie wie nic. Cała nasza godność spoczywa tedy w myśli. Z niej nam się trzeba wywodzić, a nie z przestrzeni i czasu, których nie umielibyśmy zapełnić. Silmy się tedy dobrze myśleć: oto zasada moralna”. Zasada wpisana w niezmienną strukturę człowieczeństwa z obowiązkiem porządkowania wszystkich stosunków osoby ludzkiej do widzialnego i niewidzialnego świata. Bez wprowadzania tego ładu porządną myślą człowiek nie byłby zdolny nawet do zdobywania chleba, nie mówiąc już o tworzeniu cywilizacji technicznej oraz kultury duchowej.

Wszystko w naszym życiu wymaga poprawnych przemyśleń, jeśli nie chcemy być jedynie przedmiotem procesów bio-psychicznych, ograniczających się do gromadzenia i użytkowania dóbr materialnych. Niektórym wprawdzie to ostatnie wystarcza, by mówić o „pełni życia” i równocześnie odżegnywać się od wszelkiej „filozofii” czyli od zastanawiania się nad sensem istnienia. Znajdziemy ich w każdej epoce. Byli i za czasów Sokratesa. Gdy w jego „Obronie” wygłoszonej podczas procesu, czytamy: ,,Wzywam was wszystkich, od najmłodszych począwszy aż do najstarszych, żebyście troski o ciało i bogactwa nie przekładali nad tę, która zmierza do udoskonalenia waszych dusz”, to wydaje się nam, że jesteśmy współcześni ludziom słuchającym tych słów. Za doskonalenie siebie uważał Sokrates nabywanie wiedzy, jak trzeba żyć, żeby bogom się podobać i pełnić ich wolę. I mówił dalej: ,,życie bez zastanawiania się nie jest godne nazwy życia”. Sredniowieczna filozofia chrześcijańska głosiła tę samą zasadę, umieszczając ją w wymiarze wieczności. O tym wymiarze myślał święty Augustyn, gdy formułował odpowiedź na pytanie, do czego potrzebna jest filozofia. ,,Nie ma innego powodu filozofowania – twierdził – jak tylko ten, żeby czlowiek był szczęśliwy”. Wiemy o jakim szczęściu myślał wtedy Biskup z Hippony.

Ale nawet ci, którzy szczęście usiłują znaleźć i zamknąć w ramach jedynie czasu i przestrzeni oraz przeżywać je doznaniami zmysłowymi, zdają sobie sprawę z tego, że one, bez ciągłej kontroli intelektu posługującego się ogólnymi zasadami poszukiwania prawdy, dobra i piękna, wprowadzają chaos w życie jednostek i zbiorowości. A z chaosu wyłania się strach. Strach przed życiem i przed śmiercią, przed działaniem i przed bezczynnością. I wreszcie strach człowieka przed człowiekiem i dziełami jego rąk.

W latach dwudziestych naszego wieku głosili teoretycy komunizmu pogardę dla „metafizycznego niepokoju kultury zachodniej”, zapewniając, że materializm jako światopogląd obdarzy cały świat pokojem i radością życia. Nie spełniły się te obietnice. Materializm nie tylko pokoju i radości nie dał, nie dał również chleba.

Daje go, razem z pokojem i radością, poprawne myślenie o godności człowieka i o jego drodze przez rzeczywistość materilną i duchową.