Miesiąc maj będzie zawsze kojarzył mi się z majówkami, czyli nabożeństwami majowymi i Wyścigiem Pokoju, a że dziś dopadła mnie jakaś nostalgia to powspominamy wyścig mojego dzieciństwa. Choć myślę, że Wyścig Pokoju był nie tylko moim wyścigiem, ale większości ludzi mojego pokolenia w Polsce, Czechosłowacji i NRD.
W 1948 roku dzienniki „Głos Ludu” (od następnego roku „Trybuna Ludu”) i czeskie „Rude Pravo” oraz związki kolarskie Polski i Czechosłowacji umówiły się, że zorganizują wspólne zawody. 1 maja 1948 roku wystartowały jednocześnie dwa wyścigi – z Warszawy do czeskiej Pragi i z Pragi do Warszawy. Ścigała się garstka kolarzy z Polski, Czechosłowacji, Rumunii, Bułgarii i Jugosławii. Triumfowali niespodziewanie cykliści z Jugosławii – Aleksandar Zoric w Warszawie i August Prosenik w Pradze. Rok później odbył się już tylko jeden wyścig, Praga – Warszawa. W 1952 do grona organizatorów dołączył związek kolarski NRD. Od tego czasu przez blisko czterdzieści lat trasa przebiegała, w zmiennej kolejności miast, po trójkącie Warszawa-Praga-Berlin.
Oficjalnie organizatorami Wyścigu Pokoju zostały trzy dzienniki prasowe: „Trybuna Ludu”, „Rude Pravo” i „Neues Deutschland”. W rzeczywistości jednak w organizację imprezy zaangażowany był aparat partyjny i państwowy trzech krajów: Polski, NRD i Czechosłowacji.
Wyścig Pokoju był to swoisty fenomenem popularności. Mety etapów często wyznaczano na stadionach, co dziś jest rzadkością. Na trybunach zasiadały nieprzeliczone tłumy. Zawodnik, a później znakomity trener, Henryk Łasak stwierdził, że „gdyby nie ta majowa impreza nie byłoby polskiego kolarstwa”. Ryszard Szurkowski przyznał, że udział w Wyścigu Pokoju zapewnił mu popularność w całej Europie. Twierdził też, że nie znał drugiego tak dobrze zorganizowanego wyścigu kolarskiego.
Jednak majowa impreza była stworzona i wykorzystywana przez ówczesne władze komunistyczne jako środek oddziaływania politycznego i propagandowego. W latach 1954 – 1962 wyścig rozpoczynano 2 maja. Dzień wcześniej ekipy sportowe były zapraszane do udziału w manifestacji l-majowej. W 1963 roku Wyścig Pokoju po raz pierwszy rozpoczął się 9 maja, a kolarze dla odmiany zwykle składali kwiaty pod pomnikami żołnierzy Armii Czerwonej. Zwycięzcy etapów ściskali ręce sekretarzy partii komunistycznych, wiwatowały dzieci z czerwonymi chorągiewkami w rękach. Ideologiczna oprawa była jednoznaczna – mówiono o przyjaźni między narodami i socjalizmie.
Była jeszcze ciemniejsza strona tej „pokojowej imprezy”. Zacięta rywalizacja na trasie nie zawsze zgodna z zasadami fair play, o bójkach na pompki polskich kolarzy z Niemcami, czy kuksańcach i łokciach między Czechami a Rosjanami nie wspominając. Tadeusz Mytnik np. podczas jednego z etapów tak „mocował się” z Jurijem Awierninem, że dwa razy leżeli w rowie.
W 1969 roku, niespełna rok po interwencji państw Układu Warszawskiego w Czechosłowacji, kolarze czechosłowaccy nie wystartowali w Wyścigu Pokoju. Udało się jednak zorganizować przejazd przez terytorium Czechosłowacji, przynajmniej na odcinku 112 km, z tym że na całej trasie porządku pilnowało wojsko i milicja. Mimo tego nie obyło się bez incydentów. Po wjeździe do Czech bardzo wielu zawodników miało defekty gum. Stwierdzono, że powstały one w ogromnej większości z powodu rozsypania na szosie pinezek. W związku z tym kierownictwo Wyścigu wydało polecenie wszystkim samochodom (oprócz sędziowskich i technicznych) wyprzedzenie kolarzy. Chodziło o to, by samochody jadące przed zawodnikami przynajmniej częściowo zmiotły leżące na drodze pinezki. Przejeżdżających kolarzy gremialnie wygwizdano. Gdy w następnym roku Wyścig Pokoju powrócił do Czechosłowacji i kończącą się go metę miał w Pradze, a zwycięzcą indywidualnym został wówczas Ryszard Szurkowski, telewizja czechosłowacka zakończyła relację przed dekoracją zwycięzców wyścigu.
