„Historia wolnego człowieka, nigdy nie jest pisana, przez przypadek, ale przez wybór – jego wybór” (Dwight D. Eisenhower)

Emigrację w Szkocji można podzielić na dwa okresy. Pierwszy to ci, co pozostali po II Wojnie Światowej, a przybyli wraz z Armią gen. Andersa. Osiedlili się, założyli rodziny tworząc często małżeństwa mieszane, czyli polsko-szkockie. Tu urodzily sie ich dzieci i wnuki. Dlatego dziś często spotykam osoby o polskich nazwiskach. Są dumni, że ich dziadowie byli Polakami. Drudzy to ci, którzy przylecieli do Szkocji, kiedy ta stała się atrakcyjnym celem wyjazdów po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Jeden i drugi okres ma wspólny mianownik: życie Polaków na obczyźnie, które jest przeniknięte wiarą, miłością i sentymentem do Boga i Ojczyzny.

Historia Polaków, takich jak Czesław czy Piotr dzieli kilkadziesiąt lat, ale dowodzi, że każde ludzkie życia nie jest usłane płatkami róż, ale przeważnie jej kolcami. Na cierpieniu i wierze zbudowana jest historia anonimowych bohaterów, którzy swoim życiem, codzienną pracą, ale i odwagą dowodzą, że warto przekraczać siebie i kształtować swój charakter.

W okolicy Perth – w czasie II Wojny światowej i tuż po niej – był szpital dla żołnierzy polskich. Do dziś jest tam miejsce na cmentarzu komunalnym, na którym znajduje się specjalne miejsce, gdzie są groby tych, co zostali tu na zawsze -żołnierzy polskich. Gdy pracowalam w domu opieki dla weteranów wojennych, był tam właśnie taki żołnierz. Miał na imię Czesław i zawsze bardzo się cieszył, że może porozmawiać w swoim narodowym jezyku. Opowiedział mi, jak znalazł się tu w Szkocji. Jego rodzinę Sowieci wywieźli na Syberię, a gdy gen. Anders tworzył Polską Armię, szedł do niej pieszo około trzech dni. Poźniej przeszedł cały szlak bojowy, aż trafił ranny do Crieff, gdzie w hotelu był szpital. Gdy juz doszedł do sił i zdrowia, dostał propozycję zamieszkania w Perth, oddalonym o ok. 20 km.

W Polsce nie miał do czego wracać – tak mówił – więc został. Ożenił się ze Szkotką i jak sam opowiadał: – Było ciężko, bo nie znał języka, ale powoli wszystko zaczęło się układać. Na świat przyszły dzieci i dostał dom z „council”. I jakoś ten świat się toczył do przodu. Raz gorzej, a raz lepiej. Dzieci dorosły, a z tego co pamiętam to jedno z nichwyjechalo do Australii, a drugie do Stanów Zjednoczonych.

Życie w Szkocji nie było takie proste i usłane pieniędzmi na drodze, stąd ludzie żyli biednie i bardzo cieżko pracowali, aby utrzymać się przy życiu. Wielu Szkotów jednak opuściło kraj. Dopiero pod koniec XX wieku w latach 80-tych  zaczęło się żyć trochę lepiej. Tak więc Czesław został sam z żoną. Był już emerytem, gdy umarła. A dopóki chodził i byłsprawny fizycznie mieszkał sam. Ale czas pędził nieublaganie do przodu i z wiekiem coraz trudniej było mu się poruszać,ugotowac obiad, czy zrobić zakupy. Tak trafil do domu weteranów wojennych. Z dumą pokazywał swoje odznaczenia za udział w wojnie.

Gdy juz przebywał w domu opieki, rodzina sprzedała dom. A ja, gdy zawsze przychodziłam rano do jego pokoju, słuchałam historii życia Polaka tułacza, bo tak zawsze mówił o sobie. Pan Czesław zmarł, gdy ja odeszłam z tego domu opieki, jakiś rok później, mając 80 lat.

