W styczniu 2022 roku minęło 70 lat od przyjazdu do Melbourne pierwszych polskich zakonnic ze Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstanek. W maju 1952 roku osiadły w Essendon i weszły na stałe w historię Wiktoriańskiej Polonii. Przybyły na zaproszenie Ojca Józefa Janusa SJ, aby zatroszczyć się o polskie dzieci powojennej emigracji.

24.02.1973 – po poświeceniu kościoła w Essendon

Pierwszą polską posiadłością zakupioną po wojnie w Australii był „Dom Dziecka” w Essendon. Osiedlający się na antypodach Polacy mieli jeszcze w żywej pamięci wojenne losy swoich dzieci. Widzieli je umierające na Syberii, głodne i smutne w obozach dla uchodźców, więzione w obozach koncentracyjnych i biorące udział w powstaniu warszawskim. Wielu też polskich emigrantów, szukających spokojnego domu w Australii, było sierotami pozbawionymi swych rodzin.

Oto jak swymi syberyjskimi przeżyciami dzielił się z czytelnikami „Tygodnika Katolickiego” w numerze18 inicjator powstania „Domu Dziecka” w Melbourne, Ojciec Józef Janus SJ:

„Prześladuje mnie ten obraz – pisał. Wżarł mi się w duszę. Będzie mi stał przed oczyma, kiedy będę konał. Te słowa chciałbym pisać nie piórem, ale własną krwią.  Było to w roku l942, w Rosji. Staliśmy w Guzarze, w Uzbekistanie. Wojskowym samochodem przyjechaliśmy do Karkin-Batasz (po uzbecku Dolina śmierci). Tam bolszewicy urządzili „sierociniec” dla polskich dzieci uwolnionych z łagrów, przeważnie sierót. Była to trupiarnia. Długie lepianki z wyschniętej na słońcu gliny służyły za pomieszczenia. Tyfus, malaria, czerwonka i szkorbut dzień w dzień zbierały swe żniwo. Właśnie minęła nas arba zaprzęgnięta w woły z sześcioma nagimi szkieletami, idąca na cmentarz. Żniwo tego dnia. Ile było dzieci w sierocińcu – nie wiem. „Zdrowych”, tzn. mogących jeszcze o własnych siłach utrzymać się na nogach, było około 40. Reszta już się nie podnosiła z gliny czekając na swoją kolej, kiedy się śmierć nad nimi zlituje. Cały sierociniec na kilkaset dzieci był jednym szpitalem, trupiarnią. Jestem twardym człowiekiem. Nie płakałem w więzieniu. Nie płakałem, gdy mnie bito i na śmierć skazywano. Nie płakałem grzebiąc swoich najbliższych, nawet własnego Ojca. Wówczas jednak nie wytrzymałem, choć miałem na sobie mundur żołnierski. Stanęło bowiem wśród nas 40 zawszonych szkieletów. Żywe trupki. Jedne wyschnięte, drugie opuchnięte, wszystkie pokryte wrzodami awitaminozy. Patrzyły szklanymi, zaropiałymi oczami. Uśmiechały się spalonymi wargami, zza których wyglądały bezzębne owrzodziałe dziąsła. Śmierć zionęła od nich. Na tle bezkresnej pustyni, wśród żmij, skorpionów, falang i malarycznych moskitów, te bose, półnagie dzieci w swej bezsile i niewinności mroziły krew w żyłach. Kiedy zachrypłymi, obolałymi głosami te żywe tak straszliwie przez życie skrzywdzone trupki zaczęły śpiewać „Z trudu naszego i bólu Polska powstanie, by żyć” ktoś szepnął za mną jakimś niesamowitym szeptem: „Jezus, Maria!” Gryzłem wargi do krwi, lecz nie wytrzymałem. Rozpłakałem się w głos, nikt zresztą nie wytrzymał i nikt się tego nie wstydził. Tego widoku nie mogliśmy znieść…”

Powojenne pokolenie było bardzo wyczulone na los dzieci w ogóle, a w szczególności na ich dolę w kryzysowych sytuacjach rodzinnych. W stolicach stanowych powstawały komitety społeczne szukające sposobu zatroszczenia się o nie. W pierwszych numerach wydawanego wówczas w Nowej Południowej Walii „Tygodnika Katolickiego”, sporo miejsca poświęcano temu tematowi. Między innymi w artykule zatytułowanym „Kilka słów dla wyjaśnienia”, drukowanym 1 marca 1951 roku, czytamy o planach Polaków w Sydney:

