W dniach 12-15 marca 2021 roku odbyła się pielgrzymka „Śladami Ojca Leona Rogalskiego SJ”. Wyruszyliśmy autokarem i kilkoma samochodami w piątek o godz. 6.45 rano do Polish Hill River i Sevenhill w Południowej Australii, by wziąć udział w jubileuszowych obchodach 150-tej rocznicy przybycia do Australii pierwszego polskiego duszpasterza, Ojca Leona Rogalskiego SJ.

W tych ważnych dla nas obchodach wzięło udział ok. 60 pielgrzymów z naszych ośrodków w Essendon, Oakleigh i Richmond, a także księża: Mariusz Han, Ludwik Ryba i Wiesław Słowik oraz w roli organistki Siostra Hermina Widlarz.

Wróciliśmy szczęśliwi i trochę zmęczeni podróżą ok. godz. 6 wieczór. Pokonaliśmy w sumie odcinek ponad 2 tysięcy kilometrów.

Książka do pobrania: „150 years of Polish Settlement in S.A. 1856-2006”

 

12 marca 2021 roku

Podróż do Clare komfortowym autobusem firmy „Byside”, prowadzonym przez pana Marka Siwaka, zajęła nam ok. 12 godzin. Przyjazd do Clare i od razu kolacja. Noclegi w dwóch motelach: w „CLARE VALLEY MOTEL” i „CLARE COUNTRY CLUB” (zdjęcia są z tego drugiego).

 

13 marca 2021 roku

Polish Hill River, Zwiedzanie Muzeum

 

Polish Hill River, Droga krzyżowa wokół kościoła św. Stanisława Kostki SJ

 

Polish Hill River, Część oficjalna w hangarze i przekazanie obrazu św. Stanisława Kostki SJ

Przedstawienie i przemówienia oficjalnych gości oraz przekazanie dla kościoła św. Stanisława w Polish Hill River wiernej kopii oryginalnego obrazu św. Stanisława przez Prowincjała Ojców Jezuitów w Australii, Ojciec Quyen Vu SJ.

 

Polish Hill River, Koncelebrowana Msza święta

Udział wzięli księża z Adelaide, Melbourne i Sevenhill. Mszy św. przewodniczył i homilię wygłosił (do pobrania TUTAJ) emerytowany Biskup Adelajdy i Port Pirie – Most Rev. Greg O’Kelly SJ .

Booklet z Mszy św. do pobrania jest TUTAJ

 

Polish Hill River, Gorzkie żale

W kościele św. Stanisława pielgrzymi z Melbourne poprowadzili „Gorzkie żale”, którym przewodniczył ks. Wiesław Słowik SJ.

 

Sevenhill, Nabożeństwo na cmentarzu

Krótkie nabożeństwo za zmarłych na zabytkowym cmentarzu w Sevenhill.

 

Sevenhill, Barbeque w zabytkowej winiarni

Na zakończenie dnia odbyło się „barbeque” wewnątrz zabytkowej winiarni w Sevenhill z możliwością jej zwiedzenia oraz kosztowania i zakupu dobrego wina.

 

Pielgrzymka, 14 marca 2021 roku

Sevenhill, Koncelebrowana Msza św.

Koncelebrowana Msza św. z udziałem polskich i australijskich księży oraz polskiej i lokalnej wspólnoty parafialnej. Przewodniczył jej Prowincjał australijskich jezuitów, o. Quyen Vu SJ., a homilię wygłosił (do pobrania TUTAJ) o. Brian McCoy SJ.

Msza święta odbyła się w języku angielskim, ale z polskimi czytaniami i śpiewami.

Wśród zaproszonych gości nie zabrakło polskiego Ambasadora w Australii, Pana Michała Kołodziejskiego, Konsula Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Sydney, Pani Moniki Kończyk oraz Prezes Rady Naczelnej Polonii Australijskiej, Małgorzaty Kwiatkowskiej.

Booklet z Mszy św. do pobrania jest TUTAJ

 

Sevenhill, Modlitwa przy grobie o. Leona Rogalskiego SJ

Krótkie nabożeństwo w krypcie pod kościołem, gdzie spoczywa ciało Ojca Leona Rogalskiego SJ i Brata Ignacego Danielewicza SJ zakończone błogosławieństwem.

 

Penola, Zwiedzanie Centrum Św. Mary MacKillop

Zwiedzanie miejsca uświęconego powołaniem i pierwszą szkołą założoną przez Św. Mary MacKillop.

 

Mount Gambier, Kolacja i nocleg

Zakwaterowanie i kolacja w „QUALITY INN PRESIDENTIAL MOTEL”.

 

Pielgrzymka, 15 marca 2021 roku

Powrót do domu. 

Po zwiedzeniu szmaragdowego jeziora ruszyliśmy w drogę powrotną. Zatrzymaliśmy się również przy „12 Apostołach” (będziemy wdzięczni za przesłanie zdjęć z tego miejsca pod adres e-mailowy ks. Mariusza Hana SJ: mariuszhan@gmail.com w celu uzupełnienia naszej relacji).

Dziękujemy wszystkim pielgrzymom za wspólną modlitwą i dobry czas oraz zapraszamy już na następny wyjazd! 

