W sobotę 8 sierpnia w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Keysborough pożegnaliśmy zasłużonego działacza społecznego i długoletniego prezesa Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii, pana Mariana Pawlika.
Urodził się w Łodzi. Do Australii przybył w 1979 roku. Będąc piłkarzem Widzewa od razu zaangażował w działalność Klubu Sportowego „Polonia”. Służba społeczna była jego żywiołem. Poświęcił jej wiele swoich lat.
Z powodu pandemii i obowiązujących w Wiktorii restrykcji w pogrzebowej Mszy świętej mogli wziąć udział jedynie najbliżsi, ale dzięki internetowemu przekazowi uczestniczyło w niej ponad półtora tysiąca internautów. Synowie Dominik i Adaś we wzruszających wspomnieniach odsłonili uczestnikom pogrzebu pogodne i niezwykle oddane ojcostwo Mariana. Żegnało go też z bólem osierocone Prezydium Federacji Polskich w Wiktorii i Biuro Opieki Społecznej. Żegnali go rodacy w Melbourne i innych stanach Australii, bo dał się poznać zorganizowanej Australijskiej Polonii, jako bardzo życzliwy i pogodny przedstawiciel wiktoriańskich organizacji społecznych. Żegnali go australijscy i polscy politycy, polscy Żydzi i przedstawiciele zaprzyjaźnionych grup etnicznych w Melbourne. Ambasador RP przesłał list pożegnalny, a prezydent Rzeczpospolitej, pan Andrzej Duda odznaczył Mariana pośmiertnie Krzyżem Wielkim Orderu Polonia Restituta.
Jego spopielone ciało spocznie w Polsce, a gdy miną restrykcje i w początkach przyszłego roku będziemy już mogli poruszać się swobodnie, Dom Polski „Syrena” w Rowville zaprasza na specjalny „Wieczór Wspomnień o śp. Marianie”.
SŁUŻBY SPOŁECZNE ŚP. MARIANA PAWLIKA OAM
Trener i mentor Klubu Sportowego „Polonia”
Prezes i współzałożyciel Koła Przyjaciół „Poloneza”
W zarządzie Australijsko-Polskiego Towarzystwa Dobroczynności – (Dom Spokojnej Starości w Bayswate) (1997 – 2004)
Przewodniczący Komisji Arbitrażowej Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii (2004 – 2006)
Przewodniczący Komisji Arbitrażowej Rady Naczelnej Polonii Australijskiej (2001-2013)
Vice Prezes SPK koła nr 3 w Melbourne (2014 do śmierci)
Vice Prezes Stowarzyszenia Polskich Sybiraków (2019 do śmierci)
Vice Prezes Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii – w dwu kadencjach (1996-2001) & (2006-2014)
Prezes Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii – w kolejnych kadencjach (2002-2004) & (2014 – do śmierci)
PRZYZNANE MU ODZNACZENIA
Rok 2009 – „Medal of Merit” Rady Naczelnej Polonii Australijskiej
Rok 2012 – Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski
Rok 2013 – Victoria’s Multicultural Award for Excellence
Rok 2016 – Medal of the Order of Australia – OAM
Rok 2016 – Kombatancki Medal „Pro Patria”
Rok 2018 – Henryk Sławik Award
Rok 2018 – Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski
Rok 2020 – Po śmierci – Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski
ŚP. MARIAN PAWLIK OAM – ZDJĘCIA RODZINNE
W sierpniu 2019 roku Portal Polonii opublikował wywiad z Panem Marianem Pawlikiem OAM.
Z cyklu Wasze historie przedstawiamy wywiad z Marianem Pawlikiem – Prezesem Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii, działaczem społecznym wiktoriańskiej Polonii, laureatem wielu nagród za działalność społeczną.
Portal Polonii: Od 20 lat jest Pan związany z Federacją Polskich Organizacji w Wiktorii. Co skłoniło Pana do zaangażowania się w pracę na rzecz Polonii w Wiktorii?