„Nie można tego domu, o jakim mówimy, nazwać sierocińcem, bo to nie ma być dom dla samych sierotek. Sierotek i pół-sierotek nie mamy na szczęście za wiele. W „Domu Dziecka” sieroty i pół-sieroty będą miały pierwszeństwo, ale one tego domu nie zapełnią. Nie można go też nazwać ochronką, bo ochronka to tyle co przedszkole, dokąd rodzice prowadzą dzieci na dzień, a zabierają na noc. Nie wprowadzajmy więc nieporozumień i nie mówmy ani o bursie, ani o internacie, ani o sierocińcu czy ochronce. Chodzi bowiem o Dom Dziecka, który będzie i dla sierot i dla nie sierot, dla malutkiej dziatwy od 3 lat w górę i dla uczniów ze szkoły. Życie się będzie zmieniało i Dom Dziecka będzie się do życia musiał dostosowywać, bo inaczej nie spełniałby swego zadania”.

I tak w połowie lat 50-tych na terenie Sydney zakupiono w odległej dzielnicy o nazwie Marayong farmę, sprowadzono potem polskie Siostry Nazaretanki i wybudowano skromny „Dom Polskiego Dziecka” i klasztor dla zakonnic. W milenijnym, 1966 roku, wzniesiono obok nich polski kościół, pomnik tysiąclecia polskiego chrześcijaństwa, a w latach 70-tych siostry wraz z ludźmi wybudowały „Dom Brata Alberta” dla starzejących się i potrzebujących opieki rodaków. Z biegiem lat wokół tej peryferyjnej posiadłości wyrosły nowe dzielnice i dzisiaj, obok nowego klasztoru zakonnic i prowadzonej przez nie dużej szkoły średniej, nadal prosperuje niezwykle popularny polski kościół, plebania, duża sala, wioska dla seniorów i ogromny ośrodek dla starszych osób wraz ze szpitalem dla przewlekle chorych. Jest to niewątpliwie największy i najbardziej prężny ośrodek polskości w Australii, pamiętający jeszcze polskie dzieci z lat 50-tych i 60-tych i opiekujące się nimi polskie Nazaretanki. Ze skromnego niegdyś dzieła wyrosła duma australijskiej Polonii. Jak mądrzy okazali się ci, którzy w trudnych, pionierskich czasach nie myśleli o sobie, ale o potrzebującym pomocy dziecku.

Ale Nowa Południowa Walia wzięła przykład z Wiktorii, bo Wiktoria znacznie wcześniej sprowadziła na antypody polskie Zmartwychwstanki. W „Tygodniku Katolickim” na tytułowej stronie numeru 28, pod datą 23.02.1952,opublikowano okazałe zdjęcie dwu uśmiechniętych sióstr: M. Albiny Śliwińskiej i Gertrude M. Gorczynskiej.

Oryginalne zdjęcie z „Tygodnika Katolickiego”

Obydwie urodziły się w Polsce. W młodym wieku wstąpiły do Zgromadzenia Zmartwychwstanek i po złożeniu ślubów zakonnych zostały wysłane do pracy pośród amerykańskiej Polonii. Po kilkunastu latach Matka Generalna, Teresa Kalkstein, wysłała je do Melbourne. Czekał na nie Ojciec Józef Janus, jezuita, nowoprzybyły duszpasterz Polaków, który pracując wcześniej w Watykańskim Radio dał się poznać zgromadzeniom zakonnym, nic więc dziwnego, że jego prośbę, o przysłanie polskich sióstr do opieki na polskimi dziećmi w Melbourne, popartą przez arcybiskupa Daniel Mannixa, Matka Generalna potraktowała z pełnym zaufaniem. Starał się o ich przyjazd, bo wiedział, że mają wielkie serca, gotowe służyć Polonii i że nie cofną się przed żadnym poświęceniem.
Siostry Albina i Gertruda zamieszkały początkowo w klasztorze sióstr australijskich, ale od razu weszły w życie Polonii, bo przybyły dzielić jej los i szczególną troską otoczyć jej dzieci. Pisano o nich w australijskiej prasie, przedstawiając zaledwie 70-cio letnią historię ich Zgromadzenia i wspominano o błogosławieństwie samego papieża, z jakim przybywały do Australii. Przypadły do serca Rodakom i już po roku wspólnym wysiłkiem zakupiono okazały piętrowy dom na dużej posesji w Essendon.