W 1986 roku, po awarii w Czernobylu, próbowano przekonać opinię społeczną, że była to drobna usterka. Postanowiono wtedy, dosłownie kilka dni przed rozpoczęciem wyścigu, o dodaniu ekstra pierwszego etapu. Jak na ironię w oddalonym od Czarnobyla o kilkadziesiąt kilometrów Kijowie. Wszystko dziesięć dni po wybuchu reaktora. Oczywiście kolarze z państw demoludu musieli startować, by udowodnić że Czarnobyl to bagatelka. Szurkowski, który był wówczas trenerem reprezentacji, wspominał iż dopiero wtedy w pełni zrozumiał polityczną i propagandową rolę Wyścigu Pokoju.
W kontekście takich wydarzeń trafna była uwaga dziennikarza czechosłowackiej „Mladej Fronty”, którą podzielił się z polskim kolegą, że Wyścig Pokoju to: „czysta komedia, karykatura sportu, a zwłaszcza przyjaźni i pokoju”.
Jednak Wyścig Pokoju zawdzięczał swój sukces przede wszystkim dzięki walorom sportowym. Dla amatorskich kolarzy z Zachodu sukces w Wyścigu Pokoju był przepustką do uzyskania dobrego kontraktu zawodowego, dla ich kolegów ze Wschodu zwycięstwo oznaczało niewyobrażalną dziś popularność.
Pierwszym Polakiem na liście triumfatorów Wyścigu Pokoju był Stanisław Królak. W 1956 roku, po zwycięstwie w Pradze, stał się wręcz bohaterem narodowym. Razem z Królakiem „walczyła” cała Polska – na trasie, przy odbiornikach radiowych, zakładowych radiowęzłach i wiejskich „kołchoźnikach”. Ogromny entuzjazm towarzyszył sukcesom Polaków w latach siedemdziesiątych. Zenon Czechowski, Ryszard Szurkowski, Stanisław Szozda, Tadeusz Mytnik, Zygmunt Hanusik urządzali sobie z majowej imprezy mistrzostwa krajowe. Wygrywali z dużą łatwością całe wyścigi i poszczególne etapy. Umawiali się, w jakim mieście kto ma być pierwszy. I tak na przykład Czechowski miał gwarancję od kolegów, że wygra w rodzinnym Poznaniu, a Szurkowski pochwali się wieńcem laurowym przed rodziną we Wrocławiu. Później naszymi gwiazdami był Lech Piasecki i Piotr Wadecki.
Tak było do 1989 roku. Po zmianach politycznych w Europie Środkowej zmienił się również Wyścig Pokoju. Na początku lat dziewięćdziesiątych stał się skromną, amatorską imprezą. Z bezpośrednich transmisji telewizyjnych wycofały się Niemcy i Polska, a to spowodowało wycofanie się wielu sponsorów. Ostatecznie w 2007 roku dla Wyścigu Pokoju zabrakło miejsca w kalendarzu imprez kolarskich, ale i my już wtedy nie wysiadaliśmy przy odbiornikach radiowymi czy telewizyjnych, by usłyszeć relację rozpoczynającą się słowami: „Halo, halo, tu ekipa Wyścigu Pokoju”. Jednak po latach gdy rozpoczyna się maj, czasami robi się tak bardziej nostalgicznie.
Tekst ukazał się w Radiu 3ZZZ w dniu 04.05.2024 roku:
Mój blog: w drodze na Alderaan
Facebook: www.facebook.com/gosia.pomersbach
(fot. Robert Couse-Baker / flickr.com / CC BY 4.0 DEED)