Marian Pawlik: Kiedy to Federacja wiktoriańska przeżywała swój wewnętrzny kryzys, zadzwoniła do mnie śp. Pani Janina Czech z zapytaniem czy nie chciałbym kandydować do Prezydium Federacji. Po namyśle odpowiedziałem, że mogę spróbować. Zresztą trudno by było odmówić Pani Janinie i na walnym zebraniu zostałem wybrany na stanowisko zastępcy prezesa. Prezesem został wtedy p. Andrzej Goździcki.
Federacja jak już wspomniałem przeżywała kryzys, wyszły na jaw próby zawłaszczenia finansów federacyjnych oraz innych Organizacji wchodzących w skład Federacji i trzeba było zacząć odbudowywać na nowo dobry wizerunek naczelnej parasolowej Organizacji w Wiktorii. Myślę, że to był jeden z wielu bodźców, który skłonił mnie do pracy społecznej na szerszą skalę, na rzecz Polonii w Wiktorii. Choć muszę tu dodać, że już wcześniej udzielałem się jako trener drużyny juniorów Southmoor Polonia, oraz chciałem założyć organizację na wzór Koła Przyjaciół Harcerstwa. Zaproponowałem p. Janinie Czech, aby zawiązać Koło Przyjaciół Poloneza, które udało mi się założyć wspólnie z nieżyjącym już śp. Szymonem Meysztowiczem, p. Elą Dziedzic i ks. Wiesławem Słowikiem. Przez wiele lat byłem też prezesem KPP. Koło to do dzisiaj świetnie prosperuje pod czujnym okiem obecnego prezesa Koła p. Eli Dziedzic i niesie pomoc naszemu wspaniałemu Zespołowi Pieśni i Tańca „Polonez”.
Już tak na marginesie, jak wcześniej wspomniałem ks. Słowika, to czasami w żartach, kiedy rozmawiam z ks. Wiesławem, on grozi mi palcem i mówi, że jak trenowałem juniorów to chciałem mu „wykraść” wszystkich ministrantów i wciągnąć ich do drużyny piłkarskiej. Może ks. Wiesław ma tutaj trochę racji, tylko że ja nie chciałem ich „wykraść”, ale po prostu zasilić drużynę i aby dzieciaki działały na dwóch frontach, w kościele i w klubie, oczywiście za zgodą rodziców.
PP: Czym jest dla Pana współpraca z Polakami i działanie na rzecz Polonii?
M.P.: Muszę powiedzieć otwarcie, że praca społeczna na rzecz Polonii daje mi dużo satysfakcji i przyjemności. Nie jest to praca łatwa i wdzięczna, czasami kosztuje wiele wysiłku i nerwów. Często trzeba odmówić sobie wyjścia ze znajomymi na kolację, czy z żoną na spacer, bo akurat wypadają zebrania, spotkania czy jakieś inne społeczne sprawy. Kto podejmuje się wykonywania takiej pracy musi być przygotowany także na krytykę i pomówienia. Krytykę często zupełnie niesłuszną i jakże niesprawiedliwą. Kilka ładnych lat temu w rozmowie z jedną prominentną osobą w Melbourne usłyszałem „Zostałeś wybrany na prezesa Federacji to teraz musisz się pogodzić z tym, że będziesz atakowany z prawa i lewa…” Przekonałem się, że to była prawda, ale tak naprawdę to tych personalnych ataków nie było aż tak wiele i muszę obiektywnie przyznać, że w czasie moich kadencji jako prezes FPOwW (Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii – przyp. red) więcej było pozytywnych uwag pod moim adresem i całego Prezydium Federacji niż tej krytyki. Myślę, że świadczy to o tym, że nasze polonijne społeczeństwo potrafi dostrzec i obiektywnie ocenić pracę i wysiłek, jaki jest wkładany przez wszystkie osoby działające społecznie w naszych organizacjach polonijnych. Ponadto praca społeczna bardzo wiąże i muszę powiedzieć, że dzięki niej zawiązały się przyjaźnie pomiędzy mną a wieloma działaczami i działaczkami społecznymi, nie tylko w Melbourne, ale i w Australii i poza jej granicami.
