Urodził się 29 wrześniu 1943 roku. Był przedostatnim, szóstym dzieckiem Anny i Oskara Kieschów, zamieszkałych od pokoleń w Gliwicach. Wzrastał na terenie jezuickiej parafii pośród czterech pięknych sióstr i dwu braci w bardzo pobożnej i szanowanej rodzinie. Gdy po szkole podstawowej ukończył zawodówkę i uzyskał fach ślusarza zaoferowano mu pracę w fabryce, ale on wybrał stan duchowny.

Do jezuitów wstąpił w Starej Wsi pod koniec l960 roku. Po dwuletnim nowicjacie i uzupełnieniu licealnej edukacji, zwieńczonej maturą, miał rozpocząć studia filozoficzne w Krakowie. Tymczasem wraz z dwudziestu innymi młodymi jezuitami wcielono go do wojska. Służył Ojczyźnie dwa pełne lata w marynarce nabrzeżnej w Gdańsku. Po powrocie do Krakowa w l966 roku rozpoczął trzyletnie studia filozofii i zakończył je stopniem licencjata. W 1969 rozpoczął studia teologiczne na „Bobolanum” w Warszawie, ale jeszcze trzy lata wcześniej, po powrocie z wojska, zgłosił przełożonym chęć wyjazdu do Australii, aby wesprzeć upadającego na zdrowiu Ojca Józefa Janusa SJ, zwanego „bacą na Richmondzie”.

Po czterech długich latach starań o przyznanie mu australijskiej wizy i wydanie polskiego paszportu w październiku 1970 roku wylądował w Melbourne. Zamieszkał pośród zakonnych współbraci w jezuickim kolegium teologicznym naprzeciw Uniwersytetu w Parkville. Po kilku miesiącach intensywnego przyswajania sobie języka angielskiego był gotowy rozpocząć kolejny rok akademicki i kontynuować rozpoczęte w Warszawie studia teologiczne. 25 lutego 1973 roku w kościele św. Ignacego w Richmond ku wielkiej radości licznie zebranych rodaków przyjął święcenia kapłańskie z rąk Kardynała Karola Wojtyły, dziś Św. Jana Pawła II, uczestniczącego w 40 Międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym. Dzień wcześniej, przy udziale tysięcznej rzeszy rodaków, Kardynał Wojtyła konsekrował w Essendon wielką dumę wiktoriańskiej Polonii – Polskie Sanktuarium Maryjne. Troskę o to Sanktuarium i o powstającą przy nim polską wspólnotę katolicką powierzono Ojcu Leonhardowi. Było to dla niego niełatwe wyzwanie. Budowa jeszcze trwała, wykańczano wnętrze, nie było światła, w kościele i Sali goły beton, nie było odpowiednich szat liturgicznych, paramentów, ławek, krzeseł, organów, ale były duże pożyczki do spłacenia, było też dużo entuzjazmu i niecierpliwości rodaków, marzących od lat o polskiej liturgii w swoim własnym kościele.

Ojciec Leonhard Kiesch SJ był pierwszym rektorem Sanktuarium Maryjnego w Essendon. Dzięki jego zapobiegliwości i wielkiej społecznej ofiarności szybko spłacono zaciągnięte pożyczki. Ojciec Leonhard pozostawił także po sobie skromne, bardzo potrzebne biuro i salkę spotkań. Za jego też kadencji uruchomiono kuchnię, powołano do życia Koło Pań i rozpoczęto organizowanie dorocznych Bazarów połączonych z Odpustem. Na surowej i niewyposażonej jeszcze scenie pojawiły się animowane przez niego Jasełka i Misteria Pasyjne. Rodziła się wspólnota polskich serc, parafialna społeczność, dla której polskie tradycje były niezmiernie ważne. Wzniesiony ogromnym wysiłkiem polski kościół dawał jej odpowiednie miejsce i możliwości „bycia sobą” w ramach Katolickiego Kościoła w Australii. Pierwsze pasterki o północy, pierwsze Triduum Paschalne w języku polskim, pierwsze procesje Bożego Ciała, Gorzkie Żale i Drogi Krzyżowe, nabożeństwa majowe, czerwcowe i październikowe i możliwość zawarcia sakramentalnego małżeństwa, ochrzczenia dzieci i pożegnania kogoś bliskiego polskim pogrzebem, to właśnie było główną troską i w dużej mierze zasługą Ojca Leonharda. Przygotowywał dzieci do Pierwszej Komunii Świętej i młodzież do sakramentu bierzmowania, wspierał harcerstwo i kibicował piłkarskiemu klubowi „Polonia”, a gdy pojawiła się idea budowy własnego boiska i Rekreacyjno-Sportowego Ośrodka Polskiego w Albion całym sercem zaangażował się w jej skuteczną realizację.

Pod koniec 1982 roku poprosił o dłuższy odpoczynek i czas na uzupełniające studia i wyjechał do Rzymu. Mając w Niemczech zamężne siostry, a potem także mamę i młodszego brata, zaangażował się w duszpasterską pomoc na terenie Niemiec i już nigdy do pracy wśród australijskiej Polonii nie wrócił. Pełnił funkcję proboszcza w kilku kolejnych parafiach niemieckich, ale też troszczył się o wielu Polaków mieszkających na ternie Niemiec. Zarządzane przez niego plebanie ustawicznie gościły potrzebujące pomocy polskie rodziny. W okresie stanu wojennego przewoził masowo do szpitali w Polsce najpotrzebniejsze lekarstwa. W 2004 roku Konferencja Episkopatu Niemiec powierzyła mu duszpasterską troskę nad wspólnotą niemieckich katolików mieszkających na ternie archidiecezji Melbourne. Zarządzał ośrodkami duszpasterstwa niemieckiego w Camberwell i St. Albans do 2007 roku. Odnowił w tym czasie kontakty z polską społecznością w Melbourne i zorganizował pielgrzymkę niemieckich katolików do Polskiego Sanktuarium Maryjnego w Essendon.

Miał wielkie i gorliwe serce, całkowicie oddane Bogu i ludziom. Cechował go szacunek do każdego człowieka i wielka wrażliwość na ludzkie cierpienie. Był dobrym kaznodzieją i cenionym spowiednikiem. Będąc w Australii głosił rekolekcje różnym grupom zakonnic, a potem wielokrotnie młodzi franciszkanie w Kłodzku i na Górze Świętej Anny prosili go, by ich poprzez rekolekcje przygotował do przyjęcia święceń kapłańskich.

Zmagał się z alkoholową chorobą, która stała się jego życiowym krzyżem. Wyniszczała go fizycznie i psychicznie. Wielokrotnie poddawał się leczeniu. Będąc proboszczem w Moembriss podczas kolejnej rekonwalescencji napisał list do swych parafian: „Kochani Parafianie! Wszyscy wiecie, że jestem alkoholikiem. Nie mogę już dłużej udawać, że nim nie jestem. Przepraszam was za zgorszenie i zawody, jakich stałem się powodem. Na razie jestem trzeźwy, ale nie wiem, czy mogę do was wrócić i czy nie macie mnie dosyć i czy ja, alkoholik, mogę być nadal waszym proboszczem”. W odpowiedzi otrzymał setki listów z ofertami pomocy i z prośbą, żeby wrócił. Wrócił do nich i przez kilkanaście lat funkcjonował w pełnej trzeźwości w tej i w następnych dwu parafiach. Trudno jednak księdzu, uczestniczącemu w ludzkich bólach, tragediach i radościach uniknąć stresu, przeżywanego często w samotności. I przychodziły na Ojca Leonharda nawroty alkoholowej choroby, wyniszczającej jego organizm.