Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Dla Niej samej jest to dzień radości i szczęścia. Ona bowiem z ciałem i duszą jest w Domu Ojca, bo Ona już to Niebo posiada. My natomiast jesteśmy jeszcze w drodze. Zatem nasza radość powinna być związana z nadzieją, że kiedyś TAM się znajdziemy i że TAM właśnie szczęśliwie dotrzemy.

Nie odnajdujemy w księgach biblijnych opisu odejścia z tego świata Matki Najświętszej. Dlatego też i dzisiejsze czytania nie dotyczą bezpośrednio tego właśnie wydarzenia. Mają za to do niego odniesienie pośrednie. Dzisiejsza Ewangelia ukazuje nam jedną z pierwszych scen z życia Maryi, jaką zanotowali Ewangeliści. W momencie Zwiastowania Maryja dowiedziała się o dwóch tajemnicach. Pierwsza to tajemnica Wcielenia Syna Bożego, a zatem przyjścia na świat Zbawiciela. To Ona właśnie, ta zwykła dziewczyna z Nazaretu, na którą nikt nie zwracał jakoś szczególnej uwagi, ta która była wbita w szarzyznę obowiązków tej ziemi, została dostrzeżona przez Boga i wybrana na Matkę Syna Bożego. Tajemnica wielka i nie do ogranięcia ludzkim rozumem. Druga zaś prawda – tajemnica, którą Anioł przekazał Marii w momencie zwiastowania – dotyczyła Elżbiety. Jej krewna, będąc już w podeszłym wieku, czeka na rozwiązanie.

Mamy zatem dwie tajemnice z czego ta druga, dotycząca Elżbiety, była można powiedzieć „niczym” w porównaniu z tą pierwszą. Maryja mogła wciąż rozmyślać nad wielkością swojego powołania przez Boga, że to właśnie ją On wybrał. Ona jednak czyni zupełnie co innego. Swoją tajemnicę ukryła w sercu i biegnie do krewnej, aby jej oznajamić, co ją czeka w niedalekiej przyszłości. Chce podzielić się tym, czym obdarzył ją Ojciec. Maria wie o tym, że jest w drodze do nieba i że tę tajemnicę, którą objawił jej Ojciec będzie rozważać przez całą wieczność. Dopóki jest jednak na ziemi musi wpierw sprostać temu, co zostało jej dane i zadane tutaj, gdzie przyszło jej żyć. Musi służyć tym wyzwaniom i osobom, które postawił na Jej drodze Bóg. I tu myślę jest zawarta pewna lekcja dla nas. Warto wyciągnąć wnioski dla naszego życia.

Wielu jest takich ludzi, którzy sądzą, że Bóg oczekuje od człowieka wielkich dzieł i chcąc temu sprostać czekają na okazję w której bedą mogli czymś wielkim wykazać się i coś spektakularnego uczynić. A przecież nie da się przeczytać, ani tym bardziej napisać książki w jednym momencie. W jednej chwili można przeczytać albo napisać jedno słowo. Całe nasze życie jest pisaniem jednej księgi, zwanej „ksiegą życia”. Każdy dzień to nowa strona: niezapisana, czysta, pachnąca jeszcze nowością. My nie wiem, kiedy postawimy ostatnią kropkę w jednym z jej rozdziałów. Nie wiemy tego, co będzie zawierac nasza ostatnia strona, co będzie  w szczegółach opisywać. Może jakieś spektakularne wydarzenie, a może zwykłą szarą codzienność, którą podejmowaliśmy każdego dnia przez wiele lat naszego życia. Tego nie wiemy, bo to zna tylko Bóg.

Oczekiwanie tylko na wielkie rzeczy i sprawy tego świata jest marnowaniem czasu, który dał nam Bóg. Droga do nieba to nie tylko droga wielkich czynów, ale przede wszsytkim  zwykłych, codziennych, nieraz bardzo żmudnych i monotonnych obowiązków. To także pamięć o tych, którzy odeszli  tej ziemi, a którzy są bliscy naszemu sercu. Są też i ci, których znamy i żyją obok nas, ale i również te osoby, których jeszcze nie poznaliśmy. Niestety są także i te osoby, które zrobiły nam krzywdę. Bardziej jednak pamiętamy tych, dzieki którym było nam dobrze, bo był tam uśmiech i radość. Otwartość i życzliwość do takich osób zawsze ułatwia nam zapisywanie kolejnych kartek naszej „księgi życia”. Nie jest dobrze jeśli zatrzymujemy się tylko nad tym czego nie mamy, czego nam brakuje, a co chcielibyśmy mieć za wszelką cene, żeby być szczęśliwym. Bardzo często jest tak że to, czego potrzebujemy jest na wyciągniecie ręki. Co chce powiedzieć? Może któtkie opwoiadanie da nam pośrednio odpowiedź…

Był sobie rybak. Mieszkał nad rzeką. Idąc do domu, po ciężkim dniu pracy, marzył z przymkniętymi ze zmęczenia oczyma, co by zrobił, gdyby się wzbogacił. Nagle potknął się o skórzaną torbę, która była wypełniona – jak mu się wydawało – kamieniami. Podniósł worek i zaczął po jednym kamieniu wrzucać do głębokiej wody. Przy każdym wrzuconym kamieniu, mówił o siebie: „Gdybym był bogaty, to na pewno bym sobie kupił duży dom!”. I wrzucił jeden kamień. Po czym rzucił i drugi, mówiąc: „Gdybym był bogaty, to miałbym służbę, wino i dobre jedzenie”. Plusk… Trzeci kamień wpadł do wody. „Gdybym był bogaty, to bym kupił sobier ogromną łodź i sieci”. Poleciał potem i czwarty, piate, dziesiąty kamień. W końcu pozostał w jego ręce tylko jeden kamień i gdy już chciał go wrzucić do wody, wtem zaswieciło słońce i promień światła, który nadał kamieniowi blask. Wówczas rybak zorientował się, że to drogocenny klejnot i że marząc na próżno o nierealnych bogactwach, roztrwonił prawdziwy skarb, który miał w garści, w swojej ręce…