Drugi okres emigracji w Szkocji to czas, gdy otworzono granice w Polsce, a ludzie zaczęli podróżować, szukać lepszej pracy, ale i nie tylko dlatego. Często w Polsce nie mieli nic, rozpadły im się związki małżeńskie i nie widzieli też sensu życia. Najpierw przyjechali sami, a później ściagnęli również swoje rodziny. Część z nich wróciło do Polski, a ci co zostali, to wpisali się w szkocki krajobraz, mając własne firmy lub pracują w szkockich przedsiębiorstwach.

Gdy trafilam do Szkocji, w tym mieście w którym mieszkam, byla nas garstka, która można było policzyć na palcach jednej ręki. Wiekszość to ludzie młodzi po wyższych studiach. Zarabiali tu dobre pieniądze pracując jako kelnerzy, sprzątacze, czy na budowach. Jednym z nich jest pan Piotr. Przyjechał z małej miejscowości w Polsce, ze swojądziewczyną. Ona pracowała jako babysitter, a on w hotelowej pralni. Dziewczyna była jego pierwszą miłością i zawsze myślał, że tylko z nią ułoży sobie życie, ale jak to czasami w życiu się zdarza, dziewczyna go zdradziła i znalazła sobie bardziej obrotnego i zarazem bogatego Polaka. Zaszła z nim w ciążę i tak skończyła się ta wielka miłość.

Pan Piotr długo nie potrafił się pozbierać po stracie ukochanej mu osoby i zaczął – jak to często bywa – nadużywać alkoholu. Pił wiele i to każdego dnia, ale jedno co go trzymało by nie stoczyć się na dno – to wiara w Boga, nadzieja, że kiedyś spotka „tą jedyną na świecie”, dla której będzie tym najważniejszym, tym jedynym człowiekiem. Trwanie przy Bogu , zaufanie Jego nieskończonej miłości, pozwoliło przetrwać to bolesne doświadczenie. Powoli, małymi krokami budował nową, ale swoją własną rzeczywistość w której przyszło mu żyć.

W czasie pobytu w Polsce na weselu poznał dziewczynę – pielęgniarkę. Dzień po dniu, budował nowy rozdział swojego życia. Czas wyleczył stare rany, oświadczył się i został zaakceptowany. Wesele odbyło się we wrześniu. 4 dnia tego miesiąca obchodzą rocznicę własnego ślubu. Na początku lutego urodził im się synek, Filip. Kiedy patrzę na nich, to widzę swoje początki bycia rodzicem. To wszystko, co kiedyś przeżył: zdradę, brak bliskiej osoby, a dziś stara się być dobrym mężem, przyjacielem, towarzyszem życia dla swojej żony. W każdą niedzielę uczestniczy we Mszy świętej. Tworzy piękne i udane małżeństwo.

Ktoś kiedyś powiedział, że: „Udane małżeństwo nie jest efektem znalezienia idealnej osoby, lecz kochania niedoskonałego człowieka, którego wybrało się na współmałżonka”. Życie pisze nasze historie niezależnie od tego gdzie jesteśmy, gdzie zatrzymaliśmy się w danym momencie. Czas, który został nam dany jest tylko chwilą i to w naszych rękach jest to, jak go wykorzystamy.

„Czas spoczywa na naszych nadgarstkach i ekranach komputerów, w naszych telefonach komórkowych i na ścianach naszych domów” (Jason Miller)

„My jesteśmy tymi, którzy otrzymali czas. Tylko od nas zależy dla kogo i jak go wykorzystamy na ziemi i czy ślad, który zostawiony po nas, będzie śladem dobra, bohaterstwa, miłości, zrozumienia, czy tylko zwykłym przejściem przez codzienne życie. Nie jest ważne w moich oczach, czy człowiek będzie mniej, czy więcej posiadał. Ważne jest czy będzie mniej, czy bardziej człowiekiem” (Antoine de Saint-Exipéry)

Ps. Imiona bohaterów zostały zmienione.

Tekst pochodzi z serii pt.: „Emigracja- krótkie historie życia ludzi na emigracji w Szkocji”