Zapraszam państwa na małe podsumowanie najważniejszych imprez sportowych tegorocznego marca. Oczywiście trzeba zacząć od sportów zimowych, a potem zajrzymy jeszcze do lekkoatletycznej hali.
Aż sześć medali przywieźli Polscy panczeniści z łyżwiarskich Mistrzostw Świata na dystansach w norweskim Hamar oraz z rozgrywanych w Pekinie Mistrzostw Świata w short tracku.
Urodzony w Rosji Vladimir Semirunnij, który uciekł ze swojej ojczyzny po wybuchu wojny z Ukrainą i rok temu otrzymał zgodę na reprezentowanie Polski w zawodach międzynarodowych, najpierw zdobył brązowy medal na 5000 metrów w łyżwiarstwie szybkim w Hamar, mało tego pobił rekord życiowy i uzyskał najlepszy czas w historii polskiego łyżwiarstwa szybkiego (6:12,95), by dwa dni później założyć na szyję drugi krążek tym razem srebrny, wywalczony na dystansie dziesięciu tysięcy metrów.
22-latek reprezentujący biało-czerwone barwy był największą sensacją tych mistrzostw i można mieć nadzieję, że jeśli Vladimir Semirunnij będzie dalej rozwijał się tak dobrze, to możemy patrzeć z nadzieją w kierunku przyszłorocznych Zimowych Igrzysk Olimpijskich.
Świetnie spisały się także nasze panczenistki. Karolina Bosiek, Andżelika Wójcik oraz Kaja Ziomek-Nogal, wywalczyły brązowy medal w sprincie drużynowym, przegrywając tylko z bardzo mocno obsadzonymi drużynami Holandii i Kanady.
Równie doskonałe wieści dotarły z Pekinu, gdzie kapitalnie spisali się nasi specjaliści od short tracku. Najpierw żeńska sztafeta wywalczyła srebrny medal mistrzostw świata na dystansie 3000 metrów. Natalia Maliszewska, Nikola Mazur, Gabriela Topolska i Kamila Stormowska zdobyły pierwszy, historyczny medal mistrzostw świata dla polskiej żeńskiej sztafety. Do tego Natalia Maliszewska dorzuciła brązowy krążek na 500 metrów. Na trzecim miejscu na metę przyjechała też nasza mieszana sztafeta. To były najlepsze mistrzostwa świata w short tracku w wykonaniu Polaków w historii!
W dniach 19–30 marca rozgrywane były w szwajcarskiej Engadynie Mistrzostwa Świata w Narciarstwie Dowolnym i Snowboardingu, czyli w tych wszystkich cudach, które teraz młodzi wyprawiają na nartach i na snowboardzie.
Australijczycy wrócili ze Szwajcarii z 1 złotym medalem w snowboardzie, wywalczonym przez specjalistę w half-pipie Scotty James z Melbourne i 1 srebrnym w drużynowym snowboardcrossie oraz 2 brązowymi w konkurencjach narciarskich – jeździe po podwójnych muldach i w skokach akrobatycznych.
Pięknie, jak na taki kraj jak Australia, ale mnie najbardziej ucieszył wywalczony przez Aleksandrę Król-Walas brązowy medal w snowboardowym gigancie równoległym. To drugi w historii wywalczony dla Polski medal w tych dyscyplinach, drugi brązowy i drugi Aleksandry Król-Walas.
Aleksandra Król-Walas była też o włos od drugiego medalu na tych Mistrzostwach Świata, w snowboardowym slalomie równoległym. Od brązowego medalu dzieliły ją zaledwie… 0,04 s! Zabrakło tak malutko, ale ten występ najlepszej naszej snowboardzistki rodem z Zakopanego, musimy uznać za bardzo udany.
Polscy lekkoatleci zakończyli Halowe Mistrzostwa Świata, rozgrywane w dniach 21-23 marca w chińskim Nankinie, z jednym jedynym medalem, zdobytym przez żeńską sztafetę 4×400 metrów. Biało-Czerwoni nie wracają więc do kraju z pustymi rękami, ale tym razem powodów do zadowolenia jest niewiele.
Justyna Święty-Ersetic, Aleksandra Formella, Anastazja Kuś i Anna Maria Gryc, to ta czwórka na sam koniec zmagań wywalczyła srebrny medal w sztafecie 4×400 metrów ustępując Amerykankom i wyprzedzając sztafetę Australii, która zajęła 3 miejsce. Czwarte były Chinki, a piąte miejsce zajęły reprezentantki Sri Lanki, czyli konkurencji w sztafetach nie było żadnej.
W kilku przypadkach było też blisko medalu. Pia Skrzyszowska zajęła czwarte miejsce na 60 metrów przez płotki, bijąc 45 letni rekord Polski. Poprzedni rekord Polski od 1980 roku wynosił 7,77 i należał do Zofii Bielczyk. Pija Skrzyszowska pobiegła szybciej o trzy setne sekundy, ale do brązowego krążka zabrakło jej trzech tysięcznych sekundy, czyli dosłownie straciła medal o włos.
Z kolei Anna Wielgosz zajęła piątą lokatę na 800 metrów i pobiła swój rekord życiowy. Akurat biegi Pii i Anny Wielgosz miały świetną obsadę i rewelacyjne czasy, więc te lokaty nie są żadną ujmą dla naszych zawodniczek.
O podium otarła się także Ewa Swoboda w sprincie na 60 m. Swoboda na mecie była czwarta, ale obsada i czasy biegu były słabiutkie, a sama Ewa Swoboda pobiegła o ponad 1 dziesiątą sekundy wolniej od swojego najlepszego czasu i rekordu Polski, co na tak krótkim dystansie jest olbrzymią stratą.
Zdecydowanie więcej powodów do radości mieli oczywiście Australijczycy. Z Chin wrócili z 1 złotym medalem, 2 srebrnymi i 4 brązowymi. Łącznie Aussie zdobyli 7 medali co dało im 6 miejsce w tabeli medalowej mistrzostw.
Oczywiście najbardziej cieszyłam się ze złota Nicoli Olyslagers, która obroniła tytuł halowej Mistrzyni Świata w skoku wzwyż, wyprzedzając Eleanor Patterson. Trzecie miejsce zajęła mistrzyni olimpijska z Paryża, Ukrainka Jarosława Mahuczich. Można więc mówić o dominacji Australijek na skoczni wzwyż i trzymać za nie kciuki w sezonie letnim, który już za chwilę się rozpocznie.
Tekst ukazał się w Radiu 3ZZZ w dniu 05.04.2025 roku:
Mój blog: w drodze na Alderaan
Facebook: www.facebook.com/gosia.pomersbach