Wywiad Pana Dariusza Buchowieckiego z ks. Mariuszem Hanem SJ w Radiu SBS na temat pielgrzymki „Śladami Ojca Leona Rogalskiego SJ” do Polish Hill River i Seven Hill.

 

NARRACJA DO AUDIO-WIZUALNEGO PROGRAMU
na obchody 150-lecia przybycia do Australii
pierwszego polskiego duszpasterza
OJCA LEONA ROGALSKIEGO SJ
 
Rok 2019

W sydnejskiej zatoce pierwsi wolni brytyjscy osadnicy zaczęli budować swoje domy w 1788 roku. 50 lat później, w l836 roku, otworzono brytyjską kolonię w Południowej Australii. Wśród pierwszych jej osadników byli także pojedynczy Polacy, ale już 6 lat później, w 1844 roku, grupa pond trzydziestu Polaków z Dąbrówki Wielkopolskiej osiedliło się w Barossa Valley, niedaleko Tanundy.  Za nimi przybywali następni, a w 1856 roku grupa licząca 131 Polaków z Dąbrówki Wielkopolskiej i Zbąszyna osiedliła się w Sevenhill, Hill River i Penwortham, gdzie austriaccy jezuici, przybywszy na te tereny osiem lat wcześniej, rozpoczęli dzieło budowy lokalnej wielokulturowej wspólnoty katolickiego kościoła. Pośród pierwszych jezuitów przybyłych do Australii było dwu mówiących po polsku braci zakonnych: Danielewicz i Matuszewski. Prawdopodobnie dzięki ich wstawiennictwu osiedlający się w Południowej Australii Polacy po długich staraniach mogli się doczekać polskiego duszpasterza, który nie tylko mówił ich językiem, ale znał ich kulturę, tęsknoty i oczekiwania. Był nim Ojciec Leon Rogalski, jezuita.

Ks. L. Rogalski SJ

Ks. L. Rogalski SJ

Urodził się 8 kwietnia 1830 roku w ówczesnej Galicji. Po maturze wstąpił do seminarium duchownego we Lwowie i w sierpniu l855 roku został wyświęcony na kapłana. Miał wówczas 25 lat. Po 4 latach pracy na parafiach w Skale i we Lwowie (w l859 roku) został wcielony do armii austriackiej i pełnił rolę kapelana podczas austriacko-włoskiej wojny. Po zwolnieniu z wojska wstąpił do zakonu jezuitów i po dwuletnim nowicjacie w Starej Wsi uzupełniał jeszcze studia i specjalizował się w teologii dogmatycznej w Insbrucku. Przez rok był administratorem parafii w Starej Wsi, a przez następne dwa lata misjonarzem ludowym w Łańcucie. Na prośbę polskich osadników z Południowej Australii został wysłany przez zakonnych przełożonych na antypody. Oprócz polskiego, posługiwał się biegle językiem angielskim i niemieckim.

Polskę opuścił 20 grudnia l869 roku. Do Melbourne dopłynął po nużącej i niebezpiecznej podróży 20 marca 1970 roku i na Zwiastowanie Pańskie odprawiał pierwszą Mszę św. w kościele Matki Bożej w Hawthorn. Potem była jeszcze droga morska do Adelajdy i lądem do Sevenhill, gdzie w pierwszym w Australii kolegium, zbudowanym przez Austriackich jezuitów, zastał 6 kapanów i 8 braci zakonnych. Kończyli właśnie budowę kościoła, do którego przybywali także Polacy z różnych okolicznych farm i osiedli.

Dzieje pierwszych polskich osadników w Australii oraz historia pierwszej polskiej osady na antypodach – „Polish Hill River” związane są ściśle z historią Sevenhill.

A jakie są dzieje miasteczka Sevenhill w Clare Valey? Na skutek dotkliwej dyskryminacji katolików w państwie pruskim niejaki Franz Weikert, Ślązak, bogaty katolik, zdecydował się szukać religijnej wolności w Australii. Sprzedał swoje posiadłości i wraz z 146 katolikami wyruszył w l848 roku do Południowej Australii. W tym samym roku austriacki cesarz, Ferdynand wyrzucił ze swego imperium 150 jezuitów, dlatego to Franz Weikert mógł spośród nich ławo dostać dwu księży do duszpasterskiej opieki nad swoją grupą. Byli to: Aloysius Kranewitter i Maksymilian Klinkowstroem. Kranewritter był Tyrolczykiem, wyświęconym zaledwie kilka tygodni wcześniej. Miał 30 lat.

Kolonia Południowej Australii dopiero się stabilizowała. Gdy 4 lata wcześniej pierwszy biskup obejmował Adelaide i całą Południową Australię, gdzie mieszkało około tysiąca katolików, miał tylko jednego księdza i ani jednego kościoła. Gdy w grudniu 1848 roku pierwsi austriaccy jezuici dobijali do portu w Adelaide, było już w całej kolonii około 4 tysięcy katolików i tylko 8 księży. Biskup powierzył księdzu Kranewritterowi opiekę nad niemieckimi katolikami w okolicach Tanunda oraz całą północ swojej diecezji. Weikert ze swymi emigrantami osiedlił się w założonym 6 lat wcześniej Clare. Ojciec Kranewitter towarzyszył grupie Weikerta. Tymczasem Ojciec Klinkowstroem pozostał w Adelaide, ale rozwijająca się choroba psychiczna dość szybko nakazała mu powrót do rodzinnej Austrii.

