Żegnamy dziś śp. o. Dominika Jałochę OP. Zmarł w szpitalu w Australii po ciężkiej chorobie, otoczony troskliwą opieką bliskich mu przyjaciół i braci. Miałem zaszczyt poznać osobiście Dominika i spędzić z nim kilka miesięcy w 2015 roku, kiedy to na jego zaproszenie głosiłem rekolekcje dla parafii polonijnych w stanie Wiktoria. Stał się wtedy bliską mi osobą, choć mieszkaliśmy na dwóch odległych końcach świata. Spotkaliśmy się jeszcze raz, w podkrakowskich w Podstolicach, skąd pochodził, gdzie odwiedziłem go, kiedy przebywał na urlopie w domu rodzinnym. Bywał w Polsce rzadko, a Australia stała się dla niego drugim domem. Przez te kilka lat naszej znajomości od czasu do czasu dzwoniłem do niego. Ostatni raz udało nam się porozmawiać tydzień temu. Zdążyłem mu podziękować za jego ofiarne i piękne życie, w którym odrobinę dane mi było uczestniczyć.

Ojciec Dominik wyjechał do Australii 13 marca 1992 roku, by pracować wśród Polaków w zachodnich dzielnicach Melbourne. Początkowo pełnił posługę razem z o. Rajmundem Koperskim, a później już sam. Przez pewien czas towarzyszył mu o. Andrew Fornal, który dziś jest przełożonym polskiej dominikańskiej wspólnoty w Sydney. W życiu bywa różnie, ale znając Dominika i Andrzeja, nie dziwię się, że do końca pozostali dla siebie nie tylko braćmi ale i przyjaciółmi.

Dominik mieszkał w domu w Sunshine na obrzeżach Melbourne. Jest tam kaplica, w której pełnił posługę dla Polaków, odprawiał msze święte w wybrane dni tygodnia, prowadził nabożeństwa. W niedziele jeździł do trzech kościołów parafialnych, prowadząc duszpasterstwo wśród Polonii. Goszcząc w Sunshine przez trzy miesiące, widziałem, że było to dom zawsze otwarty dla parafian, którzy zresztą często odwiedzali swojego duszpasterza. Korzystał na tym również Dodi, uroczy owczarek, który mieszkał razem z Dominikiem. Polacy wiedząc, że Dominik ma gościa – rekolekcjonistę, przynosili takie ilości jedzenia, że pomoc Dodiego była dla nas zbawienna.

Oczkiem w głowie Dominika była Sobotnia Szkoła Polska w Albion. Powstała dzięki niemu w 1993 roku, a następnie była przez niego wspierana. Pamiętam, że po przylocie do Australii, było to jedno z pierwszych miejsc, do których mnie zawiózł, pokazując z dumą klasy oraz miejsce upamiętniające św. Jana Pawła II, którego imię nadano tej placówce. Dominik kiedy był młodszy organizował wyjazdy z dziećmi i młodzieżą ze szkoły, w których sam brał udział.

Kolejnym ważnym dla niego miejscem było sanktuarium Matki Bożej z Ta Pinu w Bacchus Marsh, miasteczku oddalonym 50 kilometrów na zachód od Melbourne. Obok kościoła, na wzgórzu jest tam piękna Kalwaria – stacje drogi krzyżowej oraz ponad 20 kaplic Maryjnych, wśród których jest także i polska kaplica z obrazami Matki Bożej Częstochowskiej i Miłosierdzia Bożego. Inicjatorem jej wzniesienia był o. Dominik, zainspirowany do tego przez o. Roman Schulz OP z Białorusi. Dominik często tam jeździł. Czasem z przyjaciółmi lub parafianami, innym razem samotnie, by w ciszy się pomodlić i odpocząć.

Ojciec Dominik Jałocha był człowiekiem bardzo pogodnym, z wielkim poczuciem humoru. Przy tym jednocześnie skromnym i w najlepszym tego słowa znaczeniu prostym. Zapamiętałem go otoczonego bliskimi mu ludźmi. Podczas mojego pobytu Dominik świętował swoje 60 urodziny. Parafianie nie tylko składali mu życzenia, odwiedzając go licznie w domu w Sunshine, ale także zgotowali mu urodzinowe owacje podczas wielkanocnego balu, który corocznie organizował wraz z parafianami w Domu Polskim.

Na koniec z wielkim uznaniem chcę podziękować moim braciom z Australii Andrzejowi Fornalowi, Paweł Barszczewski, Piotr Kruk i Krzysztofowi Sonkowi. Pomimo, że Dominik mieszkał daleko od naszego klasztoru w Sydney, bracia byli zawsze blisko niego. Dziękuję także wspaniałym parafianom, a przede wszystkim przyjaciołom Dominika, którzy byli z nim w zdrowiu i chorobie. W ostatnim czasie, gdy poważnie chorował, był otoczony gronem najbliższych. Będąc w Australii odwiedzaliśmy razem z Dominikiem domy jego polskich parafian. Miałem wrażenie, że dla większości z nich Dominik był jak członek rodziny. Znali się zresztą i współpracowali całe lata. Nic więc dziwnego, że dzieci, które kiedyś chrzcił, teraz zakładały już swoje własne rodzin. On zawsze mógł na nich liczyć i wielokrotnie z dumą mi o nich opowiadał. Z pewnością Polakom z North Sunshine, Hoppers Crossing i Yarraville, będzie go bardzo brakowało. Dziękuję, że do końca byliście z Dominikiem!

Drogi Dominiku, odpoczywaj w pokoju wiecznym. Amen.

Jaroslaw Krawiec OP