1952r. – Essendon, Resurrection House; Ks. Józef Janus i pierwsze Siostry Zmartwychwstanki
S. Gertrude M., S. Agnes, S. M. Alice, S. Ksawera, S. Wacława i S. M. Albina

Ksiądz redaktor Konrad Trzeciak CM na pierwszej stronie „Tygodnika Katolickiego” opublikował w maju l952 roku zdjęcie zakupionego domu z podpisem „Pierwszy Polski Dom Dziecka w Australii” i pisał:

„Nie wierzysz czytelniku, że Polacy w Melbourne mogli w tak krótkim czasie zdobyć się na dzieło wymagające tylu pieniędzy? Nie dziwię ci się, bo i ja też przecierałem oczy, gdy w towarzystwie księdza Janusa i polskich sióstr zwiedzałem ten dom”.

Na drugiej stronie pisał Ojciec Józef Janus:

„Bogu dzięki, skończyła się nareszcie bezdomność naszych Sióstr. Dnia 8 kwietnia l952 roku został podpisany kontrakt kupna pięknej posiadłości oraz dużego, piętrowego domu na Essendon. Dzięki interwencji Kurii Arcybiskupiej udało się nam go nabyć razem z meblami za osiemnaście tysięcy funtów. Trzy tysiące depozytu wpłaciły siostry oraz Kuria Arcybiskupia, a na 15 tysięcy zaciągnęliśmy pożyczkę w banku i spłacać ją będziemy przez 15 lat. Prawo własności należy do Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstanek. Spełniły się nasze marzenia, starania i zabiegi. Mamy więc dom, w którym zmieszczą się i dzieci, i przedszkole i nasze bezdomne organizacje będą mogły w nim także znaleźć chwilowy przytułek. Aby pomóc siostrom w spłaceniu pożyczki iw prowadzeniu tego pięknego dzieła powołany został „Komitet Opieki nad Dzieckiem”. Patronat nad nim ma przyjąć życzliwy nam Arcybiskup Daniel Mannix. A oto skład Komitetu: ks. Józef Janus – przewodniczący; siostra przełożona Albina Śliwińska – pierwsza zastępczyni przewodniczącego; pani Helena Korewa – druga zastępczyni; siostra Gertruda – pełnić ma obowiązki sekretarza i skarbnika; redaktor Jerzy Grot-Kwaśniewski obejmie dział propagandowy; inżynier Gołębiowski – dział techniczny, a Henryk Górny – dział imprezowy. Do Komitetu wejdą także przedstawiciele polskich organizacji i osoby spoza nich. Otworzone już zostały trzy różne listy ofiar na Dom Zmartwychwstania: Lista Fundatorów, Lista Cegiełek i Lista Opiekunów Dziecka. Bynajmniej nie chcemy tylko wyciągać rękę” – czytamy dalej w artykule księdza Janusa. „Chcemy pracować. Już przygotowujemy wielki koncert w Richmond, na którym chcielibyśmy widzieć całą Polonię z Melbourne. Przygotowujemy wielką loterię fantową. Będzie motocykl i rowery, patefon i aparaty fotograficzne. Już nasza Sodalicja Mariańska nie tylko wpłaciła swoje 25 funtów na listę fundatorów i ofiarowała całkowity dochód ze swej poświątecznej zabawy, ale opodatkowała wszystkie swoje zabawy przez cały rok i podjęła się wszelkich prac i ofiar, na jakie będzie ją tylko stać. A przy Sodalicji ramię w ramię stanął 34-ty Krąg Starszo-harcerski. Komitet Obchodów3 Maja przekazał swój całkowity dochód pod hasłem „3 Maj Polskiemu Dziecku”. Nie wstydzimy się żadnej pracy ani zbierania butelek ani papieru, ani szmat”.

