Dzisiaj wyznawcy Chrystusa na całym świecie pochylają swe głowy, aby prastarym obyczajem przyjąć znak popiołu. Rozpoczynają nim okres Wielkiego Postu.

Komentarze Mszalne wspominają, że okres Wielkiego Postu ukształtowany został w już piątym wieku po narodzeniu Chrystusa – a więc tysiąc pięćset lat temu – i to ze względu na katechumenów, którzy przygotowywali się do przyjęcia chrztu, udzielanego wówczas głównie w Wigilię Paschalną.

W dzisiejszym Kościele Wielki Post i otwierający go Popielec to czas nawrócenia i odnowy życia, to czas powrotu do źródeł. Przyjęcie szczypty popiołu jest symbolem pokory, poddania się pokucie i oczyszczeniu.

Pismo Święte często i z mocą mówi o niezbywalnej godności każdego człowieka odkupionego przez Krew Chrystusa. Dlatego to Kościół, w duchu wierności Ewangelii, będzie zawsze bronił ludzkiej godności. Dlatego walczył z niewolnictwem i poniżaniem człowieka, wznosił przytułki, szpitale, szkoły i sierocińce i głosi ustawicznie, że w oczach Boga każdy człowiek ma niepowtarzalną wartość, że ludzkie życie jest święte i że każda ludzka istota ma prawo do szacunku, bo jest Bożym dzieckiem. Im więcej w świecie zniewolenia i pozbawiania ludzi wolności, im więcej zabierania im niezbywalnych praw, należnych każdemu człowiekowi, tym radykalniejszą staje się głoszona światu Ewangelia i tym głośniej chrześcijanie sprzeciwiać się będą różnym zniewoleniom. Widzieliśmy to na polskiej ziemi w okresie okupacji i komunizmu. Widzimy to i dzisiaj w różnych częściach świata. Brzmią nam jeszcze w uszach donośne słowa Jana Pawła II wypowiedziane na Placu Zamkowym w Warszawie, w gmachu Narodów Zjednoczonych w Nowym Yorku, w Meksyku i w krajach Ameryki Łacińskiej. Wszędzie tam, gdzie deptana jest ludzka godność, chrześcijaństwo będzie jej bronić.

Jak więc w tym kontekście ustawicznego podkreślania człowieczej godności oraz bezkompromisowej walki o nią, patrzeć na dzisiejszy chrześcijański ceremoniał posypywania głów popiołem? Czy Kościół nie zaprzecza samemu sobie, kiedy każe się człowiekowi głęboko pochylić, upokorzyć i przyjąć na głowę znak popiołu, znak znikomości i przemijania? Jak pogodzić naukę Kościoła o ludzkiej godności ze starą ceremonią, która ma uświadomić ludziom prawdę, że nasze ciało ukształtowane jest z przemijającej materii, że wszyscy prochem jesteśmy i w proch się obrócimy?  Czy dzisiejsza, powtarzana od piętnastu wieków, liturgia nie zaprzecza prawdzie o godności ludzkiej osoby?

Zastanowiwszy się głębiej, zauważymy, że nie tylko jej nie przeczy, ale wręcz przeciwnie, że znak popiołu i przemijania jest tej prawdy głębokim uzasadnieniem. Bo godność ludzka, jaką głosi chrześcijaństwo, nie narodziła się z ludzkich czynów i zachowań, ale z objawionego nam na kartach Pisma świętego – pochodzenia.

Chrześcijanie głęboko wierzą, że zostali stworzeni na obraz samego Boga. To Bóg przez akt stworzenia zostawił w nas coś ze swej niezmierzonej i nieskończonej godności. Nie przestał być naszym Ojcem, mimo, że ludzie od niego ciągle się odwracają i przed nim uciekają. Bóg, nieskończona miłość, pozostaje nadal wierny każdemu człowiekowi i czeka na powrót swych dzieci. Obdarzył nas wolnością i prawem wyboru.

Człowiek przez swoje złe i przewrotne działania zaciera w sobie obraz Boga, rezygnuje z godności dziecka Bożego i tym samym zaciera i niszczy swoją ludzką godność. Bywa, choć nie zawsze, że człowiek nagle odkrywa swoje zagubienie i zauważa, że choć jest pięknie wysportowany i fizycznie silny, choć materialnie wielki i bogaty, to jednak jakoś duchowo mały i skarłowaciały, że się dziwnie spodlił i znikczemniał. I taki człowiek zaczyna powoli dostrzegać, że nie tylko Bogu się nie podoba, ale i samemu sobie. I wówczas rodzi się w nim pragnienie, żeby zetrzeć z siebie ślady niegodziwości i niecnych uczynków, bo cierpi jego wewnętrzna godność, bo dopomina się o swoje prawa jego duchowa godność.

