Święty Jan Chrzciciel jest jedną z najwspanialszych i najpiękniejszych postaci, jakie zna historia Bożego zbawienia. Zasłużył sobie na pochwałę samego Chrystusa: „Coście wyszli widzieć? Proroka? Oto powiadam wam – więcej jak proroka. Ten bowiem jest, o którym napisano: oto posyłam anioła mego przed obliczem twoim, który przygotuje ci drogę. Zaprawdę powiadam wam, między narodzonymi z niewiast nie powstał większy nad Jana Chrzciciela”(Łk, 7, 24-28).

Jest jednym z najbardziej popularnych świętych tak na wschodzie, w Kościele Prawosławnym, jak i na zachodzie, w Kościele Katolickim. Czczą go także, jako proroka, muzułmanie. Katedrą papieską w Rzymie nie jest bazylika św. Piotra na Watykanie, tylko bazylika św. Jana Chrzciciela na wzgórzu Laterańskim.

Urodził się 6 miesięcy przed Chrystusem, dlatego to dzisiaj, pół roku przez uroczystością Bożego Narodzenia, czcimy jego narodziny. Polska tradycja związała go z najkrótszą na północnej półkuli nocą i przedchrześcijańskimi obrzędami, z ogniem, sobótkami, z zabawami i bogatym słowiańskim obyczajem.

Postawiony na pograniczu Nowego i Starego Testamentu, Św. Jan Chrzciciel należy i do jednego i do drugiego. Jest ostatnim z proroków i jednocześnie pierwszym z apostołów. I w pewnym sensie jest największym spośród jednych i drugich. Największym z proroków, bo wszyscy przed Janem zapowiadali światu nadejście Zbawiciela, a on przygotował jego przyjście i formalnie na Niego wskazał: „Oto on, Baranek Boży”. Był też pierwszym z apostołów, bo utorował drogę Ewangelii, jaką uczniowie Chrystusa poniosą później w świat.

Postać świętego Jana, surowa i bardzo urzekająca, łączy w sobie stare i nowe przymierze Boga z ludźmi, historię narodu wybranego z historią chrześcijan. Łączy w sobie treść Starego Przymierza ze światłością Łaski, mroki oczekiwania ze świtaniem Prawdy. Przedziwnie jednolite jest pasmo jego życia, które w łonie świętej Elżbiety zadrżało z radości na dźwięk głosu Maryi i zostało przecięte na żądanie nienawidzącej go Herodiady. Życie św. Jana zakończyło się męczeńską śmiercią, bo piętnował grzech króla.

Jan Chrzciciel to pokora, męstwo i nieustępliwa wierność Bożemu prawu i swojemu posłannictwu. Oznajmia ludziom Mesjasza, a sam usuwa się w cień. Nie pójdzie za Chrystusem, nie dołączy do Apostołów i uczniów. Samotny, prostować będzie drogę Panu, swym potężnym głosem wołając na pustkowiu. Niektórzy będą w nim widzieć obiecanego Mesjasza, na którego naród czekał z niecierpliwością, ale on w wielkiej pokorze wyzna: „Nie jestem godzin rozwiązać rzemyka u Jego sandałów.”(Mk. 1,7) „On ma wzrastać, a ja się umniejszać”(J. 3,30). Kiedy Chrystus poprosi go o chrzest w Jordanie powie: „Ja winienem być ochrzczony przez Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?”.(Mt.3,14)

Wyrzucał królowi grzech cudzołóstwa, wytykał mu, że zabrał żonę swojemu bratu. Uwięził go więc Herod, ale bał się go, acz chętnie go słuchał. Herodiada zaś pałała do niego nienawiścią. Gdy podczas uczty zachwycony Herod tańcem Salome, córki Herodiady, obiecał jej wszystko, czego zażąda, ona za namową matki, poprosiła o głowę Jana. I ścięto go w lochu i przyniesiono jego głowę i wręczono dziewczynie.

Gdy Jezus objawiał swoją moc, wyzwalał z opętania, rozkazywał żywiołom, uzdrawiał i wskrzeszał, najwierniejszy z Jego przyjaciół – Jan Chrzciciel – opuszczony i samotny kończył swe życie w lochu gwałtowną, niesprawiedliwą śmiercią. Czyżby Chrystus nie mógł mu pomóc? Czyż nie mógł go wybawić z rąk Heroda i jego nielegalnej żony?

Jan Chrzciciel okazał się być poprzednikiem Chrystusa także w drodze ku śmierci i to w wypadku Jezusa, jeszcze bardziej gwałtownej i niesprawiedliwej, bo we wzgardzie i straszliwych mękach na krzyżu, na oczach drwiącej z Niego gawiedzi.

Niewiele minie czasu, po ścięciu Świętego Jana, gdy wokół Chrystusa osłabnie entuzjazm, gdy serca i umysły odwrócą się od Niego, skurczy się grono rozpalonych zwolenników i stanie ze związanymi rękami przed tym samym Herodem, który dwa lata wcześniej zamordował Jana Chrzciciela. Jezus stanie przed Herodem też samotny i opuszczony, a Herod zakpi z Niego, każe Go oblec w białą szatę, uznając za szaleńca. I tak jeszcze raz, przecięły się drogi tych dwóch ludzi: Jana Chrzciciela i Jezusa. Do końca dokonało się powołanie wielkiego Jana Chrzciciela.

Zgodnie z odwieczną tradycją wyniesionych na ołtarze świętych wspomina Kościół w dniu ich śmierci, wskazując, że są to daty ich narodzin do nieba. W dorocznej liturgii obchodzimy także dzień faktycznych narodzin, ale tylko trzech osób: naszego Pana Jezusa Chrystusa, Maryi, jego Matki oraz Jana Chrzciciela. Kościół chce niejako podkreślić ważność tych trzech postaci i ich niezbywalną rolę w historii zbawienia.

Niech święty Jan Chrzciciel, będący pomostem pomiędzy Starym i Nowym Przymierzem oraz apostołem i heroldem zbawienia, umacnia nas na naszych drogach i niech nam pomaga w niełatwych czasach, w jakich przyszło nam żyć; w czasach moralnego zagubienia i celowego zacierania granic pomiędzy prawdą i kłamstwem, pomiędzy grzechem i sprawiedliwością, pomiędzy prawem i bezprawiem, światłem i ciemnością. Niech nam wskazuje bezpieczną drogę w tych czasach wszechobecnego zakłamania i rosnącej przemocy.