Jeszcze przed końcem l952 roku przybyły ze Stanów Zjednoczonych następne dwie siostry: Agnes Zaleski i Wacława Gondek, a potem znowu dwie: M. Alice Kwasny i M. Ksawera Jakubowska. Zaś w późniejszych latach: M. Anastasia Górski, Mechtilde Garucka, Ancilla Kalmuk i kilka następnych. Razem z Ameryki, Anglii oraz Polski przybyło do Melbourne 21 Zmartwychwstanek. Ich najważniejszym zadaniem była opieka nad polskimi dziećmi i pomoc katolickim rodzinom, dlatego stworzyły potrzebującym opieki dzieciom zastępczy „dom”. W latach największego nasilenia mieszkało z nimi blisko 90 dzieci w różnym wieku. Trudno uwierzyć, że aż tyle mogło się w nim pomieścić.

Z czasem instytucje stanowe zaczęły do tego „Polskiego Domu” kierować dzieci z rodzin australijskich. Zresztą, Siostry Zmartwychwstanki, bardzo szybko nawiązały bliskie relacje z mieszkającymi w okolicy rodzinami i zdobywając ich szczere uznania i podziw znalazły wśród lokalnej ludności bardzo dużo życzliwej pomocy.

1955 r. – dzieci z Domu Dziecka „Resurrection House” wraz z siostrami:
S. Gertrude M., S. M. Alice i S. Ewarysta

1958 r. – powitanie Ks. Arcybiskupa Józefa Gawliny przez dzieci z Domu Dziecka wraz z S. Gertrude M.

1957 r. – Jasełka naszych dzieci w telewizji

Początkowo siostry powierzane im dzieci prowadzały do pobliskiej szkoły parafialnej pod wezwaniem św. Teresy, jednak po kilku miesiącach zaczęły same je uczyć, miały bowiem odpowiednie wykształcenie i fachowe przygotowanie. W l957 roku rozpoczęły budowę swojej własnej szkoły katolickiej, która zapewniała naukę w pełnym cyklu szkołypodstawowej. Ukończyły ją rok później i nazwały „Resurrection School”.

1958 r. – Resurrection School (S. Agnes i S. Mechtilda; budynek szkoły; S. Anastasia i S. Antonia)

Szkoła wraz z przedszkolem, ciesząc się w okolicy wielkim uznaniem, w ciągu 68 lat swego istnienia wychowała i wprowadziła w życie tysiące dzieci różnych narodowości. W pierwszych latach uczyły siostry w swojej szkole także języka polskiego i przez ponad cztery dekady pomagały polskim szkołom sobotnim w Broadmeadows, Richmond, Sunshine, Glenroy i St. Albans. Przygotowywały też do Pierwszej Komunii świętej nie tylko polskie dzieci, ale także uczęszczając do ich szkoły.

1952 r. i 1954 r. – I Komunia Święta dzieci przygotowanych przez S. Agnes

W roku l965 roku nowopowstała parafia St. Martin de Porres w Avondale Heights poprosiła Siostry Zmartwychwstanki o zorganizowanie szkoły katolickiej na jej terenie. Podjęły się tego zadania z zapałem i zaczynając od niewielkiej grupki dzieci przez 20 lat budowały mozolnie okrzepłą dziś w tradycje nową parafialną szkołę.

Niemal od początku pojawiły się w Melbourne polskie dziewczęta, zainteresowane powołaniem zakonnym Zmartwychstanek, stąd już w l954 roku siostry zakupiły sąsiedni dom, aby go zamienić na klasztor i dom zakonnejformacji, czyli nowicjat. Na przestrzeni pierwszych czterdziestu lat ponad 20 dziewcząt urodzonych w Australii, w Niemczech i w Polsce zdecydowało się podzielić ich powołanie, ale nie wszystkie były w stanie podołać zakonnym wyrzeczeniom. Nie jest łatwo bowiem oddać swą wolę w posłuszeństwo siostrze przełożonej i w zmaterializowanym świecie żyć w zakonnym ubóstwie. Nie jest też łatwo zrezygnować ze swoich własnych dzieci, by do końca pokochać cudze. Kilkanaście z nich wystąpiło. Pozostało dziesięć. Pośród nich 3 córki państwa Smolarków z St. Albans – Teresa, Bernadetta i Maria Józefa.