Pół roku później, w kwietniu 1849 roku do pomocy Ojcu Krenewitterowi przybyli dwaj bracia zakonni: John Schreiner i Georg Sadler. Jeden był kowalem i murarzem, drugi stolarzem i farmerem. Zakupili wspólnie kawałek posesji zwanej Open Ranges i zbudowali niewielką szopę, do której na Wielkanoc l851 roku wprowadzili się w trójkę. Założyli też gospodarstwo, żeby się z czegoś utrzymać. Biskup Adelaide wyznaczył im parafię: od Morgan po Spencer Gulf, czyli około 400 mil. Okolice zwaną „Open Ranges” nazwali Sevehill. Marzył im się Rzym. Niewielką rzekę w okolicy nazwali Tybrem.

Już w l853 poświęcony został pierwszy kościół jezuicki w Australii, w miejscowości Bomburny, rok późnej, w 1854 rozpoczęli budowę Kolegium w Sevenhill, a 10 lat później budowę kościoła św. Alojzego. W międzyczasie przybywali z Austrii nowi jezuici, przybywali też nowi katolicy. Pierwszych 30 lat – od l856 do l886 – to okres największego rozwoju misji w Sevenhill. Przyjrzyjmy się twarzom tych austriackich misjonarzy.

Rozległość ich misji była ogromna. Parafia powierzona austriackim jezuitom to dzisiejsza cała diecezja Port Pirie. Na tym rozległym terenie, niewielka grupa jezuitów wraz z osiedlającymi się katolikami, w ciągu 32 lat – od l848 roku do l880 – zbudowała 27 kościołów i 26 szkół. Powstawały nowe parafie i nowe miasta. Do bardziej znanych należą: Manoora, Burra, Jamestown, Georgetown, Port Augusta i Port Pirie i Balaclava, gdzie budowę kościoła i szkoły powierzono Ojcu Rogalskiemu. Pośród nich był także polski kościół i polska szkoła pod wezwaniem św. Stanisława Kostki w Polish Hill River. Na rok przed przybyciem Ojca Rogalskiego jezuici objęli również okolice Norwood w Adelaide i założyli parafię obejmującą wówczas teren 11 dzisiejszych dzielnic Adelajdy.

Kolegium św. Alojzego w Sevenhill pełniło na początku rolę szkoły średniej z internatem. Przeszło przez nią 450 studentów z różnych okolic, także z Wiktorii i Tasmani, bo najbliższa katolicka szkoła z internatem była wówczas w Sydney.  Od l863 kolegium funkcjonowało również, jako seminarium duchowne i przestało kształcić księży dopiero, gdy otworzono seminarium duchowne w Sydney. W Sevenhill przygotowano jednak do święceń kapłańskich 16 księży diecezjalnych. Pośród nich był ks. Julian Tenison Woods, który pomógł później Św. Mary MacKillop założyć zgromadzenie sióstr Józefitek oraz ks. Christopher Reynolds, pierwszy Australijczyk, który został biskupem Adelaidy.  W tym kolegium był też jezuicki nowicjat. Jednym z Australijczyków, który wstąpił do jezuitów w Sevehill był Donald MacKillp, brat świętej Mary MacKillop.

Gdy Ojciec Rogalski przybył 150 lat temu do sevenhilskiej wspólnoty jezuitów, w kolegium mieszkało wówczas 50 studentów, trzech seminarzystów, dwu jezuickich nowicjuszy, trzech jezuickich seminarzystów, ośmiu braci i ośmiu księży razem w tym niewielkim kolegium mieszkało i kształciło się 75 mężczyzn.

Dzisiaj Sevenhill obsługuje kilka okolicznych kościołów i pełni funkcję domu rekolekcyjnego. Znane jest także ze sławnej winiarni, najstarszej w Clare Valey, która swymi początkami sięga roku l851, gdy to brat Schreiner zasadził pierwszą winną latorośl na terenie Sevenhill. Pięć lat później wyprodukowali bracia pierwsze wino. Początkowo mszalne. Dzisiaj Sevenhilska winiarnia uprawia około 20 różnych gatunków winogron i produkuje około 20 tysięcy litrów przedniego wina.  Kościół w swych założeniach miał mieć znaczenie okazalszy wygląd. Zobaczymy to na następnych zdjęciach. Zwróćmy także uwagę na dwie kaplice: jedna św. Ignacego zbudowana przez Polaka, brata Danielewicza, bez użycia zaprawy, a druga Matki Bożej, przekształcona ze starej wędzarni.

W ciągu 7-miu pionierskich lat – od 1882 roku do l889 – 19 jezuitów: 8 księży i 11 braci prowadziło misje pośród aborygeńskich szczepów w 4 misyjnych stacjach w północnej Australii. Jedna z nich to Pamerston – dzisiejsze miasto Darwin, a trzy pozostałe wzdłuż Daily River. Niezwykle trudne warunki klimatyczne przerwały to misyjne ambitne dzieło.

