Dzisiejszą sportową audycję chce zacząć od małego dopowiedzenia do informacji o niedawnych meczach reprezentacji polski w piłce nożnej, o których mówiłam w ostatniej audycji. Mimo słabych występów z Włochami (0:1) i Holandią (1:2) selekcjoner naszej narodowej reprezentacji,  Jerzy Brzęczek, utrzymał trenerskie stanowisko. Poprowadzi on reprezentację w marcowych meczach eliminacji mistrzostw świata i prawdopodobnie także na Euro 2021.

Do sztabu szkoleniowego ma dołączyć Łukasz Piszczek, świetny piłkarz grający od 10 lat w Borussii Dortmund, który listopadzie zeszłego roku zakończył swoją karierę reprezentacyjną. Sztab przed mistrzostwami Europy ma się również poszerzyć o kilku nowych analityków. Natomiast z drużyną narodową ma się rozstać psycholog Damian Salwin, bliski współpracownik Jerzego Brzęczka.

Selekcjoner i nasi reprezentanci czekają teraz na poniedziałek, 7 grudnia. Tego dnia odbędzie się losowanie eliminacji mundialu 2022, który odbędzie się w Katarze.

***

Zostaniemy jeszcze przy piłce nożnej, bo nie wypada choć w kilku słowach nie wspomnieć o Diego Maradonie, który zmarł  tydzień temu.

Maciej Szczęsny, były bramkarz reprezentacji Polski, na łamach Przeglądu Sportowego tak go wspomina: „Kwintesencją, tego, kim był Maradona piłkarz i człowiek jest ćwierćfinał MŚ w Meksyku w 1986 roku. Przy pierwszym golu, strzelonym ręką, dokonał oszustwa. (…) Przy drugim golu objawił się jego geniusz absolutny. Maradona był niejednoznaczną, wielowymiarową postacią. Dla młodzieży startującej w życie z biedy jest przykładem, że dzięki talentowi i pracy można dojść do wielkich pieniędzy. Tylko on nie wiedział, kiedy i gdzie się zatrzymać. Potrafił irytować, ale jako piłkarz był geniuszem”.

Wszystkim miłośnikom filmu, polecam świetny dokument pt: „Diego”, który w zeszłym roku gościł w kinach, a obecnie można kupić na DVD lub zobaczyć w internecie. To film o Diego i o Maradonie, film o geniuszu piłki i człowieku uwikłanym we wszystkie słabości, które niesie sława.

 

***

Przenosimy się na nasze sportowe podwórko. Australian Open – zacznie się dopiero 8 lutego. Czyli trzy tygodnie później niż był zaplanowany. Jako pierwsza do dokładnych planów organizatorów dotarła o dziwo francuska „L’Equipe”. Wydaje się więc, że zakończyły się właśnie trwające wiele miesięcy przepychanki dotyczące daty turnieju. Dyrektor wykonawczy Tennis Australia Craig Tiley poinformował, że szlem w Melbourne w związku z sytuacją epidemiczną zostanie przesunięty na późniejszy termin. Francuska gazeta poinformowała również, że zawodnicy będą przylatywać do Australii na 14-dniową kwarantannę w dniach 15-17 stycznia. Podczas niej będą mogli trenować, a później przez tydzień będą się przygotowywać się w stanie Wiktoria w formie turniejowej. To oznacza jednak, że skasowane zostały wszystkie poprzedzające Australian Open turnieje jak: Hopman Cup, drużynowy ATP Cup, turnieje w Bisbane, Sydney, Hobart i debiutująca rok temu Adalaide. Ale chyba w rozegranie ich i tak nikt już nie wierzył…

Teraz wszystko musi jeszcze zostać potwierdzone przez polityków, a konkretnie premiera Victorii, Daniela Andrews. Ten jednak już kilka razy swoimi słowami i decyzjami dementował to, co ogłaszały media. A więc do czasu oficjalnego komunikatu trzeba się pewnie uzbroić w cierpliwość.

Trzeba też poczekać na informacje dotyczące formatu imprezy. Czy będą np. eliminacje, a jeśli tak, to gdzie? Bo jako miejsce ich rozgrywania rozważano wcześniej Dubaj, Dohę lub Singapur. Od tego mogło zależeć, gdzie i kiedy będą musieli polecieć Kamil Majchrzak, Katarzyna Kawa czy Magdalena Fręch. Nie wiemy też na razie, czy odbędą się inne konkurencje – mikst i starty juniorów. Jakie będą dokładne warunki kwarantanny i ograniczenia dotyczące wielkości teamów oraz co z ilością i biletami dla widzów. To wszystko wymaga jeszcze doprecyzowania, ale informacja dotycząca terminu wydaje się wreszcie w miarę pewna…

Prawo startu w Australian Open ma na razie troje polskich singlistów: Iga Świątek, Magda Linette i Hubert Hurkacz oraz nasz deblista Łukasz Kubot, którego nowym partnerem został, świetny holenderski specjalista w grze deblowej, Wesley Koolhof.