Mały dom zwany Betlejem – klasztor i nowicjat Sióstr Zmartwychwstanek;
przed domem stoją S. Mechtilda i S. M. Anastasia oraz pierwsze nowicjuszki w Essendon – S. M. Elizabeth Trzos, S. Marta i S. M. Joseph Smolarek

Aspirantki w Adelaide – Danuta, Wiesława, Anita i późniejsza S. Hermina Widlarz

Pięć lat po otwarciu „Domu Dziecka”w Essendon Polacy z Południowej Australii poprosili siostry o otwarcie podobnego „Domu” w Adelaide i w l957 roku w dzielnicy Royal Park zbudowano „Dom Świętego Stanisława Kostki”, od początku pokochany przez Polaków i okoliczne rodziny australijskie.

1982 r. – Adelaide, jubileusz 25-lecia Sióstr Zmartwychwstanek w tym mieście

Bardzo potrzebny w latach 50-tych „Dom Dziecka” w Essendon, od którego Zmartwychwstanki rozpoczynały swoją posługę w Australii, w l971 roku, po 19 latach działalności trzeba było niestety zamknąć. Stanowe prawa bowiem, zaczęły się domagać niemożliwych do zrealizowania, znacznie bardziej komfortowych warunków dla dzieci, a ustawodawstwo państwowe szło w kierunku zamykania tego rodzaju instytucji i szukania rodzin zastępczych dla dzieci, którym z różnych powodów zabrakło rodzicielskiej troski.

1976 r. – wspólnota Sióstr Zmartwychwstanek w Essendon
Od góry: S. Hermina Widlarz, S. M. Joseph Smolarek, S. Mechtilda Garucka,
S. Stanislaus Wierczynski, S. M. Anastasia Górski, S. Teresa Smolarek, S.Ancilla Kalmuk,
S. M. Goretti Feeheny, S. Krystyna Kapelan i S. M. Teresa Kożuszko

Pozostała dobrze prosperująca i popularna „Resurrection School”. W roku l968 siostry zakupiły sąsiednią posesję planując rozbudowę swojej szkoły o bibliotekę, salę sportową i plac gier dla uczniów. Przekonane jednak przez Ojca Józefa Janusa zdecydowały się przeznaczyć zakupioną posiadłość na budowę polskiego kościoła wraz z mającą służyć szkole obszerną salą gimnastyczną. Jeszcze tego samego roku odwiedzający Australię biskup Władysław Rubin, opiekun emigracji, poświęcił tę zakupioną przez siostry posesję, rozpoczynając tym samym akcję budowy Polskiego Sanktuarium Maryjnego. Po długich staraniach u władz kościelnych i lokalnych oraz po 4. latach zbierania funduszy przez powołany w tym celu przez Ojca Józefa Janusa „Komitet Budowy Kościoła”, ku ogromnej radości całej Australijskiej Polonii, 24 lutego 1973 roku, kardynał Karol Wojtyła, uczestniczący w XV Międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym w Melbourne konsekrował tę polską świątynię w Essendon. Polskie Sanktuarium Maryjne, w którym duszpasterską posługę sprawują od początku Jezuici, wybudowane zostało polskimi sercami
i pozostanie chlubą Wiktoriańskiej Polonii. Stało się „polską ziemią” w Australii i duchową przystanią dla wielu rodaków.

24.02.1973- Konsekracja Polskiego Sanktuarium Maryjnego przez Ks. Kard. Karola Wojtyłę

