Piłka siatkowa jest jedną z tych dyscyplin sportu, której geneza jest łatwa do zrekonstruowania. Powstała 9 lutego 1895 r. w miejscowości Holyoke w amerykańskim stanie Massachusetts. Podobnie jak w przypadku narodzin dyscypliny o cztery lata starszej – koszykówki (powstałej zresztą w oddalonym o kilkanaście kilometrów Springfield), kluczową rolę w jej stworzeniu i popularyzacji odegrał Związek Chrześcijańskiej Młodzieży Męskiej (YMCA) i jego sportowi instruktorzy. Jeden z nich, William G. Morgan, w odpowiedzi na brak chęci niektórych podopiecznych do brania udziału w meczach kontaktowej i wymagającej znacznej sprawności fizycznej koszykówki opracował pierwsze ogólne zasady nowej gry zespołowej, którą nazwał mintonette. Jednak widzowie pierwszego turnieju siatkówki, rozegranego w 1896 roku w Springfield, obserwując lot piłki nad siatką, nazwali ją „volleyball” – latająca piłka i tak już został do dziś.

Dyscyplina ta powstała przede wszystkim z myślą o osobach w średnim wieku, obu płci, niekoniecznie w świetnej kondycji fizycznej. Jej pierwsze zasady były dość podobne do obowiązujących dzisiaj. Dzięki instruktorom sportowym YMCA, siatkówka szybko zaczęła zyskiwać popularność w amerykańskich szkołach oraz na uniwersytetach, a dzięki ulokowanym w większości chrześcijańskich krajów świata oddziałom tej młodzieżowej organizacji rozpoczęła się jej międzynarodowa kariera.

Za pośrednictwem YMCA siatkówka trafiła także do Polski. Pierwszy pokaz miał miejsce w Warszawie w 1919 roku. Początkowo uprawiano ją głównie w szkołach, pierwotnie pod takimi nazwami, jak „przebijanka”, „latająca piłka” lub „dłoniówka”. Dynamiczny rozwój dyscypliny rozpoczyna się w 1923 r., gdy powstają pierwsze sekcje siatkarskie w drużynach harcerskich i klubach sportowych. Pierwsze drużyny siatkarskie pojawiają się w Warszawie, Łodzi, Krakowie, Katowicach, Lwowie, Białymstoku, Lublinie, Poznaniu.

Po wojnie, nowe władze przymykają oko na jej kapitalistyczno – chrześcijańskie pochodzenie i siatkówka staje się jednym z elementów propagowanego przez socjalistyczne władze sportu masowego. Proste reguły i niewielkie wymogi w zakresie sprzętu powodują, że staje się ona chyba najpopularniejszym sportem rekreacyjny, królującym w PRL-u na wszystkich koloniach, obozach, spływach kajakowych i wczasach pracowniczych.

Mimo tego, że w latach 50. i 60. ubiegłego wieku na arenie międzynarodowej święciła tryumfy żeńska reprezentacja Polski, która regularnie stawała na podium mistrzostw Starego Kontynentu, mistrzostw świata oraz igrzysk olimpijskich, zdobywając brązowe medale na olimpiadzie w Tokio (1964) i Meksyku (1968), to dopiero sukcesy męskiej reprezentacji Polski w latach 70, szczególnie Mistrzostwo Świata z 1974 r. oraz złoty medal, zdobyty po super zaciętym spotkaniu  z reprezentacją ZSRR, na Igrzyskach Olimpijskich w Montrealu, spowodowały masowy wzrost zainteresowania wśród kibiców siatkówką wyczynową oraz napływ chętnych do sekcji siatkarskich w klubach.

Niestety potem przyszły lata chude i to aż 2 dekady. Wielki powrót polskiej siatkówki na szczyty ponownie zapewniły siatkarki sięgając po mistrzostwa Europy w latach 2003 i 2005 roku. Te sukcesy zmotywowały też polskich siatkarzy. Zaczęło się od wicemistrzostwa świata w roku 2006 roku, a potem regularnie już nasza męska reprezentacja stawała na podium Ligi Światowej, mistrzostw Starego Kontynentu i mistrzostw świata.

Obecna reprezentacja, to można chyba śmiało powiedzieć, reprezentacja gwiazd. Trudno się więc dziwić, że w tym roku oczekiwania polskich kibiców były bardzo konkretne – medal olimpijski i to raczej złotego koloru. Zwłaszcza, że w rozegranej miesiąc przed turniejem olimpijskim Lidze Narodów, Polska prezentowała się bardzo dobrze i przegrała dopiero w finale, ulegając Brazylii. Mimo tej przegranej na olimpiadę jechali nasi reprezentanci jako zdecydowani faworyci – przynajmniej w opinii polskich komentatorów sportowych. Entuzjazm komentatorsko – medialny nie słabł ani trochę w fazie rozgrywek grupowych, gdzie Polska radziła sobie przeciętnie, czyli raz lepiej raz gorzej, ale statystyki meczowe miała bardzo słabe. To nie przeszkadzało mediom dalej pompować balonika, który jednak bardzo szybko i boleśnie pękł w olimpijskim ćwierćfinale gdzie reprezentacji Polski odpadła z turnieju po przegranej 2:3 z Francją.

Z olimpiady wróciliśmy więc na tarczy, bez żadnego medalu. Na otarcie łez zostały nam jeszcze mistrzostwa Europy. Choć wszyscy wiedzieli, że to nie to samo, nasi siatkarze koniecznie chcieli zmazać olimpijski blamaż i podarować kibicom zwycięstwo w mistrzostwach Starego Kontynentu. W fazie grupowej wygraliśmy wszystkie mecze. W 1/8 rozgromiliśmy Finlandię (3:0), w ćwierćfinale Rosję (3:0), jednak zwycięska passa naszych siatkarzy została zakończona przez siatkarzy Słowenii, którzy w półfinale pokonali nas 3:1. Pozostał nam mecz o 3 miejsce, który pewnie, w pięknym stylu wygrała nasza reprezentacja pokonując 3:0 reprezentację Serbii, ale chyba jeszcze nigdy nie byliśmy tak smutni zdobywając brązowy medal. Mistrzami Europy zostali Włosi, srebro przypadło Słoweńcom. Po mistrzostwach do dymisji podał się trener polskich siatkarzy, Vital Heynen, a nasza reprezentacja gwiazd pewnie będzie chciała jak najszybciej zapomnieć o roku 2021.

Czas jednak na optymistyczne podsumowanie, bo tak jak na wyrost tegoroczne sukcesy naszych siatkarzy kreowały głównie media. Tak teraz dalej podsycają atmosferę spekulacjami na temat przyszłych selekcjonerów naszych siatkarskich reprezentacji, a sukces kocha ciszę, zwłaszcza tę medialną. Bez zbędnych emocji, ale też z dumą trzeba przyznać, że nieprzerwanie od kilkunastu lat, nasi siatkarze są w ścisłej ósemce najlepszych drużyn świata. Grają całym sercem. Wygrane mecze to radość i chluba. Jak przegrywają są łzy i sportowa złość. A ty i tak ich wspierasz, bo wiesz, że następnym razem znów dadzą z siebie wszystko.

Tak, nie zawsze nasi siatkarze zwyciężają, ale zawsze walczą, dla tego warto im kibicować i być z nimi na dobre i na złe.

 

Tekst ukazał się w Radiu 3ZZZ w dniu 02.10.2021 roku:

 

Mój blog: w drodze na Alderaan
Facebook: www.facebook.com/gosia.pomersbach