Dziś będzie o piłkarskiej Lidze Narodów UEFA, czyli o międzynarodowych rozgrywkach piłki nożnej, organizowanych przez Unię Europejskich Związków Piłkarskich od sezonu 2018/2019, dla męskich reprezentacji wszystkich 55 europejskich federacji piłki nożnej.

By zorganizować te rozgrywki, 55 drużyn narodowych, reprezentujących krajowe federacje zrzeszone w UEFA, zostało podzielonych na cztery dywizje: A, B, C i D. Każda dywizja została  dodatkowo podzielona na cztery grupy złożone z trzech lub czterech drużyn, grających ze sobą systemem kołowym – u siebie i na wyjeździe. Drużyny grające w dywizji A rywalizują o tytuł mistrza Ligi Narodów UEFA, a wyłaniani są wśród zwycięzców każdej z czterech grup w dywizji A, którzy uzyskują kwalifikację do turnieju finałowego rozgrywanego systemem pucharowym, w czerwcu każdego nieparzystego roku. Najgorsze zespoły każdej z grup w dywizjach A, B i C zostają zdegradowane do niższej dywizji. Analogicznie zwycięzcy grup w dywizjach B, C i D uzyskują awans do wyższej dywizji.

Pierwsze rozgrywki Ligi Narodów rozgrywane w sezonie 2018/2019 wygrała Portugalia, wicemistrzem została Holandia, a 3 miejsce przypadło Anglii. W sezonie 2020/2021 mistrzem została Francja przed Hiszpanią i Włochami.

Obecnie rozgrywana była faza grupowa trzeciej edycji tych rozgrywek. Od 1 do 14 czerwca drużyny narodowe zrzeszone w UEFA rozegrały w swoich grupach 6 spotkań. Pozostałe 4 spotkania zostaną rozegrane we wrześniu i wtedy przekonamy się kto będzie za rok walczył o tytuł mistrza Ligi Narodów, kto awansuje do wyższej dywizji i kto spadnie niżej.

Skupimy się dziś na grupie D dywizji A, bo w niej występuje reprezentacja Polski, choć chyba lepszym słowem od występuje było by męczy się. Biało-Czerwoni najpierw we Wrocławiu, szczęśliwie wymęczyli zwycięstwo 2:1 nad Walią, zdecydowanie uważaną za najsłabszą drużynę w nasze grupie. Choć Walijczycy prowadzili już 1:0, to w końcówce meczu udało się polskim piłkarzom najpierw w 72 minucie spotkania doprowadzić dzięki bramce Jakuba Kamińskiego do remisu, a potem w 85 minucie Karol Świderski zdobył zwycięskiego gola. Dwa dni później Belgowie zostali rozbici 1:4 przez Holendrów i to grając u siebie, a honorowego gola zdobyli w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry.

Druga seria spotkań naszej grupy została rozegrana 8 czerwca. Tym razem Holendrzy pokonali na wyjeździe Walijczyków 2:1, a reprezentanci Polski pojechali do Brukseli, by tam zmierzyć się z Belgami. Chyba o tym meczu najlepiej mówić jak najkrócej. Wynik 6:1 dla Belgii mówi sam za siebie. Choć pierwszego gola w tym meczu strzelił Robert Lewandowski już w 28 minucie meczu, to potem bramki strzelali tylko Belgowie. Tak naprawdę najbardziej żal mi było w tym meczu bramkarza Biało-Czerwonych, Bartłomieja Drągowskiego, dla którego ten mecz był debiutem w polskiej reprezentacji i aż trudno uwierzyć, że mimo puszczenia 6 goli był on jednym z najlepszych polskich piłkarzy w tym meczu.

Mecz można przegrać, ale pod koniec meczu w Brukseli polscy piłkarze już nie walczyli. Wywiesili białą flagę i czekali tylko na końcowy gwizdek sędziego, który zakończy to starcie. Starcie które było prawdziwym knockoutem dla polskiej reprezentacji.