Tak kościół, jak i obszerna sala wraz z doskonale wyposażoną sceną, stały się na zawsze otwartym i gościnnym „Domem Chrystusowej i naszej Matki” nie tylko dla szkoły, ale i dla wszystkich Polaków. Polubili go również Australijczycy i przez kilka lat przychodzili z sąsiednich parafii, by się w nim modlić o godne powołania do stanu kapłańskiego i zakonnego. W 2002 roku dziękowano w tej świątyni Bogu w obydwu językach za Siostry Zmartwychwstanki i za ich 50-letnią pracę w Australii. Niektóre z nich, po wielu latach ofiarnej posługi, wróciły do Stanów Zjednoczonych i Anglii. Ciała czternastu innych, zmarłych w Australii, oddano ziemi na cmentarzu w Keilor. Odczuwany w zachodnim świecie brak powołań kapłańskich i zakonnych dotknął także i nasze australijskie Zmartwychwstanki. Skurczyły się znacznie ich szeregi. Zmęczone pracą, nie mając nadziei na nowe siły, zostały zmuszone do stopniowego wycofania się ze swych australijskich posług. W 2013 roku ku ogólnemu rozczarowaniu Polonii i lokalnej ludności, opuściły Adelaide, dwa lata później zmuszone były zamknąć przedszkole tu w Melbourne, a pod koniec 2021 roku „Resurrection School” w Essendon. Zamkniecie szkoły odbiło się głośnym echem i napełniło zrozumiałym smutkiem, bólem i żalem zarówno siostry i wspaniałe grono nauczycielskie, jak i uczniów oraz ich rodzinami, a nade wszystko także i polską społeczność. Pozostało w Melbourne tylko sześć Zmartwychstanek. Trzy z nich służą rodakom w Polskim Sanktuarium Maryjnym w roli zakrystianki, organistki i księgowej, która także układa piękne bukiety kwiatów. Niedawno przybyła z Polski siostra Maksymiliana Maria nie jest emerytką, jak pozostałe siostry i budzi nadzieję, że to piękne zakonne dziedzictwo modlitwy i służby Zmartwychwstanek na australijskiej ziemi odrodzi się jeszcze z nową mocą i być może znajdą się w Melbourne serca dziewcząt otwarte na Boże wezwanie: „Pójdź za mną”.

Siostry Zmarwychwstanki w Essendon dzisiaj: S.Krysytyna Kapelan CR (zakrystianka), S. Maksymiliana Matuszewska CR,
S. Teresa Kożuszko CR (księgowa i przełożona) i S. Hermina Widlarz CR (organistka)

Całe Zgromadzenie Sióstr Zmartwychwstanek liczy obecnie w świecie niespełna 300 zakonnic. Większość z nich to Polki, bo jest to polskie zgromadzenie zakonne. Pracują w Polsce, Stanach Zjednoczonych, Argentynie, Kanadzie, Anglii, Włoszech, na Białorusi, w Tanzanii i w Australii. Mieszkają w 38 klasztorach zajmując się katechizacją dzieci i młodzieży, wychowaniem i nauczaniem w szkołach i przedszkolach, pracą w parafiach i w duszpasterstwie rodzin, a także misyjną i charytatywną posługą Kościoła. Najbardziej prężną i budzącą wiele nadziei placówką Zmartwychwstanek dzisiaj jest otwarta 16 lat temu misja w Tanzanii, gdzie siostry prowadzą szkołę i przedszkole, ciesząc się nowymi powołaniami spośród lokalnych murzyńskich rodzin.

Każda Zmartwychwstanka w dniu wieczystych ślubów zakonnych otrzymuje krzyż, na którym wyryte jest hasło,będące treścią życia każdej z nich: „Przez krzyż i śmierć do zmartwychwstania i chwały”. Świadectwem swego życia, modlitwą i codzienną pracą pomagają ludziom odnaleźć Zmartwychwstałego Chrystusa i uwierzyć w Jego Nieskończoną Miłość.