PP: Z jakich swoich działań jest Pan najbardziej dumny i dlaczego? Jakie są Pana – jako działacza społecznego – marzenia na kolejne lata?
M.P.: Jestem przekonany, że każdy kto wykonuje pracę społeczną robi to z serca dla całej społeczności. I jeżeli ta praca jest widoczna i przynosi efekty to można mieć powód do zadowolenia i być dumnym, że coś udało się osiągnąć. Najważniejsze dla mnie jest to, że to nie ja powinienem być zadowolony ze swojej pracy, ale nasza polonijna diaspora z pracy jaką ja wykonuję dla niej. Dopiero wtedy, kiedy inni są zadowoleni z tego co ja robię, to i ja jestem zadowolony i mam poczucie wykonania dobrej roboty. Tutaj muszę koniecznie dodać, że bez zgranego zespołu ludzi, którzy ze mną współpracują ja sam, na pewno nie osiągnąłbym tego, co już zostało osiągnięte. Muszę przyznać, co często podkreślam, że w tej chwili mamy wspaniały i zgrany zespół w Prezydium FPOwW. Osobiście dumny jestem z tego, że mogę pracować z tak odpowiedzialnymi i oddanymi sprawie ludźmi. Wiem, że na cały zespół Prezydium, mogę zawsze liczyć i mam do nich pełne zaufanie, że nigdy by nie zawiedli mnie i naszego polonijnego społeczeństwa w potrzebie. Dumny jestem z tego, że udało mi się wprowadzić pewną „odwilż” w dostrzeganiu i wyróżnianiu naszych działaczy polonijnych, bo w tym kierunku nic wcześniej nie było robione. Tylko bardzo nieliczne jednostki były wyróżniane odznaczeniami polskimi, że nie wspomnę już o wyróżnieniach australijskich. Wprowadziłem też, chyba jako pierwszy w Australii wyróżnienie dla osób, które przeżyły z sobą w związku małżeńskim 50 lat – Medal za długoletnie pożycie małżeńskie. Medal ten jest przyznawany przez Prezydenta RP. Bardzo zadowolony jestem z pracy jaką włożyłem w przygotowanie oficjalnej wizyty prezydenta RP Andrzeja Dudy w Australii.
Miło było, po pewnym czasie usłyszeć, od osób z Kancelarii Prezydenta odpowiedzialnych za przygotowanie tej wizyty, że Melbourne wypadło najlepiej pod względem przygotowania i przyjęcia Prezydenta (od strony spotkań z Polonią). Mamy obecnie bardzo dobre kontakty z przedstawicielami parlamentu stanowego i federalnego. To właśnie kilku z nich na wniosek FPOwW zostało odznaczonych wysokimi odznaczeniami państwowymi przez Pana Prezydenta.
Od wielu lat mamy też bardzo dobre stosunki z naszymi placówkami dyplomatycznymi. No i oczywiście z posłami obu Izb Sejmu i Senatu w Polsce, Wspólnotą Polską oraz IPN-em. Myślę, że udało nam się pokazać Polonię wiktoriańską szerszej rzeszy w Australii i Polsce z bardzo dobrej strony. Cieszy mnie bardzo dobra współpraca z Organizacjami członkowskimi Federacji i Organizacjami żydowskimi z ASPJ (Australian Society of Polish Jews – przyp. red) na czele. Organizacja ta w zeszłym roku wyróżniła mnie i Federację Polskich Organizacji w Wiktorii zaszczytnym wyróżnieniem Henryk Sławik Award, „za ważny i niezmienny wkład w zacieśnianiu relacji między Żydami i Polakami zarówno w Australii, jak i w Polsce”. Chciałbym, aby ten trend zapoczątkowany przez obecne Prezydium utrzymywał się przez następne lata. Aby więcej młodzieży włączało się w życie polonijne i wstępowało w szeregi naszych organizacji członkowskich.