Minęły zaledwie 3 dni i 11 czerwca drużyny piłkarskie naszej grupy musiały ponownie wbiec na boisko. Tym razem Walijczycy grając u siebie zremisowali w pogromcami reprezentacji Polski Belgami 1:1, co tylko pokazuje, jak słabo zagrali mecz w Brukseli Polacy. My wyjechaliśmy za to do Rotterdamu, by tam zmierzyć się z prowadzącymi w tabeli Holendrami. Ten mecz nie był wielkim spotkaniem. Po piłkarzach Holandii było wyraźnie widać zmęczenie ostatnimi meczami Pomarańczowych. Wykorzystali to nasi piłkarze, którzy prowadzili już 2:0, ale wystarczył moment nieuwagi, by z prowadzenia zrobił się w 3 minuty remis 2:2. Na szczęście ten remis udało nam się dowieźć do końca spotkania.

W ogólnym podsumowaniu meczu trzeba przyznać, że Holandia była lepszą drużyną na boisku, ale nie potrafiła wykorzystać stwarzanych sytuacji strzeleckich i musiała pogodzić się podziałem punktów z polskimi piłkarzami, którzy tym razem mogli schodzić z boiska z podniesioną głową.

I mamy 14 czerwca. Tym razem u siebie, zmęczeni Holendrzy bardzo szczęśliwie wygrywają 3:2 z ambitnie grającymi Walijczykami. Do Polski przyjeżdżają Belgowie, by na Stadionie Narodowym zmierzyć się w meczu rewanżowym z reprezentacją Polski.

Mimo, że to reprezentacja Biało-Czerwonych jest drużyną, która ma zmazać blamaż porażki sprzed tygodnia, od pierwszych minut drużyną lepszą i przede wszystkim atakującą są Belgowie. 16 minuta meczu i goście prowadzą 1:0 po tej bramce na szczęście Belgowie zwalniają tempo gry i robi się dość nudna kopanina w środku boiska już do końca 1 połowy meczu. Drugą połowę znów zdecydowanej zaczynają Belgowie, ale tym razem nie przynosi to bramkowego efektu. Ma szczęście dla polskich kibiców, trener Polaków, Czesław Michniewicz decyduje się na przeprowadzenie zmian w polskim zespole i na boisku pojawia się w 57 minucie meczu Karol Świderski i Przemysław Frankowski. Teraz dopiero Rober Lewandowski ma z kim grać i pod belgijską bramką zaczyna robić się ciekawie. Ostatnie 20 minut meczu to wreszcie dobra, ciekawa i szybka gra Polaków, która mimo kilku dobrych strzałów i ciekawych akcji jednak nie przełożyła się na zdobycie wyrównującej bramki, choć gdyby mecz Polska – Belgia trwał od 70. minuty, Belgowie po ostatnim gwizdu cieszyliby się, że padł remis, a tak schodzili z boiska jako zwycięzcy.

W podsumowaniu trzeba przyznać, że w całości meczu drużyną zdecydowane lepszą była Belgia, ale końcówka meczu dała nam nadzieję, że może jeszcze z pogrzebem polskiego futbolu powinniśmy poczekać. Czy słusznie okaże się już we wrześniu, gdy przyjdzie nam się zmierzyć z ambitnymi Walijczykami i prowadzącą w tabeli naszej grupy Holandią. Szans na wyjście z grupy nie mamy żadnych, ale może uda się wygrać walkę o pozostanie Biało-Czerwonych w dywizji A.

Potem czeka nas Mundial, ale to będzie już zupełnie inna opowieść.

 

Tekst ukazał się w Radiu 3ZZZ w dniu 18.06.2022 roku:

 

Mój blog: w drodze na Alderaan
Facebook: www.facebook.com/gosia.pomersbach

 

(fot. Lassi Kurkijärvi / flickr.com / CC BY-NC 2.0)