Renesans zaczął się na dobre rozwijać w XV wieku. Jego kolebką stało się miasto odbudowane setki lat wcześniej przez Juliusza Cezara jako kolonia dla byłych żołnierzy. Mam na myśli Florencję. W okresie quattrocenta, nawiasem mówiąc: tego określenia po raz pierwszy użył Vasari, Florencja nie była częścią Włoch, w takim sensie, w jakim jest obecnie. W okresie odrodzenia na Półwyspie Apenińskim rozwijały się państwa – miasta, oddzielne Księstwa – każde z własnym rządem i instytucjami, np. Republika Wenecka, Republika Florencka czy Królestwo Sycylii. Odrodzenie to był świetny czas dla Florencji, ponieważ osiągnęła ona największą potęgę gospodarczą i kulturalną. W tym bogatym mieście, często nazywanym nawet “Nowym Rzymem” sztuka miała się świetnie. Od 1434 roku władzę we Florencji przejął ród Medyceuszów – wtedy miasto stało się centrum myśli humanistycznej z pierwszego zdarzenia. Rządzący stolicą Toskanii Medyceusze to ludzie prezentujący bardzo wysoki poziom intelektualny, a do tego posiadający władzę, co w połączeniu z genialnymi artystami umożliwiło sztukom pięknym rozkwit, zwany teraz renesansem. Konkurs na drzwi do baptysterium w 1401 roku to symboliczna data jego rozpoczęcia.

(fot. alh1 / flickr.com / CC BY-ND 2.0)

Florencja (fot. alh1 / flickr.com / CC BY-ND 2.0)

No właśnie, Medyceusze. Samo “medici” znaczy w języku włoskim, lekarze – być może rodzina w przeszłości miała coś wspólnego z medycyną. Gdy jednak wprowadzili się do Florencji zajmowali się głównie finansami. Zamieszkali nieopodal kościoła San Lorenzo, do dziś się mówi, że ten kościół był ich. To oni zlecili w późniejszych latach Brunelleschiemu jego przebudowę. Rodzina była do tego stopnia ważna i szanowana w mieście, że Giovanni di Bicci de’ Medici zasiadł w jury konkursu na drugie drzwi do florenckiego baptysterium. Tam poznał Filipa Brunelleschiego, z którym się później zaprzyjaźnił. Prawdopodobnie dzięki współpracy z tak wyśmienitymi twórcami jak właśnie Brunelleschi, Giovanni pod koniec swego życia był już w pełni świadomym mecenasem sztuki, ponieważ wcześniej kierował się zasadą, że każdy bogaty mieszkaniec Florencji winien zrobić coś dla dobra wspólnego. Potomkowie Jana również wspierali twórców, np. Kosma de’ Medici, który również był humanistą w najpiękniejszym tego słowa znaczeniu. Najczęściej jednak w literaturze przedmiotu pojawia się Lorenzo de’Medici, o którym mówiono Il Magnifico. Za jego rządów powstały wysokiej klasy dzieła sztuki Da Vinciego czy Michał Anioła.

(fot. doris_pemler / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

Florencja, Fragement drzwi Baptysterium (fot. doris_pemler / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

Jak już wspominałam, symbolicznie renesans rozpoczyna się konkursem na drzwi do florenckiego Baptysterium San Giovanni w 1401r. Warto opowiedzieć o tym wydarzeniu więcej. Cech sukienników w porozumieniu z władzami miasta postanowił ufundować te wrota ze względu na to, że epidemia, która pół wieku temu spustoszyła tą cywilizację, powróciła. Jednak tym razem w zaskakująco szybkim tempie minęła, więc uznano to za bożą łaskę. Zorganizowano rywalizację, która miała wyłonić najlepszego rzeźbiarza, aby ten wykonał cudowne wrota do baptysterium. Zadaniem konkursowym było stworzenie sceny ofiarowania Izaaka. Wymagano, aby przedstawić nagiego Izaaka, Abrahama w szatach, baranka, anioła i służących oraz krajobraz w tle. Po roku upubliczniono prace siedmiu artystów, a ponad trzydziestu sędziów (m.in. Giovanni de’Medici, przedstawiciele cechów i wybitni artyści) wyróżniło dwie prace – Filippo Brunelleschiego oraz Lorenzo Ghibertiego. Obie się zachowały i można je podziwiać we Florencji. Brunelleschi obdarzony iście włoskim temperamentem uznał to za porażkę i zrezygnował z wykonania drzwi. Moim zdaniem bardzo dobrze, bo Ghiberti robił te drzwi około 20 lat, a później stworzył jeszcze piękniejsze, nazwane przez Buonarrotiego “Porta del Paradiso”, czyli “Drzwi Raju”. Tak więc na wykonywanie drzwi przeznaczył ponad 40 lat, czyli prawie całe życie. Rajskie Drzwi Ghiberti podzielił na dziesięć kwater – po pięć na każde skrzydło. Umieścił w nich płaskorzeźby przedstawiające sceny ze Starego Testamentu. Kompozycje są symultaniczne, a skrzydła okolone bordiurą. To naprawdę piękne wrota, które wywołują zachwyt. Oryginalne drzwi możemy podziwiać w Museo dell’Opera del Duomo.

