Nasi rodacy w Polsce nadchodzący tydzień spędzą przed telewizorami kibicując głównie polskim skoczkom narciarskim walczącym o medale na trwających obecnie Mistrzostwach Świata w Narciarstwie Klasycznym. W Trondheim, bo to norweskie miasto jest gospodarzem Mistrzostw Świata, rozdanych zostanie 27 kompletów medali w biegach narciarskich, skokach narciarskich i kombinacji norweskiej. Większość polskich kibiców twierdzi, że polska reprezentacja wróci w tym roku z Norwegii bez medalu, ale w duszy chyba każdy ma nadzieję na przebudzenie się naszych skoczków narciarskich i wywalczenie choć jednego, upragnionego medalu. Pierwsza taka szansa będzie jutro, podczas konkursu skoków na normalnej skoczni.

Jeśli padło już słowo jutro, czyli 2 marca, to szybko zmieniam dyscyplinę, by w dzisiejszej audycji wspomnieć wyjątkowego jubilata. Gdyby był z nami swoje 104 urodziny obchodziłby „trener tysiąclecia” – Kazimierz Górski.

Choć od śmierci Kazimierza Górskiego minie w maju już 15 lat, to niemal przy każdej dyskusji o futbolu do dziś Polacy przerzucają się jego złotymi myślami. Zdania typu „Piłka jest okrągła, a bramki są dwie”; „Tak się gra, jak przeciwnik pozwala” czy „Im dłużej my przy piłce, tym krócej oni” najlepiej oddają to, co Kazimierz Górski przekazał swoim podopiecznym: „Piłka to prosta gra. Nie potrzeba do niej filozofii”. I jednocześnie podkreślał, że na boisku trzeba dać z siebie wszystko. Tylko tyle. I aż tyle.

W młodości nazywano go „Sarenką”, bo mimo drobnej budowy ciała był bardzo szybkim, zwinnym i sprytnym napastnikiem, a przy tym bardzo walecznym. Od dziecka w uszach brzmiały mu słowa ojca, Maksymiliana, który powtarzał: „Lwowiak, jeśli poddał się, znaczy – już go nie ma”. A młody Kazimierz wziął sobie to zdanie do serca i zapamiętał. Ten „lwowski honor” towarzyszył mu całe życie.

Już w wieku 15 lat dumnie reprezentował barwy RKS-u Lwów. Dość szybko doceniono jego wartość. Na meczu ze słynną Pogonią Lwów po jednej akcji Górskiego austriacki trener krzyczał po niemiecku: To jest drugi Wilimowski! Porównanie do swojego idola Ernesta Wilimowskiego, który w 1938 roku strzelił na Mistrzostwach Świata we Francji cztery bramki Brazylijczykom, z pewnością spodobało się Kazimierzowi Górskiemu, ale woda sodowa nie uderzyła mu do głowy. W 1939 roku zdążył jeszcze znaleźć się w drugiej reprezentacji Lwowa. Niestety, i w życie prywatne, i w piłkę wkroczyła wojna, przerywając świetnie zapowiadającą się karierę piłkarską młodego Kazimierza. Aby utrzymać się przy życiu, w czasie wojny pracował we lwowskich warsztatach kolejowych. Piłka wróciła do Lwowa w 1944 roku, jednak Górski zgłosił się na ochotnika do polskiego wojska i tak w polskim mundurze dotarł do Stolicy i już w niej pozostał.

W Warszawie od 1945 roku do 1953 roku był piłkarzem CWKS Legii. Tutaj też w 1948 roku zagrał w swoim jedynym w reprezentacji Polski meczu międzypaństwowym. I choć nasi przegrali z Danią aż 0:8, Górskiego nie zraziło to do piłki. Swoje życiowe powołanie Kazimierz Górski odnalazł na ławce trenerskiej.

Jeszcze jako aktywny zawodnik prowadził rezerwy Legii. W latach 1952–1953 był instruktorem na wakacyjnych centralnych obozach juniorów. W 1953 został asystentem pierwszego trenera Legii, a rok później samodzielnym trenerem Marymontu Warszawa. Kolejne lata to praca trenerska w różnych klubach ligowych, by w 1966 roku objąć funkcję trenera reprezentacji młodzieżowej do lat 23. 1 grudnia 1970 roku został selekcjonerem pierwszej reprezentacji Polski.

Okazało się, że Kazimierz Górski jak mało kto nadaje się do tej roli. Polacy przekonali się o tym, kiedy drużyna Górskiego na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium w 1972 roku zdobyła złoto! A potem, gdy w eliminacjach do Mistrzostw Świata odprawiła z kwitkiem Anglików. I to na ich terenie, na słynnym Wembley! Ten „zwycięski remis” poszedł w świat. Kropką nad „i” okazał się mundialowy turniej, na którym dziennikarze z całego świata wychwalali „radosny, ofensywny polski futbol”. I jednym głosem podkreślali, że gdyby nie ten nieszczęsny „mecz na wodzie” z  RFN, to w wielkim finale walczyliby Biało-Czerwoni. Na szczęście wygrana z Brazylią i tytuł trzeciej drużyny świata, dały równie ogromną radość wszystkim Polakom.

Jak skromny Lwowiak tego dokonał? Jeden z Orłów Górskiego, słynny bramkarz Jan Tomaszewski, twierdził, że Kazimierz Górski miał „futbolowy rentgen”, dzięki temu z każdego ze swoich podopiecznych wydobywał to, co najlepsze. Potrafił scalić zespół, a piłkarzy łączył szacunek do trenera, który miał zasady i je egzekwował, ale był też wyrozumiały dla ludzkich słabości. Nieraz wspominali, że jest dwunastym zawodnikiem i żartowali, że mają łatwiej, bo rywale grają jedenastoma piłkarzami, a u nich jest o jednego więcej.

Po zakończeniu pracy z reprezentacją Polski wyjechał do Grecji trenować kluby tamtejszej ligi, a po powrocie do kraju był działaczem PZPN-u.

Kazimierz Górski zmarł 23 maja 2006 roku po ciężkiej chorobie nowotworowej, w wieku 85 lat. Spoczął w Alei Zasłużonych na cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie (A29-tuje-8). W pogrzebie Górskiego uczestniczyli m.in. prezydent Polski Lech Kaczyński i prezydent FIFA Joseph Blatter. Mszę pogrzebową odprawił prymas Polski kard. Józef Glemp. Na nagrobku Kazimierza Górskiego jest wykonana z brązu piłka z nazwami najważniejszych dla niego miejsc -Lwów, Warszawa, Wembley, Monachium, Ateny.

 

Tekst ukazał się w Radiu 3ZZZ w dniu 01.03.2025 roku:

 

Mój blog: w drodze na Alderaan

Facebook: www.facebook.com/gosia.pomersbach

 

 

 

(fot. Lincoln Spaulding / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)