PP: Jak Pan myśli, jakie są mocne i słabe strony działania w społeczności etnicznej? Jakie wartości może przekazać Australii polska społeczność?
M.P.: Uważam, że nikt nie powinien się wstydzić swojej przynależności do danej grupy etnicznej. To, że jesteśmy tak daleko od naszej Ojczyzny, tym bardziej powinno nas to łączyć i jednoczyć. Wielokulturowość w Australii jest czasami postrzegana przez Australijczyków jako zło konieczne. Dzięki Bogu, jest to tylko niewielki margines. Jako etniczna grupa, musimy ciągle dbać o to, abyśmy byli widoczni, abyśmy mogli pokazywać się społeczeństwu australijskiemu z jak najlepszej strony, jak najczęściej i z dumą oznajmiać im, że jesteśmy Polakami. Dlatego też Festiwale na Federation Square, POL-ART, Festiwale Filmów Polskich są wspaniałym pokazem naszej kultury, tradycji i obyczajów. Koncerty zespołów polonijnych „POLONEZ” i „ŁOWICZ” dają możliwość zapoznania się z naszym folklorem i regionami Polski. Myślę, że australijska społeczność może nauczyć się od nas miłości do Ojczyzny, utrzymania tradycji narodowych i języka oraz tolerancji dla innych grup etnicznych. Proszę tylko spojrzeć na juniorów Polonii w Albion, w niektórych drużynach przeważa liczba graczy innych narodowość, a mimo to czują się tam dobrze i grają dla polskiej drużyny.
PP: Kiedy przyjechał Pan do Australii? Jakie było życie polskiego imigranta w tamtych czasach? Jak zmieniło się życie w Australii przez ten czas? Jak zmieniła się Polonia przez te lata?
M.P.: Na Antypody przybyłem we wrześniu 1979, a więc niedługo będę obchodził 40 lat pobytu w Australii. Przybyłem do Melbourne i już po 3 dniach postanowiłem, że nie będę powracał do kraju. Po prostu pokochałem to miasto. Patrząc wstecz, na pewno da się zauważyć różnicę pomiędzy tamtymi latami i dniem dzisiejszym. Uważam, że start w tamtych czasach, mam na myśli lata 70/80 był dużo łatwiejszy w porównaniu do dziś. Łatwiej było o pracę, ceny były dużo niższe a i nasze polonijne środowisko bardzo opiekowało się nowymi emigrantami. W tym czasie emigracja z Polski była znikoma. Ja miałem szczęście, że mogłem poznać i współpracować z tak wspaniałymi polskimi działaczami jak śp. Zdzisław Drzymulski, Zygfryd Piotr Koziełł, Józef Kuszell, Adaś Gruszka, Janina Czech, Szymon Meysztowicz, Stefan Czauderna i wieloma, wieloma innymi, nie żyjącymi już działaczami. Nie mogę tu także pominąć żyjących działaczy w osobach p. Zbigniewa Lemana i Krzysztofa Łańcuckiego. Od nich wszystkich, mogę powiedzieć, uczyłem się polonijnej pracy społecznej. Obserwowałem ich działania i wyciągałem wnioski. Była to przecież ta podstawowa polska emigracja. Emigracja powojenna z bagażem okrutnych przeżyć. Oni to budowali nasze Polskie Domy, otwierali szkoły sobotnie, budowali struktury polonijnych organizacji. Muszę przyznać, że ich wszystkich cechowała ogromna dyscyplina osobista (większość z nich wywodziła się z II Korpusu Polskiego, Armii Krajowej czy innych Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie) i ogromna miłość do Ojczyzny. Ojczyzny, którą utracili.
