Dziś nie wypada mówić o niczym innym jak tylko o tenisie. Oczywiście wszystko za sprawą Igi Świątek, która w imponującym stylu wygrała otwarte mistrzostwa Francji na kortach Rolanda Garrosa, deklasując w finale, zwyciężczynię tegorocznego Australian Open i numer 4 na świecie, amerykankę Sofię Kenin. Dla 19 letniej Igi Świątek jest to pierwszy singlowy tytuł w jej profesjonalnej karierze. Iga sięgnęła od razu po puchar z najwyższej tenisowej półki wygrywając turniej Wielkiego Szlema i wywołując zachwyt swoją grą całego tenisowego świata. Wielu komentatorów ogłosiło „1-szą rakietą Polski w historii tenisa”, ale mimo tego wielkiego sukcesu jeszcze nie jest ona pierwszą damą polskich kortów, choć oczywiście mamy nadzieję, że nią zostanie. Nie przypada ten tytuł też Agnieszce Radwańskiej. Kto więc ciągle dzierży palmę pierwszeństwa? To, Jadwiga Jędrzejowska. „Ja-Ja”, bo taki pseudonim miała w tenisowym świecie.

Jadwiga Jędrzejowska urodziła się w 1912 roku w Krakowie, tuż obok obiektów Akademickiego Związku Sportowego. Wychowywała się w wielodzietnej rodzinie robotniczej i już jako kilkuletnia dziewczynka w chwilach wolnych od nauki zarabiała podając piłki na korcie AZS. Poraz pierwszy rakietę miała w ręce w wieku ośmiu lat. „Odbiłam piłkę prawdziwą rakietą, taką z wypolerowaną rączką i brzęczącymi strunami. Piłka frunęła leciutko na drugą stronę kortu. Uczyniła ledwie dostrzegalny kozioł i chłopak stojący naprzeciw mnie nie mógł już jej dosięgnąć” – wspominała w swojej autobiografii. Od tego czasu tenis pochłonął ją całkowicie. Pierwszą rakietę otrzymała od ojca. Była wystrugana z drewna. Choć nie stać jej było na drogie stroje, rakiety, piłki, a także na opłacanie kortów, to jednak znajdowały się osoby, które zauroczone jej talentem, służyły pomocą.

Jadwiga Jędrzejowska 1933

Jadwiga Jędrzejowska 1933 (pl.wikipedia.org)

Cały kraj usłyszał o Jadwidze Jędrzejowskiej za sprawą mistrzostw Polski w 1928 roku, które rozgrywane były w Katowicach. W wieku 16 lat, została w imponującym stylu mistrzynią kraju. Po tym sukcesie „Przegląd Sportowy” w takich słowach rozpływał się nad grą Jędrzejowskiej: „Stała się rewelacją tegorocznych mistrzostw. Takich drajwów chyba nikt w Polsce nie ma. A zaciętość, a talent! Dziewczyna zupełnie instynktownie wyczuwa każdą piłkę i plasuje instynktownie, wszystko u niej to wrodzone…”.

To właśnie ten fantastyczny styl doprowadził ją do finału Wimbledonu w 1937 roku. Niestety w finale przegrała z Angielką Dorothy Round 2:6, 6:2, 5:7, a brytyjska prasa uznała wówczas ten pojedynek za najdramatyczniejszy z wszystkich finałów turnieju. „Trzeba umieć wygrywać, lecz też i przegrywać. Podbiegam pierwsza do Doroty. Uśmiecham się do niej, winszuję zwycięstwa. W szatni jestem zupełnie sama. Nikt mnie nie pociesza, nie mogę już powstrzymać łez. Długo płaczę” – wspominała Jędrzejowska, której jeden wewnętrzny głos kazał nadal szlochać i wrócić do hotelu, ale drugi, ten wicemistrzyni świata, był górą: „Muszę teraz pokazać się w loży dla zawodników, trzeba dowieść, że Polka potrafi z godnością znieść gorycz porażki. Naprzód, głowa do góry!”.

W tym samym roku, polska skromna tenisistka, przyjęła zaproszenie Amerykańskiego Związku Tenisowego na tournée w USA. W US Open przegrała znów w finale z Anitą Lizaną z Chile. Przez uraz palca u nogi, którego nabawiła się podczas jazdy pociągiem, nie mogła już grać w następnych turniejach. W Los Angeles z gipsem na nodze oglądała mecze z wysokości trybun. „W czasie jednej z takich wypraw na korty w mojej loży usiadł szpakowaty pan, który bardzo mi się przyglądał. Akurat na placu walczyli dwaj znani tenisiści – Cramm i Mako” – pisała Jędrzejowska we wspomnieniach. – Ależ ci chłopcy fuszerują – odezwał się zgryźliwym tonem mężczyzna, a na protesty Jędrzejowskiej odparł: – Pani się myli. Polska tenisistka nie wytrzymała: – Widzę, że pan zupełnie nie zna się na tenisie.

Kiedy towarzyszący Jędrzejowskiej opiekun wtrącił się do tej słownej utarczki, mówiąc Polce, że właśnie kłóci się z Charlie Chaplinem, chciała uciec z loży. Było jej wstyd, że nie poznała gwiazdy kina, którego była wielbicielką. „Chaplin spostrzegł moje zażenowanie, podszedł do mnie z czarującym uśmiechem. Przedstawił się i zaczął mówić: Bardzo panią przepraszam, zachowałem się jak smarkacz, lecz przyznam się szczerze, że była to gra. Chciałem panią poznać i szukałem pretekstu. Po prostu zacząłem ganić grę Cramma i Mako, bo wiedziałem, że nie mam racji, i że pani zacznie protestować… No i nawiąże się pomiędzy nami rozmowa” – czytamy we wspomnieniach Jędrzejowskiej. W efekcie „Ja-Ja” i Chaplin zaprzyjaźnili się i korespondowali ze sobą aż do śmierci wybitnego aktora, czyli do 1977 roku.