Jakie były początki tego polskiego zgromadzenia zakonnego?  Otwórzmy broszurkę pełną kolorowych i czarnobiałych zdjęć. Patrzą z niej twarze matki i córki: Celiny i Jadwigi Borzęckich. Obydwie są założycielkami Zmartwychwstanek. Celina z Chludzińskich urodziła się tuż po powstaniu listopadowym w l833 roku w polskiej rodzinie ziemiańskiej na Białorusi. Jako dziewczyna marzyła o wstąpieniu do klasztoru, ale rodzice byli innego zdania. Posłuchała ich i poślubiła Józefa Borzęckiego z Grodzieńszczyzny. Była szczęśliwą małżonką i matką czworga dzieci. Dwoje z nich zmarło wcześnie, a dwie córki: Jadwiga i Celina wzrastały w zdrowych tradycjach patriotycznych, religijnych i rodzinnych. Rodzice troszczyli się o ich wykształcenie angażując do pracy nad nimi nauczycieli z kraju i zagranicy. Szczęście rodzinne zakłóciła choroba pana Borzęckiego, dotkniętego paraliżem. Celina przeniosła się wraz z całą rodziną do Wiednia, tam bowiem dawano nadzieję wyleczenia męża. Niestety Józef Borzęcki zmarł po 5 latach. Celina wówczasprzeniosła się z córkami do Rzymu. O tym, że ma powołanie zakonne mówił jej już mąż przed śmiercią, a utwierdził ją w tym przekonaniu spotkany w Rzymie spowiednik, ksiądz Semenenko, przełożony utworzonego wcześniej Zgromadzenia Księży Zmartwychwstańców. Piękne i wykształcone córki wzbudzały zainteresowanie w rzymskich salonach. Wielu starało się o ich rękę. Starsza z nich, Celina juniorka, wybrała Józefa Hallera, a młodsza, Jadwiga mając zaledwie l8 lat zdecydowała poświęcić się Bogu. Była inteligentna i uzdolniona artystycznie, zrezygnowała jednak z wszystkiego i przystąpiła do współpracy z matką w tworzeniu nowego zgromadzenia zakonnego. Dużo niezrozumienia i upokorzeń musiały przejść zanim doczekały się formalnego zatwierdzenia nowej zakonnej rodziny w styczniu l891 roku. Cztery lata wcześniej otworzyły w Rzymie bezpłatną szkołę dla dziewcząt ucząc je oprócz języków, literatury i prac ręcznych – odpowiedzialności, sumienności, szlachetności i szczerości, bardzo potrzebnych do życia w społeczeństwie. Celem tego, powstałego na emigracji Zgromadzenia była i jest praca nad moralnym odrodzeniem polskiego narodu. Gdy tylko stało się to możliwe Matka Celina udała się do Galicji. Rozpoczęła od skromnego domu w Kętach koło Bielska-Białej, angażując się w pracę parafialną, otwierając ochronkę dla dzieci i podejmując katechizację. Założyła również stowarzyszenie świeckich kobiet – Apostołki Zmartwychwstania, które żyją duchowością Zgromadzenia, nie będąc siostrami zakonnymi. Na początku XX wieku w strojach świeckich, bez habitów, rozpoczęły pracę w zaborze rosyjskim, w Częstochowie i Warszawie. Była to przede wszystkim praca pedagogiczna i parafialna. Już u początków Zgromadzenia kilka sióstr wyjechało do Ameryki, by w Chicago wspierać Polonię. Tam też w latach późniejszych wzniosły okazałe szkoły i szpitale, z których w ostatnich dekadach trzeba im było powoli się wycofać. Dzisiaj prowadzą tam tylko jedną szkołę w Prowincji nowojorskiej.

W 1906 roku, mając zaledwie 42 lata, zmarła nagle współzałożycielka Zgromadzenia, Matka Jadwiga. 7 lat później w Krakowie zmarła Matka Celina. Obydwie spoczęły w Kętach. Jeszcze za życia Założycielek powstały 22 wspólnoty Zmartwychwstanek, co świadczyło o ich popularności i autentyzmie oraz o społecznych i religijnych potrzebach budzącej się do wolności Polski. 27 października 2007 roku w Rzymie, w bazylice św. Jana na Lateranie, Matka Celina została ogłoszona kolejną polską błogosławioną.

„Bądź uwielbiony Panie w tym dniu, który schyla się do zmroku,
Który zabiera ze sobą odchodzące chwile spełnione.
Bądź uwielbiony w trudzie naszych rąk,
w pracy naszych dłoni człowieczych, w wysiłku serc,
w maleńkim miłowaniu podniesionym do miłości Bożej.
Bądź uwielbiony w uśmiechu jasnym czy trudnym, we łzach co wstydliwie spływają…
Bądź uwielbiony Panie w przemijaniu czasu.
Daj mu, Panie, taki blask, by świecił wieczyście światłem Twoich zmiłowań”.

Tak się modlą Zmartwychwstanki wraz z autorką tego wiersza siostrą Elżbietą Płońską. A my zechciejmy im podziękować za 70 lat cichej, oddanej, pełnej poświęceń i nie czekającej na odznaczenia posługi dla kilku polonijnych pokoleń w Melbourne i Adelaide. Podziękujmy za wyświadczone nam dobro i życzmy Zmartwychwstankom wielu dobrych powołań, by mogły nadal być między nami, świadcząc swoim życiem, że Bóg kocha każdego z nas.

Opracował ks. Wiesław Słowik SJ