Jedna wryła się boleśnie w pamięć i uczucia patriotyczne prawdziwych Polaków zbrodnią przeciwko całości ich kraju i godności narodu. Popełnili ją ludzie bez wyo­braźni, politycy naiwni, którym się zdawało, że trudne pro­blemy międzynarodowe można łatwo i bezkarnie rozwiązywać kosztem słabszych państw. Granice polityczne Europy Wschod­niej wyznaczyli nie licząc się z wolą najbardziej nimi zainteresowanych, których oddawali na łaskę i niełaskę anty-chrześcijańskiego systemu myślenia i postępowania. Z punktu widzenia etyki był to grzech niesprawiedliwości. W polityce nazywa się takie posunięcia krótkowzrocznością. Historia to wszystko wchłania i według własnej wewnętrznej logiki przy­gotowuje rachunki, by je w odpowiedniej chwili przedstawić i żądać ich uregulowania.

A wtedy najbardziej zdziwieni i oburzeni są właśnie sprawcy grzechu i godzący się nań dla swojego nieświętego spokoju. W takim spokoju chciał żyć Zachód po drugiej woj­nie światowej. To on przygotował żelazną kurtynę zapomnienia o skrzywdzonych narodach i radził im być zadowolony­mi z narzuconego im losu.

Skutki Jałty przeszły przez żelazną kurtynę. Zachód, obo­jętny dotąd na cenę, jaką musiały zapłacić darowane nieludz­kiemu Wschodowi narody, teraz dopiero dostrzega, że został oszukany przez partnera umów jałtańskich. Nie tylko oszu­kany zapewnieniami o przestrzeganiu praw należnych osobie ludzkiej za Łabą, Odrą i Bugiem, ale i krzywdzony przez tego partnera nad Sekwaną, Tamizą i w Waszyngtonie. Jałta więc nie była tylko błędem politycznym, lecz także klęską moralną

0 skutkach wżerających się głęboko w kulturę duchową Europy. Kultura ta, wyrosła na pożywkach chrześcijańskiego humanizmu, jest w niebezpieczeństwie wyrzeczenia się swojej tożsamości pod wpływem idei rewolucyjnych podpowiadanych i podsycanych przez wschodnich inicjatorów Jałty.

Czy Zachód zdaje sobie w pełni z tego sprawę? Czy przynajmniej dzisiaj myśli już poprawnie o tym, co się stało w pierwszej połowie lutego 1945 roku? Pisał Stanisław Brzo­zowski w „Głosach wśród nocy”: „Musimy nauczyć się my­śleć o tym, co ośmieliliśmy się zrobić”.

Przedmiotem myśli polityków powinny być nie dopiero konkretne czyny i wydarzenia, lecz ideologie, które je zapo­wiadają. Łagry i odbieranie wolności narodom można było odczytać z teoretycznych założeń komunizmu, kiedy jeszcze nie sprawował władzy w żadnym kraju. Uczynił to papież Pius IX w 1846 roku, nazywając komunizm „nieszczęsną doktryną”, która wprowadzona w życie niszczyłaby dobra duchowe i materialne. Zachodnich rozmówców w Jałcie i Poczdamie wolno nazwać analfabetami politycznymi, jeżeli nie przewidywali, jakie skutki wynikną z umów tam zawieranych. Skutki nie tylko dla narodów oddanych pod władzę komuni­styczną, lecz także dla Europy i całego świata. A jeżeli przewidywali?

Druga Jałta to piękne uzdrowisko na Krymie, a zarazem symbol wygodnych warunków życiowych w nagrodę za wier­ność duchowi jałtańskiemu. Góra partyjna rządząca Polską, służba bezpieczeństwa, elita intelektualna i twórcza uprzywi­lejowana za popieranie systemu komunistycznego, posłuszni wykonawcy krzywdzących naród i jego kulturę ustaw — wszyscy są chwalcami Jałty. Dzięki niej bowiem rządzą, kształtują rzeczywistość, zniewalają umysły, tworzą oszukańczą wizję wolności i przysięgają wieczną przyjaźń swym mocodawcom w Moskwie.

Pierwsza Jałta była dziełem prawie całkowicie dokona­nym przez obcych nam ludzi, którzy szukali jedynie własnych korzyści. Druga — zgoda wewnętrzna na pierwszą, ponieważ daje szansę wybicia się i zabezpieczenia sobie względnego spo­koju — jest postawą pewnej części społeczeństwa polskiego. Tej części, która nie pragnie żadnych zmian politycznych i społecznych w Polsce. Stworzyła sobie bowiem na pustyni biedy i ucisku całego narodu prywatne oazy sytości, samozadowolenia i upojenia władzą.

W takich zwielokrotnionych Jałtach zamykają się nie­którzy krajowi poeci, głusi i ślepi na wszystko, co się dzie­je poza kręgiem ich przyjemnych przeżyć i doznań. Jeden z nich pisał: „Pachnie winem, cyprysem, morzem jedwabistym powietrzem głaszcze.

Kiedy miesiąc niebo otworzy,
idzie Czechow w gwiaździstym płaszczu.
Echa bitew w niebieskiej dali – trójki
koni, taczanki lecą, gwar żołnierski w
przybrzeżnej fali, krwi rubiny z dna morza
świecą.
Ci, co tutaj bili się, padli – z serc
fundament wolności kładli!
A tam? Światła Auszty! Mickiewicz
Rosji pieśnią ślubuje przyjaźń –
pieśń do rdzenia wrasta, do trzewi!
Wszystko mija – pieśń nie przemija!”.

Tytuł wiersza pisanego w 1966 roku: „Jałta”. Była dla autora Jałta Arkadią szczęśliwą, gdzie położono kiedyś „z serc fundament wolności”, a Mickiewicz ślubował przyjaźń Rosji. Nie chciał wiedzieć, że w niej zamordowano wolność, wmu- szając w niewolników przyjaźń do jednego z morderców. Jemu pachniała Jałta „winem, cyprysem, morzem” i głaskała „je­dwabistym powietrzem”. Taką widział i taką wybrał.

Jest to bowiem sprawa wyboru między dwiema posta­wami intelektualnymi i moralnymi wobec rzeczywistości, któ­rą wyznaczyli Polsce ludzie kierujący polityką światową. Moż­na w tę rzeczywistość angażować się jak w tragedię narodu walcząc razem z nim o prawo do prawdy i wolności, ale można też włączyć się w system posługujący się kłamstwem i gwałtem. Jednych więc Jałta boli, a innych głaszcze.

 

Jałta (fot. Vlad / Flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

Jałta (fot. Vlad / Flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)