Przed bramą wejściową do klasztoru jasnogórskiego znajduje się monumentalny pomnik klęczącego Prymasa Tysiąclecia ks. Stefana kard. Wyszyńskiego.  Niemal w prostej linii, ale już na murami tego Sanktuarium wyżej położony na wałach stoi inny pomnik, pomnik ojca Augustyna Kordeckiego. Obie te figury przedstawione na tych pomnikach skierowane są w kierunku ikony Czarnej Madonny. I tak jak Kordecki był bohaterskim obrońcą Jasnej Góry w czasie potopu szwedzkiego w 1655 r., tak Prymas Wyszyński cały się zawierzył Matce Bożej i bronił wolności religijnej Kościoła katolickiego w Polsce w czasie rządów partii komunistycznej. Te dwa pomniki tworzą linię prostą od Prymasa do ojca Augustyna i do kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej. U progów naszych dziejów po chrzcie w 966 r. Maryja niemal natychmiast pojawiła się wśród naszych praojców jako Matka. Świadczy o tym nasz pierwszy narodowy hymn „Bogurodzica Dziewica”. Wiele wieków później została obrana i ukoronowana jako Królowa Polski.

Rozpocząłem od porównania tych dwóch postaci. Dlaczego? Łączy je ściśle wielka miłość do Najświętszej Maryi Panny, jak również obrona naszej wolności i niepodległości w czasie kiedy cała Ojczyzna była opanowana, za czasów ojca Kordeckiego przez Szwedów,  a ks. Prymasa przez ateistyczny ustrój. Ostatnia książka Prymasa Wyszyńskiego opublikowana niemal w dniu Jego śmierci nosi tytuł: „Wszystko postawiłem na Maryję”. Jest to zbiór Jego kazań i listów pasterskich. A zarazem Jego testament, który nam zostawił. On od początku swojego kapłańskie życia, odprawienia swojej pierwszej Mszy św. prymicyjnej na Jasnej Górze powierzył Matce Najświętszej wszystko, całe swoje kapłańskie życie. A kiedy odprawiał tam pierwszą Mszę św., był tak schorowany i słaby, iż zakrystianin widząc Go miał powiedzieć, że z takim zdrowiem to trzeba się jedynie szykować na śmierć. Jednak stało się inaczej. Kardynał żył niemal 80 lat, kierował Kościołem polskim 33 lata.  Biskupią dewizą były łacińskie słowa: „Soli Deo per Mariam” (Samemu Bogu przez Maryję). Przeżył wiele swoich jubileuszów kapłaństwa i biskupstwa. I odszedł z tej ziemi do Domu Ojca Niebieskiego w święto Wniebowstąpienia Chrystusa Pana. Bóg jest Panem życia i śmierci. Pan Bóg zabrał Go z tej ziemi właśnie w tę uroczystość, chcąc niejako podkreślić, iż to Jego bezgraniczne zaufanie do Matki Bożej jest najpewniejszą drogą, by wstąpić do nieba. 0. Augustyn Kordecki swoją ufność i moc czerpał z zawierzenia wszystkiego Pani Jasnogórskiej.

Beatyfikacja ks. kard Wyszyńskiego i Sr. Elżbiety Róży Czackiej odbyło się w niedzielę, 12 września 2021 we wspomnienie liturgiczne święta imienia Maryi. Zostało ono ustanowione po zwycięskiej bitwie króla Jana III Sobieskiego pod Wiedniem w 11 września 1683 r. Król Polski po tym wielkim zwycięstwie zaliczanym do jednych z najważniejszych bitew w historii Europy, przesłał do ówczesnego papieża Innocentego II trzy słowa: „Veni, vidi, Deus vincit” (przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył) oraz chorągiew proroka.  W tej zbieżności dat trzeba nam odkrywać jakiś wielki zamysł Boży. Jak było za czasów 0. Augustyna Kordeckiego Częstochowa była jedynym miejscem nie zajętym przez Szwedów w 1655 r. „Wszystkie światła zgasły, oprócz tego jednego”. Szwedzi nie mogąc zdobyć sanktuarium maryjnego siłą armat i nieustannymi szturmami wojska, próbowali podkopać się, uczynić podziemny tunel, by dostać się do środka tego świętego miejsca. Pisze o tym ojciec Augustyn Kordecki w swoich wspomnieniach obrony Częstochowy. Okazało się jednak, że nie jest to takie łatwe, gdyż to Sanktuarium zostało zbudowane na mocnej skale.

Czy nie było tak w życiu Prymasa? Uwięziony został właśnie we wrześniu w 1953 r., razem ze swoim sekretarzem ks. abp. Antonim Baraniakiem. Prymas był w kompletnym odosobnieniu, natomiast ks. Baraniaka salezjanina starano się strasznymi torturami złamać, tak, by na publicznym procesie świadczył przeciwko ks. Kardynałowi. Chodziło o kompletną Jego kompromitację w oczach narodu i świata. Ksiądz Baraniak wpatrzony w hasło św. Jana Bosco: „dać duszę” wytrwał, się nie poddał. A Prymas Wyszyński właśnie w tym okresie uwięzienia stworzył i napisał Wielką Nowennę Tysiąclecia. A kiedy Ojciec św. po raz pierwszy przyleciał do Polski na Placu Zwycięstwa w Warszawie stanął wielki krzyż. Kilka dni po zakończeniu tej pielgrzymki i powrocie Jana Pawła II do Watykanu, w siedzibie Prymasa Wyszyńskiego była uroczysta kolacja dziękczynna po tej pielgrzymce. W jej trakcie jeden z gości zbliżył do Kardynała i powiedział, iż można teraz mówić o zwycięstwie, skoro wielki krzyż stanął w centrum Stolicy na Placu Zwycięstwa. Prymas miał odpowiedzieć, „iż komuniści  z polecenia ówczesnego rządu sami go postawili”. Może dlatego oni go zrobili, by go potem szybko rozebrać. Byłem jako kleryk jezuicki w Warszawie 28 maja 1981 r., kiedy Prymas Tysiąclecia zakończył swoje ziemskie życie. Pamiętam tę podniosła atmosferę panującą w tym mieście. A kiedy kondukt pogrzebowy ruszył z Jego martwych ciałem przez Nowy Świat do katedry św. Jana zobaczyłem jak reprezentanci ówczesnego komunistycznego rządu nieśli przez krótki odcinek tę trumnę.  Wtedy przypomniały mi się słowa z księgi Mądrości, iż jeśli człowiek jest mądry, to i jego nieprzyjaciele staną się przyjaciółmi.

Jakie znaczenie ma dla nas ta beatyfikacja? Trzeba nam ją odczytywać jako znak zwycięstwa, ale tylko wtedy ono stanie się w naszym życiu rzeczywistością, kiedy także my oprzemy się całkowicie na skale, którą jest Chrystus Pan i aż do końca oddać się naszej Pani Królowej, nie damy się zwyciężyć przez lęk i strach, który zaczyna dominować w tak wielu naszych sercach.  Ale będziemy się zwracać do Tego, który jest Skałą i jedynym naszym oparciem. „Veni, vidi, Deus vincit”.

 

(fot. Amata CSFN / flickr.com/ CC BY-ND 2.0)