Bohater naszej opowieści, Ojciec Leon Rogalski, 36 lat służył ofiarnie nie tylko Polakom, ale także Niemcom i Irlandczykom. Zachowały się jego listy, publikowane w polskiej prasie w ówczesnej Galicji. Ileż w nich pasji, serca i miłości. O powierzonych sobie ludziach pisał: „nasza australijska Polonia”. Ta ówczesna australijska polonia wraz ze swym duszpasterzem interesowała się także losami Polaków pod zaborami i słała im finansowe wsparcie. Gdy Polski nie było na mapach świata Ojciec Rogalski wypraszał dla rodaków w Australii książki i prasę z Lwowskiego „Ossolineum”, z Jagiellońskiej wszechnicy w Krakowie i z poznańskich wydawnictw, bo duchowy i intelektualny poziom polskich emigrantów był dla niego niezwykle ważny.

W jednym z ostatnich swych listów pisał: „przybywszy w 1870-tym roku do Sevenhill, za łaską Bożą odwiedziłem w pobliskości wszystkich Polaków, urządziłem w kilku miejscowościach stacje nauki katechizmowej, gdzie też prywatne osoby bezinteresownie lub za opłatą uczyły polskie dzieci czytać, pisać i rachować, dopóki w Hill Rive nie zbudowano w 1871 roku szkolnej kaplicy na wzór innych w Australii. Od tego czasu polska społeczność sama obierała początkujących nauczycieli i płaciła im za naukę dzieci, których się zbierało 30, 40 i więcej. Później były tu siostry zakonne, a po nich nauczyciel irlandzki, który nauczył się języka polskiego i nie tylko wykładał przedmioty szkolne, ale także uczył śpiewać i grać. Ale gdy znaczna część tutejszych Polaków dla złych zbiorów i lepszych zarobków wyruszyła na północ, nie można już było utrzymać nauczyciela. Pomimo to, szkoła w Hill River zachowała katolicki charakter i w ciągu 25 lat – od l871 do l896 roku – wykształciła około 150 dzieci, którzy weszli później na poważne stanowiska.

Cały lud polski dowiedziawszy się, że ma w Australii polskiego kapłana, wzywał mnie w najdalsze strony. To też robiłem misyjne wyprawy w okolice 50 i więcej mil oddalone. Odprawiałem dla nich polskie nabożeństwa, zakładałem bractwa i stowarzyszenia. Miewałem także nauki dla Niemców i Irlandczyków. Tak mijały lata, aż mnie Bóg nawiedził chorobą i myślałem że już koniec się zbliża. Tymczasem dał mi Bóg przyjść nieco do zdrowia i znowu pracuję w konfesjonale i na ambonie w trzech językach: polskim, niemieckim i angielskim. Robię wyprawy misyjne, odwiedzam chorych i zaniedbanych, aby ich nieco podnieść na duchu i do Pana Jezusa pociąnąć…” Ojciec Rogalski odszedł do Pana 3 czerwca l906 roku. Jego ciało spoczęło w podziemiach kościoła w Sevenhill. Kościół i szkoła w Polish Hill River funkcjonowały jeszcze jakiś czas po śmierci Ojca Rogalskiego, a potem popadły w ruinę. Przywrócili jej pierwotny wygląd Polacy osiedlający się po Drugiej Wojnie w Południowej Australii. Od przeszło 40 już lat funkcjonuje na nowo, jako muzeum i duma Australijskiej Polonii. Pozostał cmentarz, procesje Bożego Ciała, stowarzyszenie Potomków pierwszych polskich osadników w Południowej Australii i piękna, ciągle jeszcze niedoceniona historia wkładu Polaków w narodziny współczesnej Australii…

 

POLISH HILL RIVER W POŁUDNIOWEJ AUSTRALII

W piętnastym numerze „Tygodnika Katolickiego” z 24 stycznia l959 roku na stronie 11 opublikowano ciekawy list nazwany „Zeszłowiecznym dokumentem sprawy polskiej”. Odkrył go w jezuickich archiwach w Sevenhill ks. Józef Janus SJ. Autorem listu był niejaki Ja. H. Crowe z Polish Hill River, a adresatem pan Sobolewski w Stanach Zjednoczonych. Książka, o którą prosi pan Crowe nosiła tytuł „Poets and Poetry of Poland”. Sądzę, że list ten zainteresuje również i dzisiejszych czytelników „Tygodnika Polskiego”.

„Hillriver, South Australia, 13 listopada, 1884

Szanowny Panie,

Jestem obecnie zatrudniony przez Polaków w charakterze nauczyciela w ich polskiej szkole.

Sądzę, że będzie Panu przyjemnie przeczytać to sprawozdanie o życiu szlachetnych Jego Rodaków i Współziomków w Południowej Australii. Z braku miejsca muszę, niestety, ograniczyć się na razie do stylu telegraficznego.

Z pewnością uraduje Pana wiadomość, że Rodacy pańscy po tej stronie kuli ziemskiej nie tylko pomnażają swój dobytek i wzrastają stale w liczbę, lecz również przejawiają ożywioną działalność społeczną.

Pierwszym rodzinom polskim, które tu przybyły około roku 1854 i dotychczas przebywają w tej kolonii, powodzi się bardzo dobrze, na co zresztą wskazuje sama ich zamożność.
Od tamtego czasu, w krótszych lub dłuższych odstępach, przybyło jeszcze sporo rodzin polskich, aczkolwiek już nie w tak dużych grupach jak poprzednio.