Tak często jest w naszym życiu. Nie doceniamy skarbów, które mamy na wyciągnięcie ręki: uśmiech dziecka, blask oczu żony, wierność męża, nawet trud pracy, czy przyjaźni przyjaciele, a także dobre jedzenie, a dla wielu z nas będzie to nawet zwykła poranna kawa czy sok pomarańczowy w szklance.

Jest takie opowiadanie Bruno Ferrero zatytułowane: „Najpięknijszy ze wszsytkich darów” z książki jego autorstwa pt: „Kółka na wodzie”. Każdego poranka bogaty i wszechpotężny król Bengodi odbierał hołdy swoich poddanych.W swoim życiu zdobył już wszystko to, co można było zdobyć i zaczął się trochę nudzić.

Pośród różnych poddanych zjawiających się codziennie na dworze, każdego dnia pojawiał się również punktualnie pewien cichy żebrak. Przynosił on królowi jabłko, a potem oddalał się równie cicho jak wchodził. Król, który przyzwyczajony był do otrzymywania wspaniałych darów, przyjmował dar z odrobiną ironii i pobłażania, a gdy tylko żebrak się odwracał, drwił sobie z niego, a wraz z nim cały dwór. Jednak żebrak tym się nie zrażał.

Powracał każdego dnia, by przekazać królewskim dłoniom kolejny dar. Król przyjmował go rutynowo i odkładał jabłko natychmiast do przygotowanego na tę okazję koszyka znajdującego się blisko tronu. Były w nim wszystkie jabłka cierpliwie i pokornie przekazywane przez żebraka. Kosz był już prawie całkiem pełen.

Pewnego dnia ulubiona królewska małpa wzięła jedno jabłko i ugryzła je, po czym plując nim, rzuciła pod nogi króla. Monarcha oniemiał z wrażenia, gdy dostrzegł wewnątrz jabłka migocącą perłę. Rozkazał natychmiast, aby otworzono wszystkie owoce z koszyka. W każdym z nich, znajdowała się taka sama perła. Zdumiony król kazał zaraz przywołać do siebie żebraka i zaczął go przepytywać. „Przynosiłem ci te dary, panie – odpowiedział człowiek – abyś mógł zrozumieć, że życie obdarza cię każdego dnia niezwykłym prezentem, którego ty nawet nie dostrzegasz i wyrzucasz do kosza. Wszystko dlatego, że jesteś otoczony nadmierną ilością bogactw. Najpiękniejszym ze wszystkich darów jest każdy rozpoczynający się dzień”.

Obserwacja siebie może być fascynującym i ciekawym zajęciem. Patrzenie na swoje reakcje, zachowania może nam wiele powiedzieć o nas samych, ale także bardzo ułatwić nam codzienne życie. Dlatego skoncentryujmy się raczej – na ile się oczywiście maksymalnie da (chodzi o zaagażowanie) – na tej jednej stronie codzienności, zwykłego dnia, tego „szarego” (jak często na niego mówimy), bo to ten jedyny, który dał nam Bóg. Jeśli na niego popatrzymy z tej perspektywy, to nabiera on takiego blasku, jak ten kamień w ręce wspomnianego rybaka. Wtedy zupełnie inaczej patrzymy na otaczającą nas siebie samego, drugiego człowieka, a także na tę rzeczywistość materialną, obecną w naszej codzienności. Nie warto poświęcać za dużo czasu przeszłości, anie przyszłości. To, co było już nie wróci, a to co przed nami ma swój czas. Dajmy działać Panu Bogu w nas, a my odkrywajmy swoje życie w Nim, bo to on jest naszym Stwórcą i Panem.

Maryja ukazuje nam właśnie taką prostą drogę swoim skromnym i niepozornym życiem. To życie było oddane i poddane Jezusowi. Oby i nasze życie takie właśnie było. Jakie? Błogosławione, czyli szczęśliwe i to każdego dnia, który otrzymaliśmy od Boga Stwórcy. «Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś». Lecz On rzekł: «Owszem, ale również błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je».

——————

Łk 1, 39-56

Nawiedzenie. Magnificat

Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę.

Wydała ona okrzyk i powiedziała: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana.

Wtedy Maryja rzekła:

Wielbi dusza moja Pana,
i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy.
Bo wejrzał na uniżenie swojej Służebnicy.
Oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą
wszystkie pokolenia,
Gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny.
święte jest Jego imię,
A Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie
nad tymi, co się Go boją.
Okazał moc swego ramienia,
rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich.
Strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych.
Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawił.
Ujął się za sługą swoim, Izraelem,
pomny na swe miłosierdzie.
Jak przyobiecał naszym ojcom,
Abrahamowi i jego potomstwu na wieki.
Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu.

—————–

Łk 11, 27-28

Gdy Jezus mówił do tłumów, jakaś kobieta z tłumu głośno zawołała do Niego: «Błogosławione łono, które Cię nosiło, i piersi, które ssałeś».

Lecz On rzekł: «Owszem, ale również błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je».