To samo można powiedzieć o zesłańcach na Sybir, którzy nie mogli i nie chcieli powracać do kraju rządzącego przez komunistów. Wybrali emigrację i tu włączyli się w budowanie tego małego skwerku Polski, jakim były dla nich nasze Domy Polskie. Z biegiem czasu to wszystko zaczęło się zacierać. Nowa emigracja nie chciała zbytnio włączać się w sprawy polonijne. Ten trend pozostaje do dzisiaj. Proszę tylko spojrzeć na nasze Domy Polskie. Gdyby nie udostępnianie domów dla innych narodowości to te domy zaczęłyby podupadać, gdyż brak jest poparcia naszego polskiego społeczeństwa. Polskie zespoły taneczne, też się borykają z brakiem nowych kandydatów na tancerzy. Pamiętam XXV Święto Sportowe, kiedy to w komitecie organizacyjnym było ok. 100 osób, dzisiaj trudno jest znaleźć 10 osób, które by chciały poprowadzić, tą zapisaną już na stałe w kalendarzyku polonijnym imprezę. Spójrzmy na nazwiska, to są ci sami ludzie. Kiedy mówimy o zmianach jakie następują, przypomina mi się „Census 2011”. Do czasu tego cenzusu mieliśmy w Radiu SBS, 7 polskich audycji. Codziennie po godzinie. Niestety, to zostało obcięte do 4 audycji, ponieważ Polacy nie zaznaczali w wypisywanych formach, że w domu używają języka polskiego. Czyżby się wstydzili… nie wiem, ale wiem, że bardzo zaszkodzili tym wszystkim, którzy słuchali i słuchają tych audycji, a są nimi w większości nasi Seniorzy.
Często, zadawane jest mi pytanie… „jak widzę przyszłość polskiej zorganizowanej Polonii?” Moja odpowiedź jest zawsze taka sama. Przyszłość naszej Polonii widzę w pozytywnych wymiarach, tak długo, jak długo w naszych sercach będzie tliła się iskierka naszej dumy narodowej, przynależności do polskiego społeczeństwa, zachowania naszego pięknego języka i tradycji oraz o ile uda nam się wychować nowe pokolenia w tym samym duchu. Jestem przekonany, że polski język na pewno nie zaginie tu na Antypodach. A my sami, powoli, ale progresywnie, będziemy przekazywali naszą pałeczkę młodszemu pokoleniu, wspierając ich w dalszym działaniu.
PP: Dziękuję za rozmowę.
M.P.: Dziękuję.
HOMILIA POGRZEBOWA (ks. Wiesław Słowik SJ)
ŚP. MARIAN PAWLIK OAM
SANKTUARIUM BOŻEGO MIŁOSIERZIA W KEYSBOROGH
08 sierpnia 2020
Trudno nam pogodzić się ze śmiercią Mariana. Wrósł w naszą codzienność – tę rodzinną i tę polonijną. Był nam potrzebny. Troszczył się o swoich bliskich, chronił ich i wspierał, byli przy nim bezpieczni. Wiele lat ofiarnie przewodził naszej polonijnej wspólnocie w Wiktorii. Był bardzo odpowiedzialnym prezesem. Nie rzucał słów na wiatr, a swoją rolę traktował poważnie. Rozbudowane i bardzo potrzebne Polskie Biuro Opieki Społecznej pod jego czujnym okiem sprawnie działało niosąc pomoc wielu rodakom. Szanował członków Prezydium Federacji i na każdym kroku podkreślał, jak zgraną stanowią drużynę i jak im z sobą dobrze. Był bardzo dumny ze swojej własnej rodziny i z tej szerokiej – polonijnej – także. Budował wszędzie mosty, jednoczył i na różne sposoby krzewił dobro… Będzie go nam bardzo brakować. Miał zaledwie 65 lat. Był nam bardzo potrzebny. Dlaczego odszedł? Mógł jeszcze żyć.
Czas, jaki na tym świecie otrzymujemy, jest darem i tajemnicą. Nikt z nas nie wybrał sobie momentu historii, w którym przyszło mu zaistnieć i nikt z nas nie zna dnia, w którym to nasze ziemskie istnienie zgaśnie. To co mamy do naszej dyspozycji, to czas pomiędzy narodzinami i śmiercią. Stworzeni przez nieskończoną miłość i do miłości stworzeni, cały nasz ziemski czas spędzamy na szukaniu szczęścia, zadowolenia i miłości i im dłużej żyjemy, tym jaśniejszym staje się fakt i tym więcej w nas przekonania, że nic, co przemijające, ulotne, materialne i ziemskie, nie może nam przynieść pełni szczęścia. „Niespokojne jest, bowiem serce człowieka, dopóki nie spocznie w Bogu”, w Bogu, który jest samą miłością i od któregośmy wyszli i do którego zmierzamy.
