Za nami wielkie emocje tenisowe, więc jest to dobry czas na małe posumowanie tegorocznego Australian Open. A, że mieliśmy w tym roku wiele okazji do radości, satysfakcji i dumy, to wszyscy wiemy. Do tych pozytywów dorzucę jednak trochę moich krytycznych uwag związanych ze startami polskich tenisistów na melbourniańskich kortach.

Zacznę od największego wygranego i jednocześnie największego przegranego, czyli finalisty gry podwójnej, Jana Zielińskiego.

Nasz 26 letni tenisista w zasadzie od początku swojej drogi tenisowej specjalizuje się w deblu i mikście. Już jako 17. latek w 2014 roku, razem z Kamilem Majchrzakiem i Hubertem Hurkaczem, zajął drugie miejsce w drużynowych mistrzostwach Europy juniorów. Na igrzyskach olimpijskich młodzieży, rozgrywanych w tym samym roku w Nankinie, zdobył złoty medal w grze mieszanej, występując w parze ze Szwajcarką Jill Teichmann.

W seniorskiej karierze Jan Zieliński największe sukcesy odnosił na Mistrzostwach Polski, wielokrotnie zdobywając tytułu mistrza kraju w grze podwójnej i mieszanej.

W 2021 roku wygrał pierwszy w swojej karierze turniej rangi ATP Tour w grze podwójnej. Startując w parze z Hubertem Hurkaczem, zwyciężył w turnieju w Metz, w finale pokonując Hugo Nysa i Arthura Rinderknecha (7:5, 6:3). 2022 rok rozpoczął w parze z  Włochem Andreą Vavassorim, ale szybko jego stałym partnerem deblowym został tenisista z Monako Hugo Nys. I na pewno dla polskiego tenisisty był to bardzo dobry krok, bo wspólne występy z Hugo Nys zaczęły przekładać się na bardzo dobre wyniki. Zieliński i Nys wygrali w zeszłym roku ponownie turniej w Metz, osiągnęli 2 rundę na Wimbledonie i 3 w Roland Garros. Ten sezon rozpoczęli w Adelajdzie i choć w pokonanym polu zostawili taki debel jak Khachanov i Rublev to jednak oba turnieje w Południowej Australii zakończyli na 2 rundzie rozgrywek. W Melbourne okazali się jednak rewelacją taką samą jak australijscy zdobywcy pucharu, Hijikata i Kubler.

Kto nie oglądał meczów Zielińskiego i Nysa na tegorocznym AO niech żałuje. Sam finał był świetną promocją gry deblowej ze wszystkimi fajerwerkami tych rozgrywek, szybkimi wymianami przy siatce, lobami, minięciami, długimi wymianami podań i radością z wygranych piłek. Duetowi Polsko – Monakijskiemu, by pokonać Australijczyków, zabrakło trochę świeżości i szybkości, ale za występ i wynik osiągnięty w Melbourne należą się Janowi Zielińskiemu duże brawa.

Półfinał Magdy Linette to chyba największa niespodzianko tegorocznego turnieju kobiet w AO. Poza pierwszą rund gdzie przeciwniczką polskiej tenisistki była Egipcjanka Mayar Sherif sklasyfikowana na 50 pozycji rankingu WTA, czyli tylko parę oczek niżej niż tenisistka z Poznania, w każdej kolejnej rundzie Magda Linette trafiała na rozstawioną rywalkę, która ostrzyła sobie zęby na szlema w Melbourne.

Miałam okazję oglądać Magdę na żywo już w czasie United Cup w Brisbane i choć większości kibiców była to nieznana zawodniczka, to Magda prezentowała się bardzo dobrze i powiem, że patrząc na poziom jej gry, stawiałam na finał Polki w turnieju w Hobart. Niestety Magda Linette zaskoczyła, pewnie nie tylko mnie, swoją porażką już w pierwszej rundzie z Belgijką Van Uytvanck. Po sprawdzeniu więc drabinki Magdy w AO nie wróżyłam jej dużego sukcesu w Melbourne.

Cztery lata temu Magda Linette pokonała w Hobart Marię Sakkari, by w kolejnej rundzie ulec notowanej na 343. pozycji kwalifikantce Greet Minnen. Przed tegorocznym AO na swojej liście zwycięstw Magda Linette miała już takie zawodniczki jak Jeļena Ostapenko, Swietłana Kuzniecowa, Naomi Ōsaka, Sofia Kenin, czy wreszcie rok temu dopisana w Paryżu Ashleigh Barty. Często jednak tym zwycięstwom towarzyszyły jej przegrane w następnych rundach ze słabszymi zawodniczkami. Choć trzeba przyznać, że polska tenisistka ma pech do trafiania w pierwszych rundach turniejowych drabinek na najlepsze zawodniczki. Może więc brak słabych zawodniczek był tym dodatkowym motorem napędowym dla Polskiej tenisistki na kortach w Melbourne? Może. Jednak, za półfinał, grę, emocje i postawę Magdy na tegorocznym AO należą się jej zasłużone podziękowania.