Jadwiga Jędrzejowska podczas Międzynarodowego Turnieju na kortach Chiswick w Londynie w 1938

Jadwiga Jędrzejowska podczas Międzynarodowego Turnieju na kortach Chiswick w Londynie w 1938 (pl.wikipedia.org)

W 1939 roku Jadwiga Jędrzejowska doszła do finału Rolanda Garrosa w Paryżu, tym razem przegrywając z Francuzką Simone Mathieu 3:6, 6:8. Jedyny wielkoszlemowy tytuł, w grze deblowej, zdobyła na tym samym turnieju, w tym samym roku, w parze właśnie z Mathieu. Ja-Ja nigdy zaś nie zdecydowała się na długą i męczącą podróż do Australii. Ale jednym z jej partnerów mikstowych był Harry Hopman (tak, tak ten od Hopman Cup), z którym wygrała prestiżowe międzynarodowe mistrzostwa Włoch w Rzymie. Wielka gwiazda polskiego przedwojennego sportu była prawdziwą damą na korcie. „Była uśmiechnięta. Kiedy jej nie szło na korcie, nie było widać w czasie gry oznak zniecierpliwienia, niezadowolenia. Nie pamiętam, by kiedykolwiek była niezadowolona z orzeczenia sędziowskiego. Nawet, jeśli została skrzywdzona przez liniowych, uśmiechnęła się. Za sekundę poważniała, ale zaraz pochylała się czekając na serwis przeciwniczki” – opowiada Bohdan Tomaszewski w filmie poświęconym obchodom 90-lecia Polskiego Związku Tenisowego.

Wojna przerwała jej karierę. Została w Polsce, w Warszawie. Tam odszukał ją król Szwecji Gustaw V, z którym wcześniej grywała miksta w Monte Carlo. Domagał się on od gestapo, by wysłało ją do Sztokholmu. Zaproszenie otrzymała w… siedzibie Gestapo w Warszawie na ul. Szucha. Odmówiła wyjazdu do Sztokholmu, choć w czasie okupacji nie mogła nawet trenować. Pracowała jako kelnerka, potem w fabryce obuwia. „Było mi niezmiernie miło, że mój partner z Riwiery »Mister G.« pamiętał o mnie i chciał mi przyjść z pomocą. Jednak nie mogłam zdezerterować z ojczyzny i opuścić swoich najbliższych” – napisała książce „Urodziłam się na korcie”. Choć gdy wchodziła do siedziby Gestapo, uginały się pod nią kolana, dwukrotnie zdecydowanie odmówiła przyjęcia zaproszenia od króla Szwecji. – Pani musi pojechać, bo tak życzy sobie król Szwecji Gustaw V. Właśnie otrzymaliśmy pismo od króla, które przyszło z Berlina – aby panią odszukać i wyekspediować do Sztokholmu – mówił gestapowiec, który potem nie krył zaskoczenia i podziwu, że można nie przyjąć zaproszenia od samego króla. Po wojnie na turnieju w Sztokholmie król zobaczył ją na korcie i pogroził jej palcem. Tenisistka potem żartowała, że złamała dworską etykietę, bo królowi się nie odmawia! Również Niemcy chcieli, aby opuściła okupowaną Polskę i grała dla nich w tenisa. Zasłoniła się wymówką, że zakończyła karierę.

Warszawskie mieszkanie Jędrzejowskiej spłonęło w czasie powstania. W gruzach tenisistka znalazła srebrne trofeum z Wimbledonu. Po wojnie wróciła do tenisa i wystąpiła nawet w finale gry mieszanej French Open w 1947 roku w parze z Rumunem Cristeą Caralulisem.

W 1948 roku, po wyjściu za mąż za Alfreda Galerta, jednego z działaczy KS Baildon, Jędrzejowska trafiła do Katowic. Większość czasu spędzała na kortach Baildonu, najpierw jako zawodniczka, potem jako trenerka. W końcu w latach 70. XX wieku, aby związać koniec z końcem, była zatrudniona w Baildonie na pół etatu jako sekretarka w sekcji tenisowej. Zmarła na raka krtani w 1980 roku.

W sumie Jadwiga Jędrzejowska 93 razy była mistrzynią Polski w grze pojedynczej, deblu i w grze mieszanej. W przedwojennej Polsce popularność tenisistki była tak duża, że jej osoba stała się między innymi kanwą romantycznej komedii pt. Jadzia, a w obsadzie filmu znaleźli się najlepsi aktorzy II RP – Jadwiga Smosarska  i Aleksander Żabczyński.

Tekst ukazał się w Radiu 3ZZZ w dniu 17.10.2020 roku:

I dziś nietypowo, w prezencie imieninowym dla wszystkich wczorajszych solenizantek, piosenka z filmu „Jadzia” w przedwojennym wykonaniu Adama Astona.

Adam Aston – Jadzia (Syrena Record), Slowfox tytułowy z filmu „Jadzia” (Fred Scher / Emanuel Schlechter) – 1936