Rozrastające się silnie skupisko polskich rodzin wystarało się także o przyjazd księdza z Polski, którym jest jezuita, ks. Leon Rogalski. Od czasu jego przyjazdu – kilkanaście lat temu – i dzięki jego gorliwym staraniom, został wybudowany polski kościółek. Założył on pozatem szkołę dla polskich dzieci, jak również polską bibliotekę. O ofiary na ten cel jak również i na książki starał się on w Polsce, w Ameryce czy też w innych krajach, gdzie język polski jest bardziej znany i używany. Jego również zasługą jest to, że rodziny polskie prenumerują ważniejsze pisma katolickie, które otrzymujemy z zagranicy regularnie co miesiąc.

Wskutek powyższego, pozwolę sobie obecnie zaapelować do szlachetnych uczuć Pana, odziedziczonych po Pańskich przodkach, na rzecz naszej polskiej, katolickiej biblioteki w tej kolonii. Jest ona obecnie prawie jeszcze w powijakach i dlatego koniecznie potrzebuje pomocy. Wierzę iż Pańskie dobre serce nakłoni Pana do ofiarowania nam choć kilku książek, czasopism lub innych publikacji, z których będą mogli korzystać Pańscy Rodacy, przebywający w tak odległym kraju, jak również w to, że nie omieszka Pan przesłać nam choć jeden egzemplarz Pańskiego cennego dzieła, jako dar dla naszej biblioteki. Wydawałoby się to bowiem bardzo dziwne, gdyby na półkach tutejszej biblioteki zabrakło dzieła Pana, gdy Pańskie nazwisko jako polsko-angielskiego autora szeroko jest omawiane w naszych kołach literackich.

Znając wielkoduszność Polaków, uważam że wszelkie dalsze nalegania na Pana byłyby tylko obrazą Pana, jak również i jakiekolwiek wątpliwości co do tego, że jest Pan gotów zrobić wszystko, co tylko może się przyczynić do ulżenia doli i podtrzymania na duchu szlachetnych Pańskich współziomków w tutejszym dalekim kraju. (…)

Jeden z Pańskich ziomków, hr. Żaba, miał przed paru dniami odczyt w Town Hall naszego miasta (Adelajda) na temat historii i literatury polskiej. Na odczycie tym byli obecni Gubernator, Minister Oświaty, Członkowie Parlamentu, Profesorowie uniwersytetu oraz najpoważniejsi przedstawiciele naszego społeczeństwa. Odczyt podobał się niezmiernie wszystkim słuchaczom, a znakomity prelegent spotkał się z entuzjastyczną oceną w całej tutejszej prasie za nader wnikliwy i umiejętny sposób przedstawienia tak trudnego tematu. Nawet jeden z naszych naczelnych redaktorów, omawiając odczyt uczonego hrabiego, postawił zarzut naszym mówcom iż nie dorównują w opanowaniu języka angielskiego – Polakowi!

Nieco później inny z wpływowych Pańskich współ-rodaków, nazwiskiem Czarliński, odwiedził również naszą kolonię. Zainteresował się on szczerze naszą polską biblioteką i przyobiecał księdzu Rogalskiemu, że zrobi wszystko co w jego mocy, by powiększyć jej stan posiadania. Jest on inżynierem robót publicznych, jak budowa linii kolejowych, mostów itd., dla rządu stanowego Nowej Południowej Walii, przy czym mieszka on na stałe w Sydney. Ma on również szerokie wpływy w Ameryce.

Spodziewając się, że i pan również zainteresuje się głęboko tą sprawą, pozostaję z należytym szacunkiem

Ja. H. Crowe”.

 

Fascynującą jest historia osadnictwa polskiego w Południowej Australii w drugiej połowie dziewiętnastego wieku. Odkrywali ją na łamach „Tygodnika Katolickiego” w pierwszych latach powojennej emigracji ks. Konrad Trzeciak CM w artykułach: „Co po nich zostało?” (1.12.1951) i „Ostatnia” (8.12.1951) oraz ks. Józef Janus SJ w artykule: „Ks. Loen Rogalski SJ patriarcha kapelanów polskich w Australii (14.1.1956) i w cytowanym powyżej liście pana Crowe. Profesor Jerzy Zubrzycki (kierownik działu badań socjologicznych przy katedrze demografii na Uniwersytecie Narodowym w Kanberze) odwiedził także Sevenhill i przeprowadził dalsze badania w archiwach parafialnych i wśród miejscowej ludności. Idąc w ich ślady wielce zasłużony dla spraw polskich historyk, pan Lech Paszkowski z Melbourne, przejrzał bibliografie niemiecką i australijską na temat kolonizacji Południowej Australii oraz przeprowadził badania dokumentów naturalizacyjnych stanu Południowej Australii w latach l844-1904, a w grudniu 1959 roku udał się sam do Sevenhill i Polish Hill River. Powyższe odkrycia  doczekały się szczegółowego opracowania w doskonałej  książce Lecha Paszkowskiego pt.: „Polacy w Australii i Oceanii 1790-1940”, wydanej w Londynie w roku l962.