W oczach Boga liczy się tylko miłość i to ta zwyczajna, codzienna, prozaiczna i bardzo praktyczna miłość. Pod koniec życia z takiej zwyczajnej miłości będziemy sądzeni. Rozliczać nas będzie Pan Bóg z uczynków miłosierdzia, z tego, czy potrafiliśmy żyć dla innych, a nie dla siebie. Z tego, czy zauważyliśmy obok siebie głodnych i nagich, skrzywdzonych i szukających pomocy i czy umieliśmy się z nimi podzielić naszym czasem i talentami, naszym sercem i uśmiechem; czy umieliśmy wybaczyć wyrządzone krzywdy i czy pomagaliśmy innym.
Marian już dawno odkrył, że szczęście tkwi w dawaniu i że radość przynosi człowiekowi życie dla innych, a nie dla siebie. Śpieszył się, więc kochać ludzi. Nie żałował swoich sił, czasu i serca ani rodzinie, ani przyjaciołom, ani wielkiej polskiej społeczności w Australii. Czynił to skromnie, pokornie, nie czekając na wdzięczność czy uznanie. Nie potrafił odmówić pomocy, więc korzystaliśmy z niej wszyscy. Nie pieściliśmy Mariana, nie litowaliśmy się nad nim, nie interesowaliśmy się ani jego samopoczuciem, ani przykrościami, których mu przecież nie brakowało. Nie czekał jednak na współczucie; nie domagał się przeprosin i nie oczekiwał wdzięczności, a okazaną mu życzliwość przyjmował pięknym uśmiechem. Był przekonany, że inni bardziej potrzebują pomocy, aniżeli on sam. Był wielki w tym swoim dzieleniu się sobą, w życiu dla innych, w ustawicznej trosce o naszą polską społeczność, z której był dumny i którą tak skutecznie promował w Polsce i w Australii.
Lubiliśmy go, bo w każdym z nas szukał dobra i potrafił je znaleźć. Był dla nas wielkim Bożym darem i na długo nim pozostanie. Bóg, będąc nieskończoną miłością, objawiał nam siebie w życiu Mariana i w jego ofiarnej, pogodnej służbie.
Nasze ludzkie życie to ustawiczna droga; droga odkrywania prawdy o sobie samym, droga pełna wybojów i utrudzenia w codziennych niełatwych relacjach z ludźmi; droga śmiałych planów, oczekiwań i nadziei i droga przykrych zawodów i porażek; droga, na której ciągle trzeba uważać, by nie pobłądzić, by nie stracić z oczu drogowskazów, kierunku i zasad… droga powolnego odkrywania Boga i pokornego zawierzania siebie i swoich bliskich Jego miłości… droga od narodzin po grób, droga w ramiona czekającego nas Ojca.
To między innymi tutaj – w tym Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, które Marian sam wybrał na swój pogrzeb; ale także w swojej chorobie, przyjętej z pokorą serca; w cierpieniu i bezradności, jakich w ostatnim roku doświadczał; ale przede wszystkim w bezinteresownej służbie dla innych utwierdzał się Marian w prawdzie, że choć życie nasze na tej ziemi wcześniej, czy później dobiegnie kresu, to w rzeczywistości nie ustaje i nie kończy się grobem, ale przechodzi w niekończące się trwanie. Marian głęboko wierzył w prawdę, że wszyscy mamy ciągle aktualne, ciągle otwarte zaproszenie do domu Ojca. A być razem z Bogiem, to perspektywa wieczności, jaką roztacza przed nami Zwycięzca śmierci, Jezus Chrystus; perspektywa wieczności, za którą przecież wszyscy – jakże często nieświadomie – tęsknimy; której na tej ziemi ustawicznie szukamy i ku której zmierzamy każdym uderzeniem serca.