Po tym półfinale zapanowała w polskich media Magdo-mania, więc możecie państwo znaleźć w mediach wiele ciekawostek i plotek z nią związanych. Ja tylko wspomnę o tych sportowych, które mniej interesują dzisiejsze media, a jest to turnieju w amerykańskim Lexington w 2020 roku, gdzie  w deblowej w parze z Jessicą Pegulą, Magda Linette wygrała z parą Aryna Sabalenka-Jennifer Brady (6:4, 4:6, 10–8). Natomiast jej singlowe zagranie z tego turnieju zwyciężyło w plebiscycie WTA na najlepsze zagranie roku 2020. Po tegorocznym AO Magda znalazła się w prestiżowym gronie tenisistek i tenisistów uhonorowanych przez organizatorów turnieju. Polska tenisistka została wyróżniona w kategorii „najpiękniejsza radość turnieju” za jak napisali organizatorzy: „Pure joy on her face”.

Czas na Huberta Hurkacza.

Mam nadzieję, że tegoroczna 4 runda AO będzie swoistym odczarowanie twardych kortów w Melbourne dla polskiego tenisisty, który do tej pory nie mógł zaliczyć występów na Antypodach do najbardziej udanych. W tym roku Hubert walczył w Melbourne wspaniale. Pięciosetowe pojedynki z Sonego, Shapovalovem i ten przegrany z Sebastianem Kordą coś kapitalnego. Zwłaszcza super tie-break z Kordą… Oj, jak mało zabrakło do wygranej Hubertowi! Zresztą Korda to też jedna z największych rewelacji tegorocznego AO, a Novakowi Djokovicowi uczciwie trzeba pogratulować wygranej i 10 tytułu w Melbourne.

I na końcu została Iga Świątek.

Tak szybko zrobiliśmy się kapryśni i wymagający, że odpadnięcie w 4 rundzie uważamy za przegraną. No, ale ten mecz Idze naprawdę nie wyszedł. Choć Jelena Rybakina zagrała super w finale i naprawdę niewiele zabrakło jej do zwycięstwa w meczu o puchar z Aryną Sabalenką, to w meczu z Igą Świątek była kazachska tenisistka zdecydowanie do ogrania. To tylko pokazuje jakie możliwości tkwią w Idze Świątek, a jednocześnie uwidacznia miejsca, nad którymi zdecydowanie musi jeszcze pracować nasza 1. światowego rankingu.

Na koniec mniej optymistycznie, ale z nadzieją, że w następnych odsłonach sezonu będzie już tylko lepiej. Niestety poza naszą najlepszą 3 singlistów Świątek, Linette i Hurkaczem oraz Jankiem Zielińskim, który już w ubiegłym roku skutecznie zaczął pukać do drzwi światowej czołówki deblistów, nikt z pozostałych polskich tenisistów nie zdołał przebić się do turnieju głównego przez fazę eliminacji, bądź do niej się nawet nie zakwalifikował. Tu można mieć trochę pretensji do organizatorów, którzy jak co roku bez pardonu zapełniają wszystkie możliwe miejsca w eliminacjach, bądź obdarowują dzikimi kartami swoich zawodników, ale taki to już przywilej gospodarzy. Tu największym przegranym był Łukasz Kubot, który jako zwycięzca AO i Wimbledonu w grze podwójnej sprzed kilku lat, liczył na dziką kartę w turnieju deblowym, ale jego miejsce dostało się Hijikacie i Kublerowi – późniejszym australijskim zwycięzcom debla.

Łukasz stara się wrócić do touru po kontuzji i bardzo słabym zeszłorocznym sezonie, a że nasz najbardziej utytułowany deblista nie jest młodzieniaszkiem to niestety czas pracuje na jego niekorzyść. W Melbourne pozostało mu tylko dzielnie kibicować na trybunach naszym tenisistom i towarzyszyć im w sparingach.

Australian Open za nami, ale mam nadzieję, że to dopiero początek wielkich emocji i świetnych wyników naszych tenisowych gwiazd w tym roku. Mam też nadzieję, że nasza tenisowa „druga linia”, podbudowana sukcesami najlepszych, będzie szybko goniła tenisową czołówkę i w kolejnych odsłonach tenisowego touru będziemy mogli z przyjemnością oglądać zdecydowanie liczniejszą reprezentację polskich tenisistów. A Magdzie, Idze, Hubertowi i Jankowi dziękujemy za piękny turniej i emocje jakie nam dostarczyli.

#Jazda kochani!

 

Tekst ukazał się w Radiu 3ZZZ w dniu 04.02.2023 roku:

 

Mój blog: w drodze na Alderaan

Facebook: www.facebook.com/gosia.pomersbach

 

AO, Melbourne (fot. Mariusz Han SJ)