Odwiedzając stojącą wśród winnic jezuicką kolegiatę i kamienny kościół św. Alojzego w Sevenhill z jego kryptą pełną grobowych tablic, wchodząc na teren malowniczego cmentarza gdzie znaleźć można sporą ilość polskich nagrobków, a przede wszystkim patrząc na sypiący się w gruzy polski kościółek świętego Stanisława i przylegającą doń szkółkę w niedalekim Polish Hill River, odczuwali zapewne powojenni Polacy smutek przemijania i naglącą chęć zachowania pamiątek po owej pierwszej fali polskiej emigracji na antypody. Pamiętam smak tych odczuć, gdy w l970 roku po raz pierwszy chodziłem wokół kamiennego kościółka i szkoły, w których okoliczny farmer składował siano dla bydła. Jakoś nie mogłem wówczas rozstać się z tym uroczym miejscem.

Już podczas ubiegłorocznych Dożynek z radością przyjmowałem zaproszenie księdza Edmunda Budziłowicza S.C., duszpasterza Polaków w Południowej Australii, do wzięcia udziału w dorocznej uroczystości organizowanej przez duszpasterstwo w Polish Hill River w sobotę, 27 marca b.r. W ciągu 34 lat kilkakrotnie wracałem do tej „kolebki” polskiego duszpasterstwa w Australii i z zadowoleniem odnotowywałem zachodzące w niej zmiany, dwa lata temu z grupką polskich księży z Krakowa wchodziłem z podziwem do odnowionego z pietyzmem kościółka i szkoły, zamienionej na piękne muzeum, przyglądałem się także wzniesionym nieopodal budynkom i podziwiałem piękno tego miejsca, nigdy jednak dotychczas nie uczestniczyłem w uroczystościach, organizowanych w Polish Hill River, a cieszą się one już trzydziestoletnią tradycją. Wczesnym rankiem 27 marca zabierali mnie młodzi uroczy ludzie, zaangażowani w prace Komitetu Kościelnego, ksiądz Edmund bowiem już od piątku trudził się tam z grupą oddanych mu ludzi przygotowując Ośrodek na sobotnią uroczystość, organizowaną tym razem przez Polskie Duszpasterstwo. O godzinie 10.30 rozpoczęła się na zewnątrz kościoła tradycyjna Droga Krzyżowa, a po niej weszliśmy do ogromnego hangaru, gdzie o 11.oo złożyliśmy Bogu Najświętszą Ofiarę. Przenośne organy, piękny śpiew, duży, w drzewie rzeźbiony ołtarz, wielkopostna liturgia i około dwustu rozmodlonych osób… cała ta uroczystość pozostanie w mej pamięci na długo. Wspólny obiad po Mszy świętej, spożywany w tym samym hangarze przy stołach, przypominał wczesnochrześcijańską agapę, a dobrze zorganizowana kuchnia wykazała wielkie doświadczenie w sprawnym karmieniu znacznych ilości ludzi.  Po smacznym, sutym obiedzie ksiądz Edmund rozdał śpiewniki i zaczął przewodzić wspólnym towarzyskim śpiewom, a ja wymknąłem się w tym czasie na zewnątrz, by porozmawiać z ludźmi i zwiedzić z roku na rok piękniejące i wzbogacane muzeum. Czego w nim nie ma! Podziwiałem przedsiębiorczość kustosza, pani Krystyny Łużnej (*) i jej licznych ofiarnych współpracowników ze społecznego Komitetu do spraw Muzeum. Dowiedziałem się, że prowadzone przez nią muzeum, uznane za ważny dla stanu zabytek, wspierane przez polskie społeczeństwo, figuruje w oficjalnych przewodnikach i staje się powoli dumą całej Południowej Australii.

Wchodząc do odnowionego kościoła, wyposażonego w piękny ołtarz, drogę krzyżową, obrazy i ławki, pozyskane z zamykającego się kościoła w Clare Valey, odczułem dziwne ciepło swojskość. Ten zabytkowy kościół zatrzymuje, przyciąga i tuli.

Dawna szkoła, a dziś piękne muzeum wraz z odnowionym kościołem znajdują się pod innym zarządem aniżeli przylegająca do nich posiadłość z zapleczem gospodarczo-rekreacyjnym. Ruszyłem w nią z obecnym prezesem Związku Polaków, a niedawno długoletnim prezesem Federacji Polskich Organizacji w Południowej Australii, panem Józefem Glapą, w rozpoznawczy spacer. Podziwiałem obejście, zaglądałem do budynków, obejmowałem wzrokiem obszerną piękną posiadłość, nabywaną stopniowo oraz słuchałem z uwagą relacji pana prezesa o rozmiarach społecznego wysiłku, widocznego zresztą na każdym kroku.

Polacy w Południowej Australii mają się czym szczycić. Ocalili, zachowali i wspaniale rozwinęli Ośrodek, który powinien być bliskim każdemu polskiemu sercu. Pan prezes Glapa mówi o każdym zasadzonym tu niegdyś drzewie, o kupnie i przewozie hangaru, o tysiącach ludzi, którzy niegdyś przybywali z Adelajdy i z przyjemnością uczestniczyli w uroczystościach obchodzonych regularnie w Polish Hill River. Wspomina także dygnitarzy kościelnych i państwowych, australijskich i polskich przybywających na te uroczystości. Mówi z szacunkiem o wielu ludziach zaangażowanych w odzyskanie, odbudowę i w rozwój tego historycznego miejsca. Wyróżnia pana Stanisława Skrzypczaka wraz z rodziną, podkreślając jego nieocenioną pracę. Dowiaduję się też przy okazji, że w dwu stojących na zapleczu budynkach należących do Macierzy Szkolnej i Związku Polaków, można przenocować co najmniej 30 osób.