***

Jutro, 6 grudnia 90 urodziny będzie obchodził olimpijczyk, prof. Wojciech Zabłocki. Architekt i znawca architektury sportowej, wykładowca w Instytucie Architektury Politechniki Łódzkiej i na Wydziale Architektury Wyższej Szkoły Ekologii i Zarządzania w Warszawie, malarz z zamiłowania, autor książek o architekturze, historii i szabli, a prywatnie mąż aktorki Aliny Janowskiej oraz ojciec Michała Zabłockiego, poety i reżysera. Jeden z największych znawców szabli na świecie.

Wojciech Zabłocki urodził się w Warszawie w 1930 r. Po Powstaniu Warszawskim zamieszkał z matką w Lubartowie. Uczęszczał tam do Państwowego Gimnazjum i Liceum, należał do II Lubartowskiej Drużyny Harcerskiej, będąc jej kronikarzem. Życie zawodowe poświęcił architekturze, będąc zarówno cenionym wykładowcą jak i wziętym projektantem specjalizującym się architekturze obiektów sportowych.

Jutrzejszy jubilat jest także współautorem, wraz z rzeźbiarzem prof. Gustawem Zemłą, pomnika Powstańców Śląskich, wizytówki Katowic, stojącego przed katowickim Spodkiem.

Powszechnie jednak Wojciech Zabłocki jest znanym i cenionym sportowcem, szermierzem i szablistą. Jest on wychowankiem węgierskiego szablisty Jánosa Keveya i pod jego pieczą już na Mistrzostwach Świata Juniorów w Paryżu w 1953 r. zdobył złoty medal. Jako specjalista szabli p. Wojciech czterokrotnie reprezentował Polskę na igrzyskach olimpijskich; dwukrotnie był wicemistrzem olimpijskim w drużynie (Melbourne 1956 i Rzym 1960) oraz zdobywcą brązowego medalu w drużynie w Tokio (1964). Cztery razy zdobywał mistrzostwo świata w drużynie: Budapeszt (1959), Turyn (1961), Buenos Aires (1962) i Gdańsk (1963). W sumie zdobył dziewięć medali mistrzostw świata i pięć tytułów mistrza Polski.

Był wielokrotnie nagradzany zarówno za sukcesy sportowe, jak i prace architektoniczne. 29 maja 2011 za wspaniałą karierę sportową, olbrzymią charyzmę w działaniu na rzecz sportowców i sportu oraz magiczne piękno zaklęte w Jego architekturze został uhonorowany Orderem Ecce Homo i to chyba najpełniej oddaje kim jest Wojciech Zabłocki.

Na koniec fragment wywiadu dla portalu Onet, w którym pan Wojciech wspomina zdobycie złotego medalu w drużynie, na Mistrzostwach Świata w 1963 w Gdańsku: „Udało nam się wygrać mistrzostwo świata, zresztą w niecodziennych okolicznościach. Pokonaliśmy Węgrów i na naszej drodze stanął Związek Radziecki. Proszę sobie wyobrazić, że przed ostatnim pojedynkiem był idealny remis – zarówno pod względem liczby wygranych walk, jak i samych trafień. Regulamin przewidywał taką sytuację i mówił, że każda drużyna ma posłać jednego zawodnika do decydującego starcia. Wygrałem najwięcej meczów, ale przegrałem z Umarem Mawlichanowem, a wszyscy byli zdania, że ZSRR wystawi właśnie jego. Ostatecznie do walki wyszedł Jerzy Pawłowski, który po raz drugi na tym turnieju pokonał Mawlichanowa i zdobyliśmy złote medale. W tamtych czasach walki z zawodnikami Związku Radzieckiego miały podtekst polityczny. Kibice Krzyczeli: „bij Ruska!”, „pomścij Katyń!”, czasem musiała interweniować milicja. Pamiętam, jak po jednych zawodach, na których wygrałem wszystkie walki z reprezentantami ZSRR, podbiegła do mnie nieznajoma dziewczyna i wręczyła mi pierścień z drogim kamieniem. Nigdy jej już później nie spotkałem. A pierścionek dałem siostrze”.

Mój blog: w drodze na Alderaan
Facebook: www.facebook.com/profile.php?id=1409312104

 

Tekst ukazał się w Radiu 3ZZZ w dniu 05.12.2020 roku:

 

Main Photo: (Wagner Fontoura / flickr.com / CC BY 2.0)