Czytamy dziś w Ewangelii (Mk 10, 35-45) o dwóch synach Zebedeusza: Jakubie i Janie. Zabiegali oni o pierwsze „teki ministerialne” w Królestwie bożym. Mogą być jednocześnie uznani za pierwszych „karierowiczów” w Kościele Jezusa. Chcieli oni zasiąść po lewej i po prawej Jego stornie – co oznaczało ni mniej, ni więcej to, że chcieli sprawować władzę. Przy okazji warto wspomnieć, że lewa strona symbolizuje to, co przeszłe, a prawa to, co przyszłe. Chcieli zatem mieć udział w bardzo szeroko rozumianym rządzeniu tu i teraz, aby mieć ogromy wpływ na przyszłość.

To zarządzanie było równocześnie związane z pewnymi przywilejami i profitami, które z tej władzy wynikają. Przynależność do Pana Jezusa była tym jakby gwarantem, że tak właśnie będzie. Takie było ich ludzkie myślenie: coś za coś lub co gorsza: za przynależność mieli otrzymać władzę. Ale okazuje się, że nie tylko ich myślenie takie było. Możemy bowiem podejrzewać, łatwo domyślić się, że dziewięciu pozostałych apostołów, którzy „poczęli oburzać się na Jakuba i Jana”, mogli nosić w swoich sercach podobne aspiracje, podobne dążenia, a ich oburzenie wynikało po prostu z tego, że ktoś ich ubiegł. Kierowała nimi po prostu zazdrość. Widzimy zatem, jak jeszcze wiele brakowało apostołom, aby to pójście za Jezusem było kompletnie bezinteresowne, a był to początek ich wspólnej drogi…

Mszy świętej przewodniczył i homilię wygłosił ks. Wiesław Słowik SJ.

 

 

29 N. Zwykła, Bezinteresowni doradcy, Mk 10, 35-45, ks. Mariusz Han SJ