Będzie dziś o skokach narciarskich. Temat audycji długo obiecywany, ale za to może bardziej podsumowujący ten sezon na światowych skoczniach.

W ten weekend wprawdzie jeszcze ostatnie zawody Pucharu Świata w słoweńskiej Planicy, w których wystąpią nasi najlepsi skoczkowie i za nich oczywiście trzymamy mocno kciuki, ale zacznę od małej kartki z kalendarza. 15 marca 1936 roku, czyli 85 lat temu, skocznia w Planicy stała się areną wydarzenia, które przeniosło skoki narciarskie w nowy wymiar. Tego dnia, Austriak, Josef Sepp Bradl jako pierwszy człowiek, lecąc na dwóch deskach, przekroczył magiczną na tamten czas granicę 100 metrów i zdołał ustać ten skok.

Pomimo tego, że w latach 30-tych kilku Norwegów dzierżyło rekord świata w długości skoku, szef Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, Norweg właśnie, Nikolai Oestgaard, przeforsował uchwałę zakazującą organizacji zawodów na skoczniach pozwalających na skoki powyżej 80 metra. W głębokim poważaniu mieli to jednak działacze sportowi ze Słowenii organizujący zawody w marcu 1936 roku z nadzieją na pobicie rekordu świata. Z udziału w rywalizacji zrezygnowali Norwegowie i tu otworzyła się szansa dla świetnie wtedy dysponowanego młodziutkiego, 18-letniego Austriaka Josefa Bradla, który skokami na 77 i 78 metrów wygrał oficjalne zawody, a poza konkursem pofrunął na odległość 101,5 m.
– Po perfekcyjnym wyjściu z progu powietrze zaczęło mocno naciskać na moją klatkę piersiową, położyłem się na nim i pozwoliłem, by mnie niosło. Miałem tylko jedno życzenie – lecieć w ten sposób jak najdalej. (…) Nie mogłem uwierzyć, kiedy pokazano odległość 101,5 m. – wspominał sam Bradl. Dwa lata później także w Planicy swój własny rekord wyśrubował do 107 metrów. W tym samym roku po Anshlussie Austrii został reprezentantem Trzeciej Rzeszy i już skacząc ze swastyką na ramieniu i jako żołnierz SS, zdobył kolejnej zimy tytuł mistrza świata, tym razem w Zakopanem.

W Planicy rekordy świata ustanawiali także Polacy: 14.03.1987 Piotr Fijas skoczył 194m, a 20.03.2003, Adam Małysz wylądował na 225 metrze. Obecnym rekordzistą świata jest Austriak, Stefan Kraft, który w norweskim Vikersund w 2017 roku pofrunął aż 253,5m.

Ta kartka z kalendarza dobrze nam pokazuje, że mino upływu lat w skokach narciarskich zmieniają się odległości, ale nie rozkład sił. Tu ciągle najlepsi z najlepszych to Skandynawowie, Niemcy, Austriacy, a czołówkę uzupełniają Szwajcarzy, Słoweńcy, Czesi i Polacy + dalecy Japończycy.

Ten rok po raz kolejny był rokiem skoczków z Norwegii, Niemiec i Polski nie licząc Covid-19, który także tutaj starał się jak najbardziej wszystko zamieszać.
Tak więc sezon 2020/21 odejdzie do historii jako jeden z najbardziej udanych w wykonaniu polskich skoczków. Zawdzięczamy to Kamilowi Stochowi, Dawidowi Kubackiemu i oczywiście Piotrowi Żyle.

Rozpoczęliśmy go dobrymi startami w Pucharze Świata i brązowym medalem polskiej drużyny w Mistrzostwa Świata w Lotach Narciarskich. Tu klasą dla siebie byli Norwegowie i Niemcy.

Przyszedł jednak czas na najbardziej prestiżowe zawodu w skokach narciarskich, czyli Turniej Czterech Skoczni. Już w pierwszych zawodach w Oberstdorfie drugi był Kamil Stoch. Drugi konkurs w Ga-Pa wygrał Dawid Kubacki, a trzeci był Piotr Żyła.

