Stara legenda opowiada, że pewnego razu zebrały się zwierzęta i zaczęły bardzo narzekać na ludzi: – Oni zabierają mi wszystko mleko – skarżyła się krowa, a mnie wszystkie jajka – gdakała kura, mnie zabierają moje ciało i je zjadają „wychrumkała” świnia, a na mnie polują, by wypić wszystek olej, jaki posiadam – zamruczał wieloryb. Na końcu zabrał głos ślimak: – Ja mam coś, co oni bardzo chcieliby posiadać, coś co ludzie zabraliby mi na pewno, gdyby tylko mogli: – Ja mam czas!

Starzejący się człowiek ma zazwyczaj coraz więcej czasu dla siebie – jak powiadamy. Nie musi już zrywać się o świcie i gonić do pracy, a potem jeszcze załatwiać dziesiątki spraw narzucanych przez coraz szybsze tempo życia. Jest to wielka szansa i wielkie niebezpie­czeństwo zarazem. Wielka szansa: dla człowieka, który umie mądrze wypełnić swój czas, obecny czas zgodnie ze swoimi możliwościami. I wielkie niebezpieczeństwo, gdy podarowany czas wiać pustką zaczyna przemieniającą się nieuchronnie w śmiertelną nudę. A dzieje się tak wtedy, gdy człowiek nie umie lub nie chce wypełnić go coraz to nowymi treściami. Niebezpieczeństwu temu zapobiega bardzo skutecznie religia i wiara, której dojrzewaniu okres starzenia sprzyja więcej niż inne etapy życia.

W obliczu więc takich faktów jak: zakończenie działalności zawodowej, usamodzielnienie się dzieci, pojawiające się dolegliwości konieczność rezygnacji z wielu przyjemności, kurczące się grono przyjaciół i znajomych – w oblicza takich i tym podobnych faktów nie można uniknąć zasadniczego pytania: Po co żyć? Nikt mnie już przecież nie potrzebuje. Stałem się kłopotem dla dzieci, ciężarem dla społeczeństwa. Jaki więc sens ma teraz moje życie? Bez jasnej i przekonywującej odpowiedzi na to fundamentalne pytanie nasuwające się, gdy starość przychodzić zaczyna, nie można żyć w wewnętrznym pokoju i w radości, co więcej – wcale żyć nie można. Zwrócił na to uwagę znany psycholog austriacki Wiktor Franki. Obserwował on swoich kolegów – współwięźniów w Oświęcimiu i przekonał się, że najszybciej umierali ludzie, którzy się załamali i stracili wiarę w sens życia w obliczu okrucieństwa i strasznych warunków obozowych zgotowanych człowiekowi przez człowieka. I na odwrót, największe szanse przeżycia mieli ludzie, którzy nie utracili wiary w sens swego życia i w wartości, którym dotychczas służyli. Miał rację Nitzsche, gdy pisał: „Kto wie, dlaczego ma żyć, potrafi przetrzymać wszystko”.

Pytanie o sens życia, gdy trzeba się żegnać z tak wieloma sprawami stanowiącymi dotychczas samo jego sedno zwraca w sposób naturalny uwagę człowieka na religię i na jej funkcję w życiu, na wiarę i na Boga. Zaczyna on odkrywać na nowo prawdy jakoś i przedtem mu znane, których jednak nie potrafił przeżyć wystarczająco głęboko. Teraz, starzejąc się, ma szanse odczuć niejako i osobiście doświadczyć wszechobecności Boga Stworzyciela i usłyszeć wreszcie Jego radosne przecież pouczenie: Stworzyłem cię dla nieba, gdzie będziesz już zawsze szczęśliwy, gdzie otrę z twych oczu wszelką łzę, a śmierci już tam nie będzie ani żałoby, ni krzyku, ni trudu, bo pierwsze rzeczy przeminęły. Życiem na ziemi obdarowałem cię po to, byś wysłużył sobie tę wspaniałą przyszłość, wypełniając je aż do końca z własnego wyboru. Wśród samotności podeszłego wieku, pośród bólu, choroby i niedostatku – dojrzewasz do wieczności-do dobrej wieczności. Nie będę ci tłumaczył – mówi Bóg – dlaczego potrzebna ci ta choroba, to opuszczenie, ten smutek – bo to bezcelowe. Czyż można wyjaśnić dziecku, że bolesny zastrzyk, którego tak bardzo się boi, jest konieczny dla zdrowia? Więc mi po prostu zaufaj! To ja utkałem cię w łonie twej matki, to ja tak cudownie cię stworzyłem. Znam twoją duszę i nie tajna mi twa istota. Oczy moje widziały cię, gdy w ukryciu powstawałeś. Zaufaj mi – mówi Pan.

Poprzez nieunikniony proces starzenia przemawia do ciebie Bóg i wzywa, byś odkrywał go na dziwnych, a być może nawet niezrozu­miałych drogach życia, które już chyli się ku wieczorowi. Przemawia też do ciebie Bóg przez nieuniknione w twym wieku słabości. Gdy byłeś młody, silny i zdrowy, wydawało ci się, że sam wszystko potrafisz. Zapomniałeś, być może, o prawdzie, że wszystko, czym jesteś, co masz i mieć możesz – Pan ci podarował. Rozum i inteligencję, która była ci kluczem w rozwiązywaniu problemów, i silne mięśnie, i wytrwałość woli, i zdolność odczuwania tego, co przyjemne, i przeżycia radości z widocznych osiągnięć, z cudu oczu dziecięcych śmiejących się do ciebie. Gdy byłeś młody, jakże często zapominałeś o Źródle, z którego spłynęły te wszystkie bogactwa na ciebie.

Teraz, gdy przychodzi starość, a z nią słabość i bezradność zakrada się w twe życie, zaczynasz, być może lepiej rozumieć, żeś od Boga zależny. Czujesz i doświadczasz swej niewystarczalności i coraz głębiej uświadamiasz sobie, że ani chwili nie możesz dołożyć do dni twego życia, które Bóg od wieków dla ciebie zaplanował. Tak więc niemoc nadchodzącej starości ubogaciła cię prawdą o sobie.  Odkryłeś, że jesteś stworzeniem, że jesteś wędrowcem zdążającym do domu Ojca drogami przez Niego wytyczonymi, że wszystko, co się wydarzyło w twym życiu i jeszcze wydarzyć się może, wiedzie cię do celu. Twoja wiara dojrzała. Stałeś się pełniejszym człowiekiem. Zrozumiałeś, być może to, o czym tak pięknie opowiada Mędrzec w Mądrości Syracha:

„Pan stworzył człowieka z ziemi
i znów go jej zwróci.
Odliczył ludziom dni i wyznaczył czas odpowiedni
oraz dał im władzę nad tym wszystkim, co jest na niej.
Przyodział ich w moc podobną do swojej
i uczynił ich na swój obraz.
Uczynił ich groźnymi dla wszystkiego stworzenia,
aby panowali nad zwierzętami i ptactwem.
Dał im wolną wolę, język i oczy, uszy i serce zdolne do myślenia.
Napełnił ich wiedzą i rozumem, o złu i dobru ich pouczył.
Położył oko swoje w ich sercu,
aby im pokazać wielkość swoich dzieł…(17)
Liczba dni człowieka –
jeśli wiek jego jest długi – dosięga stu lat
jak kropla wody zaczerpnięta z morza lub ziarnko piasku,
tak jest kilka lat wobec dnia wieczności.
Dlatego Pan cierpliwy jest dla ludzi
i wylał na nich swoje miłosierdzie (18)”.