Po powrocie do obszernego hangaru uczestniczyłem jeszcze w bogatej w fanty loterii, a potem w tradycyjnych, pięknych Gorzkich Żalach. Wchodziliśmy nimi w atmosferę piątej niedzieli Wielkiego Postu.

Już podczas obiadu, a potem także na zewnątrz, w rozmowach z wieloma ludźmi wracałem do początków, do wczesnych lat siedemdziesiątych i wówczas często powtarzało się nazwisko księdza Dr Tadeusza Miksy ze zgromadzenia księży pasjonistów. Kilka lat zaledwie pracował wśród Polonii w Adelajdzie, ale to właśnie od niego, od jego zapału i z jego inicjatywy rozpoczęła się nowa era działa, jakim jest obecne Polish Hill River. A oto co on sam pisze w swoich wspomnieniach:

„Stwierdzam z całym przekonaniem, że gdyby nie Polskie Towarzystwo Historyczne, gdyby nie arcybiskup Gleeson, gdyby nie Komitet Odbudowy, gdyby nie Polonia: ochotnicy i ofiarodawcy pieniędzy, czasu i pracy, to odbudowany dziś – piękny w swej skromności kościół-muzeum – pozostałby najprawdopodobniej nadal ruiną opuszczoną w polach, jeszcze bardziej porosłą chwastami.

Polskie Towarzystwo Historyczne w Południowej Australii i jego członkowie pod znakomitym przewodnictwem założyciela i patrona, magistra Mariana Szczepanowskiego, byli inspiratorami i inicjatorami projektu odbudowy. Cześć im. Wkrótce po moim przybyciu do Adelaide (marzec 1971) (…) miałem zaszczyt spotkać pana Szczepanowskiego i rozmawiać z nim kilkakrotnie. To on pouczył mnie o pierwszych polskich emigrantach i ich kościele w Polish Hill River. To on zachęcał i prosił, aby Polonia zaangażowała się w odbudowę. Swoją troską i zapałem „rozpalił” i mnie.

Zawieźli mnie tam życzliwi Polacy. Wśród chwastów stare, prymitywne, poszarpane mury dawnego kościoła, od lat opuszczonego w polach prawie bezludnych. To był pierwszy widok – brzydki, a pierwsze wrażenie – smutne. Ale widok nas nie zniechęcił. Badawczo obchodziliśmy mury ze wszystkich stron. Były bardzo zniszczone, lecz symbolicznie i historycznie jakby czcigodne, na mocnych jeszcze fundamentach, nadające się do naprawy i odbudowy. Dotykaliśmy tych murów z pietyzmem, a one jakby wołały do nas: Nie opuście nas! Bez słów przyrzekliśmy: nasza dzielna Polonia was ożywi! My was odnowimy! I od tej wizyty w polach naszej wiary w Polonię już nic nie zachwiało – żadna z przeciwnych czy powątpiewających opinii. (…) Wiedząc, że opuszczony kościół polski i przyległa do niego ziemia prawnie należały do archidiecezji, poprosiłem arcybiskupa Gleeson’a o prywatną rozmowę. Oto ważniejsze punkty z tego spotkania:

a.     prosiłem o pozwolenie na odbudowę polskiego kościoła,
b.     zapewniłem arcybiskupa, że Polonia jest bardzo zainteresowana odbudową i będzie w stanie dokonać jej własnymi środkami i zgodnie z przepisami,
c.     celowo nie prosiłem o żadną pomoc pieniężną, bo zapytałem, czy mógłby tak kościół postawiony rękami pierwszych emigrantów, jak i ziemię przez nich nabytą, oddać na prawną własność obecnej Polonii w Południowej Australii,
d.     upewniałem go, że przekazanie prawnego tytułu własności ucieszyłoby bardzo Polonię i zmobilizowało do szybkiej odbudowy.

(…) Byłem mile zaskoczony, gdy na obie prośby: pozwolenia odbudowy i przekazania własności arcybiskup wyraził zgodę. Wyjaśnił mi też warunki i konsekwencje tego planu. To mianowicie:
1.      że Polonię musi reprezentować konkretna, oficjalnie zarejestrowana     organizacja, uprawniona do prawnego przyjęcia własności,
2.         że odrestaurowany budynek: może zachować zewnętrzny i wewnętrzny wygląd kościoła, ale msze święte i nabożeństwa mogą w nim być odprawiane tylko okazyjnie,
3.         że (…) pozostanie zabytkiem religijno-kulturalno-historycznym, a nie obiektem sakralnym,
4.         że archidiecezja nie będzie więcej za ten obiekt odpowiedzialną (…)

Pewni siebie, wierząc w słuszność naszego przedsięwzięcia rozpoczęliśmy narady prywatne i publiczne, zebrania i dyskusje już nie na temat „za i przeciw”, a „kto, jak, za co, kiedy” itp. Te rozmowy zaowocowały zorganizowaniem oficjalnego Komitetu Odbudowy. Dokładnej liczby jego członków nie pamiętam i niektóre nazwiska zapomniałem, ale do dziś jeszcze „widzę” może 20 osób: Panie i Panów, starszych i młodych siedzących godzinami przy stołach i żywo debatujących. Przewodniczącym Komitetu Odbudowy został – zawsze wspaniałomyślny – Mieczysław Wolański, zasłużony major Wojska Polskiego. Zręcznie, delikatnie i zdecydowanie kierował całą akcją Komitetu. Jemu i wszystkim Członkom Komitetu Odbudowy moja cześć!