Na podium konkursu w Innsbrucku, będącego trzecim konkursem w rywalizacji Turnieju Czterech Skoczni znów znalazło się dwóch Polaków: Kamil Stoch, który zwyciężył i Dawid Kubacki, który zajął trzecią pozycję. Po tym triumfie Kamil Stoch wysunął się na prowadzenie w klasyfikacji generalnej turnieju i już go nie oddał, wygrywając w wielkim stylu czwarty konkurs w Bischofshofen i cały 69. Turniej Czterech Skoczni. Trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej zgarnął Dawid Kubacki, Piotr Żyła był piąty, a Andrzej Stękała szósty! Polacy byli najlepsi w trzech z czterech konkursów. Fantastyczny, najlepszy w historii tego turnieju, występ Biało-Czerwonych.

I Mistrzostwa Świata w Oberstdorfie. Konkurs na skoczni normalnej. Pierwszą kolejkę skokiem na 105 m wygrywa Piotr Żyła, tuż za plecami wszyscy faworyci i to najpierw oni w drugiej kolejce oddają świetne skoki. Wiadomo więc, że by wygrać trzeba będzie skoczyć i daleko, i perfekcyjnie, a Piotrek siada na belce i się tylko uśmiecha… Odepchnięcie belki, wybicie i leci… I jest wszystko, i odległość, i styl. Złoto dla Polski i radość tego dużego dzieciaka polskich skoków nie do opisania. Można to oglądać i oglądać bez końca.

Oj, jak mało brakowało by i z dużej skoczni w Oberstdorfie Piotr Żyła wrócił z brązowym medalem, pozostało jednak cieszyć się 4 miejsca Piotrka. I ostatni konkurs mistrzostw świata, czyli drużynowy. Totalny pogodowy i emocjonalny rollercoaster. Mogło być nawet złoto, skończyliśmy jednak, albo aż, z brązowym medalem naszego zespołu. Zwyciężyli Niemcy. Srebro natomiast przypadło Austriakom. Największymi przegranymi byli Norwedzy. Nas naprawdę cieszy ten brąz, a najlepszym z Polaków znów był Piotr Żyła, który po mistrzostwach tak podsumował swoje starty:

„Bardzo mi się podobało na tych mistrzostwach. Byłem w życiowej formie, ale stać mnie, żeby była jeszcze lepsza. Wykorzystałem całe swoje doświadczenie – co robić, jak podejść do zawodów. To, że „łajdaczyłem” na treningach, to teżjeden z elementów mojej głupiej głowy. Gdy przychodził konkurs, to wiedziałem, że jest ogień, nie mogło być inaczej. We wszystkich konkursach dałem z siebie, ile mogłem”.

Na zakończenie mam dla państwa fragmencik felietonu Marcina Hetnała z portalu skijumping.pl, który dotyczy naszego złotego Piotra Żyły i dziś nim się z państwem już żegnam:
„O matko i córko, jak ja kocham ten sport. Nieprzewidywalny jak irlandzka pogoda, jak kursy giełdowe, jak zakochana kobieta. Byłem pewien, że brązowy medal w Lahti to już było największe osiągnięcie Piotra, jego Austerlitz, jego dziewiąta symfonia, jego wisienka na torcie. A tu Piotr robi nam klasyczne WTEM! z komiksów o Tytusie.
Kariera tego postrzelonego skoczka to w sumie też niezły materiał na film. Obiecujące starty w okresie juniorskim, pierwsze sukcesy, okres „garbika i fajeczki”, rosnąca rozpoznawalność ze względu na charakterystyczny śmiech i dowcipkowanie, medale drużynowe, a potem brąz w Lahti, porażka na Igrzyskach w Pjongjang rok później, gdy nie znalazł się w składzie na żaden konkurs, perturbacje rodzinne, w końcu zadomowienie się na dobre w absolutnie ścisłej światowej czołówce, no i w końcu mistrzostwo świata. To się nazywa ukoronowanie kariery” („Okiem Samozwańczego Autorytetu: To jest sport dla starych ludzi” na www.skijumping.pl).

Ps. Niespodzianka dla tych, którzy zaglądają na stronę internetową:

 

Mój blog: w drodze na Alderaan
Facebook: www.facebook.com/gosia.pomersbach

 

Tekst ukazał się w Radiu 3ZZZ w dniu 20.03.2021 roku:

 

Main Photo: (Mariano Mantel / flickr.com / CC BY-NC 2.0)