W 1851 roku w Londynie odbywała się pierwsza Wystawa Światowa. Na wystawę tę przybył z Nowego Jorku nowo wybudowany szkuner America, z Johnem Stevensem, komandorem New York Yacht Club (NYYC), na pokładzie. Amerykanie, którzy zawsze byli chojrakami, gdy tylko pojawili się w Londynie zaczęli szukać sportowej „zaczepki” oznajmiając, że mają najlepszą łódź regatową i żaden „Brytol” im nie podskoczy.
Londyńczycy potraktowali Jankesów z angielską flegmą i puszczali te zaczepki mimo uszu. Ale Amerykanie rzucali swoje wyzwanie co raz głośniej i zaczęli je wręcz publikować w gazetach.
Dopiero po uszczypliwym artykule w prasie gentlemani z Royal Yacht Squadron postanowili pokazać co znaczy być morską potęgą z tradycjami i zaprosili jacht America do wyścigu wokół wyspy Wight.
Był to jeden z kilku rozegranych w tych dniach wyścigów, jednak tylko ten bieg określono jako „Otwarty dla jachtów należących do klubów wszystkich narodów” (Open to Yachts belonging to the Clubs of all Nations). W ten sposób 22 sierpnia 1851 roku odbyły się pierwsze w historii oficjalne regaty międzynarodowe. Nagrodę w wyścigu stanowił jeden z kilku srebrnych dzbanków – pucharów, kupionych u londyńskiego jubilera Roberta Garrarda.
Ku zdziwieniu Anglików okazało się, że jankeskie zapowiedzi nie były bezpodstawne. America wygrała regaty, ale ponieważ ominęła jeden ze znaków, nie było jasne czy nie zostanie zdyskwalifikowani. Gościnni Londyńczycy wycofali jednak protest i srebrny puchar popłynął do Ameryki. Załoga i właściciele jachtu America przekazali trofeum rodzimemu klubowi New York Yacht Club (NYYC) do czasu aż ktoś zdoła mu ten puchar odebrać w sportowej walce. W taki sposób narodziła się legenda najstarszego i najbardziej pożądanego trofeum sportowego na świecie – Pucharu Ameryki.
Oczywiście po „Stary Kubek” (Auld Mug), jak potocznie jest on nazywany, pierwsi zgłosili się Brytyjczycy. Jednak z powodu wojny secesyjnej przygotowania trwały aż do 1870 roku. I w tych regatach zwyciężyli ponownie Amerykanie, którzy z dumą pozostawili puchar w swojej klubowej gablocie.
Kolejne regaty odbywały się nieregularnie. Zgodnie z tradycją ogłaszano ich termin jeśli pojawili się śmiałkowie, którzy rzucali wyzwanie przedstawicielom zwycięskiego klubu. Ale pomimo licznych zmian w formule wyścigu, udoskonaleń kolejnych konstrukcji jachtów i wydawania setek milionów dolarów, w każdej kolejnej edycji regat zwyciężali Amerykanie. Jednak od 1962 roku wyzwanie Nowojorskiemu Klubowi Jachtowemu zaczęli rzucać już nie Brytyjczycy lecz Australijczycy. Najpierw z Royal Sydney Yacht Squadron, a po nim z Royal Perth Yacht Club, którym to po raz pierwszy w historii udało się pokonać Amerykanów. Po 132 latach spokojnego spoczynku na honorowej półce nowojorskiego klubu jachtowego Puchar Ameryki popłynął do nowych zdobywców z australijskiego Perth. Było to przełamanie najdłuższego pasma sukcesów w dziejach sportu.
Wydarzenie to, oraz pomyślna próba „odbicia” przez Amerykanów pucharu w 1987 roku, stały się podstawą scenariusza filmu Wiatr (Wind 1992r). To właśnie dzięki niemu po raz pierwszy zetknęłam się z tymi regatami i z ciekawością zaczęłam wypatrywać kolejnych edycji America’s Cup, i kolejnych zwycięzców tych regat.
Film ten pokazuje też kulisy tych zawodów łącznie z ich ciemną finansową i prestiżową stroną, ale to co mi się w filmowej historii najbardziej spodobało to ukazanie rewolucyjnych wręcz zmiany w technice, technologii budowy jachtów, jak i w wiedzy o zjawiskach zachodzących podczas żeglowania. To też wspaniała walka żeglarzy w czasie regat i oczywiście te wielkie, piękne żagle jachtów rozbijających dziobami morskie fale.
Ten utracony przez Australijczyków puchar postanowili zdobyć już rok później Nowozelandczycy. Do obrony trofeum w 1988 roku Amerykanie wystawili do regat katamaran, który bez problemu wygrał z tradycyjnym jednokadłubowcem Nowozelandczyków. Kontrowersji z tym związanych było tak wiele, że strony spotykały się nawet na sali sądowej. Ostatecznie, aby pozbyć się wszelkich niedomówień, postanowiono stworzyć nową klasę jachtów na potrzeby pucharu – International America’s Cup Class. Oczywiście nasi sąsiedzi z Nowej Zelandii postanowili nie dać za wygraną i ostatecznie „Stary Kubek” wywalczyli po raz pierwszy w 1995 roku. W tym roku Royal New Zealand Yacht Squadron wygrał America’s Cup po raz piąty w tym trzeci raz z rzędu.
37 edycja tej imprezy została rozegrana na hiszpańskich wodach w okolicy Barcelony od 12 do 21 października. Rywalem broniącego tytuł nowozelandzkiego jachtu Taihoro, została Britannia, reprezentująca Royal Yacht Squadron of the United Kingdom, która wygrała eliminacje – Louis Vuitton Challenger Selections Series. Kiwi pokonali brytyjskich żeglarzy zdecydowanie 7 do 2, a całą rywalizację można było śledzić live w Internecie, w jakości HD, mając pokazywane wszystkie interesujące dane dotyczące tego co dzieje się w wyścigach, podgląd kabin skipperów i super fachowy komentarz.
I wiecie co? Po raz pierwszy nie było u mnie tego zachwytu żaglami, emocji sportowej rywalizacji, podziwu dla technicznych innowacji. Gorzej, te kosmiczne maszyny napędzane potężnymi płatami i unoszące się nad wodą na hydroskrzydłach po prostu mnie rozczarowały i zanudziły.
Dla mnie to już nie było regatowe żeglarstwo, gdzie podziwiam zręczność i szybkość, inteligencję i odwagę każdego z członków załogi, zachwycając się przy tym pięknem mknącego po falach jachtu. To było coś bliżej ścigania się dwóch bolidów formuły F1, czy wręcz nudnej wersji Top Gun. I choć ucieszył mnie triumf załogi z Nowej Zelandii, to zatęskniłam za naszymi regatami Sydney – Hobart. Dobrze, że je mamy i to w takiej otwartej formie, gdzie żagle są żaglami, załoga uwija się przy linach na pokładzie, a morskie fale rozbijają się o dzioby odważnych jachtów, walczących z naturą i własną ułomnością.
Tekst ukazał się w Radiu 3ZZZ w dniu 02.11.2024 roku:
Mój blog: w drodze na Alderaan
Facebook: www.facebook.com/gosia.pomersbach