I właśnie w tym miejscu ludzkie życie przecina się z dzisiejszą liturgią, w której człowiek przyjmuje znak pokuty i nawrócenia, w której człowiek wraca do swoich podstaw, do aktu stworzenia, do Boga, który jeden, jedyny zdolny jest skutecznie przewrócić człowiekowi jego wrodzoną godność i zdjąć z niego ów powód obrzydzenia do samego siebie. Człowiek zagubiony w swoich gonitwach, wyborach, pazerności, egoizmie i pożądaniach staje czasami zaskoczony swoim duchowym stanem i wówczas pragnie, aby ktoś przyszedł z daleka, albo z wysoka, dotknął go i zmienił, aby na nowo umieścił na nim znak wielkości i otrzymanej od Boga godności i aby go pogodził z samym sobą.

Z takim usposobieniem przyjmujemy dziś znak popiołu na nasze głowy. Dzisiejszy popiół to zapowiedź i deklaracja, to zgłoszeniem się do pokuty, to zgłoszenie gotowości, żeby ten stan wewnętrznej wolności i przynależności do Pana Boga na nowo sobie wyprosić i wspólnie z Panem Bogiem zacząć realizować i to na dwu drogach.

Droga pierwsza jest drogą zdrowego rozsądku, drogą odwrócenia się od zła ku dobru i naprawienia popełnionego zła. Za każdy zły i podły czyn w przeszłości trzeba zaoferować czyn dobry. Za każde zło trzeba z siebie wykrzesać jakieś dobro. Na tym polu codzienne warunki, w jakich się znajdujemy, dają nam niezmierzone pole do działania. Chodzi o więcej cierpliwości wobec innych i samego siebie, o więcej przebaczenia, uśmiechu i wielkoduszności wobec ludzi, którzy być może na to nie zasługują, ale którym Chrystus nam polecił czynić dobro „również nieprzyjaciołom naszym i tym, którzy o nas źle mówią, którzy nas skrzywdzili i którzy nam źle życzą, również im winniście dobro i tylko dobro”.

Taka właśnie pokuta dobrego czynu, za czyn zły jest dla każdego człowieka możliwa w niezmierzonych wariantach każdego dnia. Wszystko zależy tylko od tego, ile ducha wiary i ile ducha wspólnoty z Panem Bogiem znajdziemy w sobie. To pierwsza droga. A druga, to droga sakramentalna, droga modlitwy i zjednoczenia z Bogiem, droga zawierzenia i oddania Mu wszystkich swoich grzechów, zagubień i złości.

Kiedy Chrystus wspinał się z ciężarem krzyża na miejsce swej śmierci, znużony i umęczony do kresu sił, upadał na twarz i dotykał czołem prochu ziemi. Na jego twarzy pokrytej potem i krwią pozostały ślady tego dotknięcia. Był to pierwszy chrześcijański, ewangeliczny Popielec, znak prochu ziemi na twarzy i czole Chrystusa. Znak ten jest wymowny, mówi, bowiem o miłości, która wzięła na siebie cudze sprawy i cudze grzechy. Okazało się, że te cudze sprawy są bardzo ciężkie i bardzo gorzkie. On jeden miał prawo wysoko nosić głowę i z godnością zwracać ją ku Ojcu i ku swoim siostrom i braciom. On jeden miał prawo z czystym czołem stanąć pomiędzy ludźmi, a tymczasem to właśnie On, przytłoczony ciężarem naszych spraw, naszych grzechów i przewrotności, skłonił głowę aż do bolesnego dotknięcia ziemi i kiedy ją podniósł został na niej znak, którego chrześcijaństwo nie może i nie powinno zapomnieć. Ten właśnie znak powtarzamy co roku, na początku Wielkiego Postu, aby wyrazić nim gotowość do stanięcia przy Chrystusie, do pójścia za Nim, do nawrócenia i do podjęcia dzieł pokuty.

(Refleksja na kanwie rozważań ks. Biskupa Jana Pietraszki)

 

Main Photo: (Percy Sledge Agbunag Carballo / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)