Spośród kilku organizacji polonijnych, które były uprawnione, brane pod uwagę i gotowe do przyjęcia od arcybiskupa tytułu własności w imieniu i na rzecz całej Polonii zwyciężyła Federacja. (…) Z uznaniem i celowo chcę napisać co sam widziałem. Reprezentanci Federacji jak również reprezentanci innych organizacji polonijnych, we wszystkich spotkaniach z arcybiskupem Gleeson’em, także wtedy, gdy przyjmowali prawny tytuł własności, prezentowali się naprawdę elegancko reprezentując godnie Polonię. (…)Byłem z nich dumny. (…) Pragnę powtórzyć, że z inicjatywy bardzo zasłużonego Polskiego Towarzystwa Historycznego, dzięki życzliwości arcybiskupa Gleeson’a, pod kierownictwem członków Komitetu Odbudowy, wspólnie przez prawie całą Polonię Południowej Australii odbudowane zostało to, co w drugiej połowie dziewiętnastego wieku zbudowała pierwsza Polonia.

Obie grupy ożywiał podobny patriotyzm i religijność, duma z polskiej kultury i troska o nią. Gdyby nie Polonia z lat l970-tych, jako zwarta grupa, to zryw indywidualnych jednostek, ani nawet pojedynczych organizacji, nie dokonałby tego, czego dokonano. Takie było i jest moje przekonanie. (…)

Gdybym dłużej pozostał w Adelajdzie (**), to forsowałbym projekt zrobienia wewnątrz kościoła dwu solidnych ściennych tablic. Na pierwszej – dedykowanej Komitetowi Budowy kościoła z dziewiętnastego wieku – utrwaliłbym na pokolenia wszystkich ówczesnych członków Komitetu i współpracowników budowy zaczynając od prezesa Jana Nykiela i ks. Leona Rogalskiego.  Druga tablica poświęcona byłaby Komitetowi Odbudowy z lat l970-tych. Zaczynając od Mariana Szczepanowskiego, prezesa Komitetu, Mieczysława Wolańskiego, arcybiskupa James’a Gleeson’a, itd. – utrwaliłbym co najmniej 100 nazwisk osób bardziej zasłużonych (a wśród nich nawet wcisnąłbym i swoje). Uwieczniłbym także wiele wspaniałych organizacji polonijnych.

A dziś widzę potrzebę i sens trzeciej tablicy pamiątkowej dla Komitetu Rozbudowy, na której należałoby utrwalić nazwiska tych, którzy pobudowali dodatkowe budynki, zakupili więcej ziemi i opiekują się tym skromnym zabytkiem i jakby oazą polskości(…).

Wydarzenie może być jedno i to samo, ale jego opisy będą odmienne. Bo każdy opis jest chyba więcej subiektywny, aniżeli obiektywny. Historia to wyjątkowa nauka, nie zakończona, wciąż otwarta na nowe interpretacje. Solidna historia włącza (…) odmienne oceny, opinie i punkty widzenia tych samych zjawisk. (…)

(…) nic tak nie upiększa domu, szkoły, kościoła, biblioteki czy muzeum jak żywi ludzie. Ten mały zakątek: kościół-muzeum jest Waszą chlubą! Wy, odwiedzający go, bądźcie jego ozdobą. (…)

Niech mi wolno będzie w imieniu Polskiej Misji Katolickiej w Australii podziękować Rodakom z Południowej Australii za ogrom serca włożonego w odbudowę, zachowanie i podtrzymanie tej „kolebki” zorganizowanej polskości w Australii, jakim dla nas wszystkich jest i pozostanie Polish Hill River. Dzięki długoletniej trosce wielu szlachetnych i ofiarnych ludzi możemy dziś z dumą wracać do początków polskiej obecności w Australii sięgającej połowy dziewiętnastego wieku.

Mam cichą nadzieję, że następny Złaz Wędrowniczy ZHP w Australii dotrze do Polish Hill River i pomoże polskiej młodzieży zainteresować się pionierskimi losami Polaków. Jestem też przekonany, że coraz liczniejsze pielgrzymki, wycieczki i eskapady organizowane przez Polskie Kluby, duszpasterstwo czy biura podróży uznają Polish Hill River za jedną z ważniejszych atrakcji na swych turystycznych szlakach. Potrzeba nam także wspólnego wysiłku, nauczycieli, rodziców i wychowawców, aby każde polskie dziecko w Australii wiedziało czym jest Polish Hill River i co ono dla Polaków znaczy.

opracował
Ks. Wiesław Słowik SJ

(*)   Muzeum i kościół w Polish Hill River nie są otwarte każdego dnia.  Osoby prywatne i zorganizowane grupy winny się kontaktować z panią Krystyną Łużną, telefon: 08 8336 3646, aby załatwić dodatkowe otwarcie i przewodnika.
(**) Dr. Tadeusz Miksa po kilku latach pracy wśród Polonii w Adelaide zrezygnował z kapłaństwa i wyjechał z Australii. Mieszka obecnie w Kanadzie.