Co się stało z oburzonym Brunelleschim? Wraz z Donatellem, z którym się przyjaźnił, wyruszył do Rzymu, aby poznawać dziedzictwo antyku – mężczyźni żyli tam byle jak. Donatello wykonywał szkice, Brunelleschi dumał nad architekturą wiecznego miasta. Mówi się, że nawet wdrapał się na kopułę Panteonu, aby coś tam podważyć i poznać sekret antycznych architektów. Temperamentny Brunelleschi po powrocie z Rzymu zajmował się już tylko architekturą. Zaprojektował między innymi Szpital Niewiniątek, który znacznie różni się od gotyckich budowli. Jest to budynek użyteczności publicznej. Długi skromny, statyczny. Nie zachwyca wertykalizmem, ani ilością zdobień. Rzucającymi się w oczy dekoracjami, wartymi zapamiętania są urocze niemowlaki w powijakach autorstwa Andrei della Robbio, który uwielbiał kolor błękitny – to jego znak rozpoznawczy. Zapewniam Was, że jeśli raz zobaczycie jego prace, to rozpoznacie je wszędzie.

(fot. Michael Levine-Clark / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

Florencja (fot. Michael Levine-Clark / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)

1 sierpnia 1420r. dopuszczono architekta do budowy kopuły Katedry Santa Maria del Fiore. Pomysłu Brunelleschiego na wzniesienie jej nie rozumiano. A Brunelleschi przecież wiedział co i jak, ponieważ poznał antyczne tajemnice budowniczych i architektów. Vasari pisał, że na ulicach krzyczano “Wariat, wariat!”. Rada Florencka pozwoliła mu budować, ale był jeden haczyk – do pomocy przydzielono mu Ghibertiego, z którym przecież niemal dwadzieścia lat temu rywalizował o stworzenie słynnych drzwi. Artyści nie darzyli się sympatią, jak możecie się domyślać. Brunelleschi starał się pozbyć wspólnika, a to udawał chorobę, a to podzielił pracę na pół. Okazało się, że złotnik Ghiberti nie podołał zadaniu, bo o budowaniu wiedział bardzo niewiele. Genialny konstruktor i inżynier dopiął swego. Mógł realizować swoje pomysły, np. wprowadził dźwig na budowę. Już nie nazywano go “Piccolino”, czyli malutki. Teraz wzbudzał strach, ponieważ był groźny i porywczy. Jego uznanie powoli rosło. Gdy ogłoszono konkurs na latarnie wieńczącą kopułę to wygrał go bez żadnego problemu. Mimo tego zawistni murarze stwierdzili, że działa on bez uprawnień, bo Brunelleschi należał do cechu złotników. Na kilka dni wtrącono go do więzienia, a gdy z niego wyszedł, został wcielony do środowiska murarzy. Z okien florenckich domów można było usłyszeć okrzyki wdzięczności dla architekta – kopuła przyniosła Bruneleschir’emu niesamowitą sławę.

Santa Maria Novella (fot. Kotomi_ / flickr.com / CC BY-NC 2.0))

Santa Maria Novella, Krzyż Giotta, ok. XIII wieku (fot. Kotomi_ / flickr.com / CC BY-NC 2.0)