Marian był głęboko wierzącym człowiekiem. W ciężkiej chorobie Bóg pozwolił mu doświadczyć swojej wyjątkowej bliskości, która wlała w jego serce i duszę niezwykły pokój, wyzwoliła go z wszelkich lęków i buntów, rozjaśniała mroki śmierci, dała odpowiednie siły do skomplikowanych operacji i mimo cierpień i zbliżającego się końca, obdarzyła go pogodą ducha. Pomagała mu cenić sobie każdy wschód słońca, każdy dzień i każdy uśmiech swoich bliskich. To odczucie Boskiej bliskości, którym się ze mną szczerze podzielił, dało mu też głęboką mądrość, by przygotować żonę, synów, rodzinę i przyjaciół na swoje odejście z tej ziemi.
Żegnamy go przy ołtarzu Mszą świętą. Eucharystia ze swej natury jest dziękczynieniem składanym wraz z Chrystusem Wszechmogącemu Bogu. Tym największy naszym skarbem dziękujemy dziś Bogu za Mariana. Dziękujemy za jego miłość i oddanie, za jego poświęcenia i zatroskanie o innych, za jego długoletnią pracę społeczną i dawany nam przykład. Ale przede wszystkim dziękujemy za jego wiarę oraz za to, że w tej wierze wytrwał do końca swoich ziemskich dni. To właśnie wiara dawała mu moc, rozświetlała mroki śmierci i budziła nadzieję życia, które się nie kończy. Podziękujmy Bogu także za zasiane przez Mariana dobro, które będzie nadal owocować.
Msza święta to także Ofiara. Zostawił ją nam Chrystus odchodząc z tej ziemi i prosił, żebyśmy ją sprawowali aż do skończenia świata, żebyśmy nią uobecniali Jego krzyżową ofiarę, złożoną za wszystkich ludzi i żebyśmy Mszą świętą głosili sobie i światu Jego śmierć i zmartwychwstanie. Podczas tej Eucharystii Chrystus składa siebie w ofierze za Mariana. W każdej Mszy świętej Chrystus zaprasza nas także, byśmy przy eucharystycznym stole karmili swe dusze Jego Ciałem, Jego Krwią i Jego Prawdą o życiu wiecznym. Kto uwierzy w Chrystusa, kto mu zaufa, poda rękę, nie umrze, będzie żył na wieki.
„Głupcom wydaje się, że ludzie umierając i zapadają się w nicość” – stwierdza czytana przy trumnie Mariana objawiona mądrość Starego Testamentu – oni żyją nadal, trwają w pokoju i nie dosięgnie ich męka.
Nie traktujmy Mariana jak unicestwionego, nieistniejącego, kogoś, po kim zostanie garść prochu, bo on nadal żyje. Wyzwolony z materialnych, fizycznych ograniczeń żyje teraz pełniej, wolniej i piękniej; może nadal kochać i to mocniej i goręcej, bo już bez ziemskich ograniczeń. Nie przestanie się troszczyć o Basię, o swoją rodzinę i o nas wszystkich. Przed swoją śmiercią nam to obiecywał. Z przekonaniem i pełną świadomością o tym mówił i to obiecywał tak Basi jak i synom.
Żegnaj drogi Marianie, nasz druhu i bracie. Odpocznij już od swych trudów w ramionach nieskończonej, miłosiernej miłości, której na ziemi ciągle szukałeś, której umiałeś zaufać i na którą zawsze pokornie liczyłeś…
Bądź uwielbiony Miłosierny Boże w życiu, chorobie i śmierci oraz w długoletniej, ofiarnej służbie śp. Mariana.
Link do transmisji Mszy św. pogrzebowej św. Mariana Pawlika OAM z dnia 8 sierpnia 2020 w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Keysborough znajduje się pod adresem: https://youtu.be/IIYHoDFKufI