Przyjaciel Brunelleschiego, czyli Donatello to kolejny z wspaniałych artystów. Zatrudniało go dwóch Medyceuszów – Giovanni i Cosma. Z Cosmą się przyjaźnił. Byli mniej więcej w tym samym wieku, i mniej więcej w tym samym wieku odeszli. Należał do cechu złotników, ale był rzeźbiarzem z powołania. Donatello to nadzwyczajny portrecista – tworzył ludzi jak żywych. Nawet w brzydocie dostrzegał coś inspirującego. To nie podobało się jego serdecznemu przyjacielowi, Brunelleschiemu. Rzeźbiarz stworzył krucyfiks do kościoła Santa Croce. Twarz ukrzyżowanego Jezusa była prosta, chłopska. Brunelleschiego rozsierdziło, że na krzyżu powieszono chłopka. Postanowił stworzyć lepszy krucyfiks. Zdobył drewno i rzeźbił, a gdy skończył zaprosił do swej pracowni kolegę pod pretekstem wspólnego obiadu. Donatello wszedł do pracowni pierwszy. Wypuścił z rąk jajka i chleb, który mieli zjeść, gdy jego oczom ukazał się niesamowity krucyfiks. Nie przejmował się już obiadem – interesowało go tylko piękne dzieło. Oba te krucyfiksy przetrwały. Donatella w Santa Croce, a Brunelleschiego w Santa Maria Novella.

Podczas podróży do Rzymu chłonął sztukę – rysował wszystko. Antyczne dzieła i gotyckie wytwory były jego inspiracją. Wprowadził nowe narzędzia rzeźbiarskie, które były lżejsze i poręczniejsze. To wszystko było możliwe dzięki Cosmie Medyceuszowi, który objął mecenatem Donatella. Polecał go, gdzie się dało. A on rzeźbił. Stworzył między innymi pierwszy nowożytny pomnik konny na wzór tego antycznego, portrety kupców, rzeźbę Dawida, nastawy ołtarzowe, nagrobek Antypapieża w słynnym Baptysterium we Florencji. Był twórczy i wynalazczy. Żył sztuką, nie dbał o pieniądze i wygląd. Miał swój honor i był niekiedy gwałtowny. Szczególnie, gdy wyrzeźbiony przez niego kupiec odmówił zapłaty 14 florenów za rzeźbę. Donatello w jakimś akcie gniewu cisnął wtedy rzeźbę w ziemię i ją zniszczył. Denerwowało, go to, że ktoś może się targować o dzieło sztuki jak o fasolę na targu. Jednak na talencie się nie dorobił. Był biedny jak mysz kościelna, żył dzięki pomocy Kosmy. Gdy miał około 80 lat dostał wylewu i 18 miesięcy leżał sparaliżowany. Zmarł zimą 1466 roku. Pochowano go obok Kosmy w Bazylice San Lorenzo.

Ale Florencja to miasto wielu artystów. Tworzył tam też np. Paolo Uccello, który fachu uczył się razem z Donatellem we florenckich pracowniach. Najczęściej przywoływanym jego dziełem są stworzone dla Medicich trzy obrazy ze scenami bitwy pod San Romano, czy Sandro Botticelli, któremu poświęcę wrześniowy odcinek. Poza tym we Florencji mieszkali i tworzyli przez jakiś czas Perugino, Piero della Francesca, Alberti. Florenckimi ulicami paradowali również Leonardo da Vinci oraz Michał Anioł, o których opowiem późną jesienią.

(fot. Steven Gerner / flickr.com / CC BY-SA 2.0)

Florencja (fot. Steven Gerner / flickr.com / CC BY-SA 2.0)

—————–

Julia Urbańska ma prawie 18 lat. Jak sama o sobie mówi: lubi czytać i mówić o sztuce, bo temat ten jest jej bardzo bliski od samego dzieciństwa. W galeriach sztuki czuje się jak „ryba w wodzie”. Aktualnie uczy się historii sztuki, języka polskiego i historii w jeleniogórskim liceum. W tym roku przystąpi do jednego z najważniejszych egzaminów w jej życiu, czyli do matury. Będzie też musiała wybrać kierunek studiów i już wie, że chce swoją przyszłość związać ze sztuką. Jej pasją poza sztuką jest literatura. Uwielbia zatapiać się w powieściach Umberto Eco, Witolda Gomrowicza czy wierszach Tuwima i Szymborskiej. Mimo to, jej ulubioną książką jest „Mistrz i Małgorzata” Bułhakowa.

Powyższy odcinek Juli Urbańskiej z serii: „Jest taki artysta” jest drugim z dwunastu, które pojawiają się co miesiąc od lipca 2020 roku.

Powyższy tekst został wykorzystany w programie radiowym Polskich Jezuitów w Radiu 3ZZZ w Melbourne (rozpoczyna się w 20:30 min.).